Metalowy klucz został z piskiem przekręcony w zardzewiałym zamku, powodując serię dreszczy przechodzących wzdłuż mojego kręgosłupa. Zerknęłam na Tori i obie wzdrygnęłyśmy się dokładnie w tym samym momencie, wymieniając pełne obaw spojrzenia. Dr Gubler oczyścił gardło i skinieniem przywołał nas przed brązowe, zardzewiałe, drzwi metalowej klatki, które teraz były otwarte.
- Zasadami odwiedzin wciąż kierują surowe procedury, tylko jedna osoba może być w środku. Możecie wchodzić po kolei jeśli chcecie. Przysługuje mu 20 minut i ktoś powinien być tam z wami, ale wydaje mi się, że Joel nie będzie dziś zagrożeniem. Poza tym jestem pewien, że potrzebujecie prywatności. – Jego nozdrza zadrżały, kiedy niezręcznie przesunął się na bok, dając jednej z nas możliwość przejścia przez klatkę do pokoju Joela. Szturchnęłam Tori by poszła pierwsza, bo była jego dziewczyną, więc prawdopodobnie wolał zobaczyć się z nią niż ze mną. Uśmiechnęła się do mnie słabo. Wyluzowana postawa, jaką prezentowała mi i doktorowi Gublerowi sprawiła, że mogłabym uwierzyć, że ta sytuacja nie robiła na niej wrażenia. Jednak kiedy zrobiła krok do przodu i weszła z doktorem do pokoju Joela, w jej oczach tkwiło przerażenie.
Opierając się o ceglaną ścianę wypuściłam z ust ciepłe powietrze i przycisnęłam ręce do klatki piersiowej. Przytłaczający zapach leków i silnego wybielacza sprawiał, że powietrze było ciężkie i z każdym oddechem coraz bardziej mnie dusił. Poczucie winy zaczęło ogarniać mój organizm. Jeśli Justin dowiedziałby się prawdy, jak by zareagował? SA wiedział, że tu byłam, a znając moją przeszłość z tym prześladowcą, nie był on osobą, której chciałabym powierzać swoje tajemnice. Co za ironia, on wiedział o mnie nawet więcej, niż ja sama.
- Dobrze się czujesz? – Szybko potrząsnęłam głową mrugając kilka razy, by wyrwać się z napędzanych winą przemyśleń. Dr Gubler oparł się o przeciwległą ścianę, na jego twarzy widoczne było rozbawienie.
- Przepraszam, ja tylko… - Starałam się znaleźć odpowiednie słowa, wypuszczając drżący oddech.
- Odpłynęłaś? – Uśmiechnął się, wkładając ręce do płytkich kieszeni spodni. – To nie może być miłe, na własne oczy widzieć kogoś, kogo znasz, w miejscu takim jak to.
- Nie, nigdy nie byłam z Joelem aż tak blisko, po prostu moja przyjaciółka, Tori, jest jego dziewczyną, i bycie z dala od niego przez tyle czasu ją rozstroiło. – Powiedziałam chaotycznie, nerwowo ściskając dłonie, kiedy mój wzrok przeskakiwał z zamkniętych drzwi pokoju Joela na twarz doktora Gublera, na której teraz pojawiła się troska.
- Mogę to sobie wyobrazić. - Pokiwał głową ze zrozumieniem i znów oczyścił gardło, robiąc krok w moją stronę. – Masz na imię Sutton, tak?
Przechyliłam głowę na bok, nie mając pojęcia, skąd znał moje imię. Nigdy się mu nie przedstawiałam… prawda?
- Tak… Skąd… Skąd pan to wie?
- Widziałem twój podpis „Sutton Rosegarden” na liście odwiedzających. Mam ejdetyczną pamięć.
- Oh… - Urwałam, niepewna tego, co powinnam powiedzieć, po części dlatego, że nie wiedziałam, co oznaczała ejdetyczna pamięć, ale to zdecydowanie brzmiało mądrze.
- Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tego pytania, co cię martwi?
- N-nic. – Nieznacznie przysunęłam się do ściany. Jego bezpośredniość sprawiała, że czułam się niekomfortowo. Nikt nigdy nie poświęcał swojego czasu na to, by zapytać co u mnie. Zwykle łatwiej było mi uśmiechać się sztucznie iprzekonywać wszystkich, że było w porządku, że byłam silną osobą, kiedy tak naprawdę ból w mojej klatce piersiowej nigdy nie znikał. To było tak, jakby demony stale sobie ze mnie kpiły, popychając mnie na skraj załamania, a co było w tym najgorsze? To, że zaczynałam się męczyć walką z nimi.
- W porządku, nie musisz nic mówić. – Powiedział łagodnie. Jego zmieszany uśmiech uspokoił mnie i dodał otuchy. Nie potrafiłam rozpracować, czy to naprawdę tylko sposób na zabicie czasu, czy może poddawał mnie jakiejś psychoanalizie. Po minucie ciszy zebrałam w sobie dość odwagi, by znów się odezwać.
- Po prostu martwię się trochę o mojego chłopaka, to wszystko. Potrafił pan z przekonaniem stwierdzić, że coś mnie dręczy, a mój chłopak… on też to umie. To trochę denerwujące. – Uniknęłam mówienia bezpośrednio o moich problemach, niepewna czy mogę ufać temu facetowi. Wiem że to brzmi absurdalnie, biorąc pod uwagę że był agentem FBI, ale ostrożności nigdy za wiele. Nie powinno się pokładać wiary w osobę z autorytetem tylko dlatego, wykonuje zawód, lub ma tytuł postrzegany przez społeczeństwo jako „godny zaufania”.
- Może powinien dołączyć do BAU, przydaliby nam się jacyś młodzi. Inni robią się zbyt starzy i powolni, ale nie mów im, że to powiedziałem. – Mrugnął do mnie. Jego tandetne próby bycia zabawnym sprawiły, że z moich drżących ust wyrwał się nerwowy chichot.
- Właściwie to mój chłopak nie wie że tu teraz jestem… byłby naprawdę, naprawdę zły, gdyby się dowiedział. - Wymamrotałam, opuszczając głowę. Włosy opadły mi na twarz, zasłaniając wyraz cierpienia.
- Musi być wobec ciebie bardzo opiekuńczy. To nie jest nic złego, ale wiem, że niektórych może to trochę przytłaczać.
Powoli podniosłam głowę. Dr Gubler naprawdę rozumiał, że zachowanie Justina, mimo że słodkie i miłe, było czasami trochę zbyt przytłaczające. Ja też miałam życie i Ustawa o Prawach Człowieka pozwalała mi na ponoszenie odpowiedzialności za swoje czyny.
- To jest przytłaczające… - Zawahałam się przed kontynuowaniem. Powiedzenie temu agentowi o kłopocieJustina ze złością nie mogło zaszkodzić, biorąc pod uwagę to, że w przeszłości musiał radzić sobie z kryminalistami z poważnymi problemami, niektóre z nich na pewno były w jakiś sposób związane z tym, który miał Justin. – Myślę że on może mieć problem z panowaniem nad sobą, ale nie szukał jeszcze pomocy.
- Staje się bardziej agresywny niż stałby się normalny człowiek… ma napady wściekłości? – podsunął Dr Gubler.
- Tak, czasami poruszają go drobnostki, zaczyna krzyczeć, niszczyć różne rzeczy. Patrzenie na to jest dość przerażające. – Szepnęłam, przygryzając dolną wargę na wspomnienie wczorajszego wydarzenia.
- Ale nigdy nie… skierował swoich agresywnych zachowań przeciwko tobie? – Zapytał łagodnie, i skrzyżował ramiona na piersi szykując się na to, co mogłabym powiedzieć dalej. Za bardzo kochałam Justina, żeby ujawnić prawdę o tym, jak zranił mnie wczoraj. Nie chciałam też, żeby ten agent wywnioskował, że mój chłopak się nade mną znęcał, bo tego nie robił. Po prostu czasem tracił kontrolę, to wszystko. Jeśli ktokolwiek tutaj naprawdę byłby groźnym, maltretującym potworem, mój ojciec by się nim zajął.
- Nie. Nigdy nie naskakuje bezpośrednio na mnie. Niedawno poradziłam mu, żeby poszedł do kogoś po diagnozę w tej sprawie, może by mu to pomogło.
- Jeśli jego złość jest niekontrolowana, to z pewnością rozmowa z profesjonalistą byłaby dla niego korzystna. To, że oboje zauważyliście ten potencjalny problem wcześnie, może powstrzymać go przed przeistoczeniem się w coś gorszego w przyszłości, na przykład EAD - Explosive Anger Disorder.
Zgodziłam się skinieniem i założyłam włosy za ucho, pozwalając jego słowom do mnie dotrzeć. Zaczynałam się zastanawiać, czy Justin już nie ma problemu typu EAD. Od kiedy go poznałam, zawsze żartowałam, że jest bipolarny, to nie byłaby niespodzianka, jeśli okazałoby się, że cierpiał na jakąś chorobę psychiczną, spowodowaną wspomnieniami i odczuciami z dzieciństwa, które w sobie tłumił. Justin cały czas był silny dla swojej rodziny, chciałam robić to samo.
- Wiesz, jeśli jeszcze kiedyś potrzebowałabyś takiej rozmowy,to może wizyta u terapeuty raz lub dwa razy w miesiącu byłaby dla ciebie dobra?
- Nigdy o tym nie myślałam. Dlaczego? Myśli pan, że potrzebuję pomocy?
- Sutton, inni mogliby tego nie zauważyć, ale ja nauczyłem się dostrzegać oznaki zmartwienia, smutku, złości i tak dalej. Teraz pokazujesz strach i niepokój. Może jest to spowodowane otoczeniem, w którym aktualnie się znajdujesz, nie mam pojęcia.
- Nie chcę iść do terapeuty. – Odpowiedziałam uparcie.
Dr Gubler wyłowił coś z kieszeni i podał mi to powoli, by wybadać moją reakcję.
- Cóż, jeśli kiedykolwiek potrzebowałabyś rady lub osoby, w którą mogłabyś porozmawiać, oto moja wizytówka.
Wyjęłam ją z jego uchwytu delikatnie i ścisnęłam lekko w dłoni.
- Nie obiecuję, że zawsze będę w stanie dać ci dobrą radę, bo nie jestem klinicznym psychologiem, ale mój wewnętrzny instynkt każe mi dać ci ten numer. Kiedy tylko poczujesz, że nie możesz czegoś wytrzymać, będę przy telefonie. Postaraj się tylko nie dopuścić, by to, co cię dręczy, dostało się do twojej głowy. – To doprowadza do szaleństwa najlepszych z nas.
Byłam trochę oszołomiona jego analizą, i jednocześnie pod wrażeniem tego, że wiedział, że nie byłam w najlepszej formie. Nawet jeśli nienawidziłam tego przyznawać, codziennie byłam w stanie zobaczyć siebie na skraju załamania. Nie mogłabym nigdy sobie na nie pozwolić – istnieli ludzie, na których mi zależało i którym byłam potrzebna.
Dokładnie w tym momencie z pokoju wybiegła Tori, sprawiając, że ja i Dr Gubler ruszyliśmy w jej stronę. Do jej oczu napłynęły słone łzy, drżącą ręką odgarnęła z twarzy swoje gęste loki i zaczęła cicho szlochać. Przytuliłam ją szybko upewniając się, że było jej wygodnie, zanim łzy zaczęły spływać po jej policzkach.
- Co się stało, Tori?
- Przepraszam, jestem żałosna. – Pociągnęła nosem, uwalniając się z mojego przyjacielskiego uścisku. – Po prostu nie mogę znieść patrzenia na takiego Joela. To tak jakby chłopak, którego znam i kocham, siedział przede mną, ale cichy nieznajomy przejął kontrolę nad jego ciałem. Nie był nawet świadomy, że tam jestem… nawet wtedy, kiedy powiedziałam, jak bardzo za nim tęskniłam i że go kocham. – Znów zaczęła szlochać, strumienie łez spływały po jej twarzy.
- Chcecie teraz wyjść? – Zapytał doktor Gubler, kiedy uspokajałam Tori, pocierając jej ramię ze współczuciem.
- Czy mogłabym jeszcze tam wejść i go zobaczyć zanim pójdziemy?
Doktor Gubler pokiwał głową, odprowadzając Tori z daleka od drzwi.
- Masz dziesięć minut.
Poczekałam aż zabierze Tori od metalowej klatki i pójdzie z nią przez korytarz, po czym wzięłam głęboki oddech i weszłam do pokoju. Zapach wilgoci i wybielacza wypełnił moje nozdrza sprawiając, że się zadławiłam. Moje oczy dostosowały się do minimalnej ilości światła, padającej na pomieszczenie. Było ono obskurne i nudne. Grube, czarne zasłony powstrzymywały światło przed dostaniem się do środka. Obok stała mała, zapalona lampka w towarzystwie pojedynczego, białego, szpitalnego łóżka, które wyglądało jakby spanie na nim było trudne. Zamknąwszy za sobą drzwi zmrużyłam lekko oczy, zauważając zgarbioną sylwetkę, zajmującą jeden z drewnianych bujanych foteli.
W tamtym momencie naprawdę miałam ochotę z krzykiem wybiec z tego pokoju, uciec tak daleko od tej instytucji, jak było możliwe, jednak nie było odwrotu. Czułam się bardzo odpowiedzialna za pomoc Joelowi, nawet jeśli nie byłam mu tego winna. SA był tylko moim problemem i powinien nim pozostać – Joel zasługiwał na możliwie jak najwięcej wsparcia.
Podeszłam do tajemniczej, nieruchomej postaci i przysiadłam na brzegu skrzypiącego, drewnianego krzesła, znajdującego się naprzeciwko niej. Złączyłam dłonie razem, by powstrzymać ich drżenie i położyłam je ostrożnie na kolanach.
- Cześć Joel. – Pomimo radosnego tonu, jakiego próbowałam użyć, mój głos zachwiał się, ukazując, że byłam nadzwyczajnie zdenerwowana. Postać pozostała milcząca, a jej twarz nadal zakrywał ciemny cień, jakby pokrywała ją maska. To było jak wpatrywanie się w obszerną przestrzeń nicości, jednak prawie czułam, że jego oczy bacznie mnie obserwują. Westchnęłam cicho, przytupując stopą o kafelkowaną podłogę, by odzyskać pewność siebie i pozbyć się nerwów.
- Trochę czasu minęło, prawda? Dziwnie jest bez ciebie na angielskim. Myślę, że pani Ryder za tobą tęskni, bo jesteś jedyną osobą, która tak naprawdę jej słucha i dostaje dobre oceny, co sprawia, że jej nauczanie nie wygląda na tak złe, jakie jest. Siedzę na twoim starym miejscu i podziwiam cię za to, że sobie z tym radzisz, bo ledwo widać stamtąd tablicę. Nie wspominając o tym, że co pięć minut jesteś w miejscunajbardziej zagrożonym przez ślinę pani Ryder. – Zaśmiałam się, próbując wyciągnąć go z cienia. Bez powodzenia.
- Tori bardzo za tobą tęskni. – Paplałam, starając się zmienić temat rozmowy na bardziej emocjonalny. – Była bardzo podekscytowana przyjściem tu dzisiaj i spotkaniem z tobą. Na pewno też za nią tęsknisz, prawda? Osiem tygodni tkwienia tutaj, to dużo czasu.
Pokój znów wypełniła kompletna cisza, przez co miałam wrażenie, że moje serce opadło. To było jak rozmowa z ceglaną ścianą, tylko że ceglana ściana prawdopodobnie okazałaby więcej emocji niż Joel. Bawiłam się bransoletką - talizmanem, którą miałam na ręce dla śmiałości, przekopując swój umysł w poszukiwaniu tematów do rozmowy. Czy on w ogóle mnie słuchał, analizował słowa, które wypowiadałam przez ostatnie pięć minut?
Kiedy spojrzałam w górę, serce podeszło mi do gardła, a krew błyskawicznie odpłynęła z mojej twarzy. Światło padło na trupiobladą twarz Joela, kiedy pochylił się do przodu, jego ciało wygięło się i pozostało w sztywnej pozycji tuż przede mną. Ręce utrzymywały go w pionie, jego głowa znajdowała się kilka cali od mojej. Zareagowałam przełknięciem śliny, nie spuszczając wzroku z jego przekrwionych oczu. Pod nimi malowały się ciemnofioletowe cienie, kończące się dopiero nad kośćmi wychudzonych policzków. Wargi miał popękane, kilka przecięć na ich powierzchni krwawiło, ukazując miejsca, które agresywnie przygryzał. Odsunęłam się od niego i usiadłam na krześle prawidłowo, krzyżując nogi i przyciskając plecy do oparcia.
Joel nie poruszył się nawet o cal. Kompletny bezruch.
- Przestraszyłeś mnie! – Wykrzyknęłam, kładąc rękę na klatce piersiowej, po części dla żartu, ale też po to, by uspokoić bijące szybko serce. Joel znów nie wykonał najdrobniejszego ruchu, nawet nie drgnął, wyraz jego twarzy nie mówił zupełnie nic.
- Ja… myślę, że powinnam iść. – Wymamrotałam, ustalając, że nie ma możliwości, żebym zdobyła dziś jakiekolwiek odpowiedzi na pytania związane z SA, poza tym Joel zaczynał mnie przerażać. Kiedy podniosłam się z krzesła, słaby, chrapliwy dźwięk wydostał się z jego popękanych ust. Zmarszczyłam brwi i przechyliłam głowę na bok, z powrotem siadając na brzegu krzesła.
- Mówiłeś coś? – Zapytałam trochę ostrzej niż zamierzałam, ale to był pierwszy dźwięk rozbrzmiewający w tym pokoju, jaki usłyszałam przez ostatnie dziesięć minut, nie licząc mojego własnego głosu. Joel patrzył na mnie zupełnie obojętnie, na linii jego włosów pojawiły się kropelki potu.
- Wiesz co, to nie ma znaczenia… - Uśmiechnęłam się, wstając.
- Po… - Wychrypiał, zaciskając oczy, jego ciało zaczęło drżeć. Nie wiedziałam, co powiedzieć, jak zareagować, gdy zaczął gwałtownie się trząść. Jego powieki trzepotały, kiedy starał się zmusić słowa do wyjścia z jego ust.
- Pom… - Mocno kołysał fotelem, dźwięk drewna uderzającego o pokrytą kafelkami podłogę odbijał się echem coraz głośniej, wraz ze wzrostem frustracji Joela.
Doktor Gubler w pośpiechu wtargnął do pokoju, potknął się przede mną, po czym wyprowadził mnie z pomieszczenia. Chciałam wyrwać się z jego uchwytu, starałam się wyjaśnić, że Joel po prostu próbował się odezwać, jednak mimo to on dalej wypychał mnie na zewnątrz.
- POMOCY! – Krzyknął Joel, raz po raz uderzając w ścianę i ciągnąc swój fotel jak maniak. Doktor Gubler położył dłoń na moich plecach, chroniąc mnie dalszym oglądaniem jego wybuchu. Kiedy wyszliśmy, do pokoju wbiegły pielęgniarki z igłami, a furtka zamknęła się z trzaskiem.
- Co się do cholery dzieje? – Wykrzyknęła Tori. Ślady łez były widoczne na jej policzkach po tym, jak płakała.
- Myślę, że najlepiej będzie jak teraz wyjdziecie. Przykro mi. – Przeprosił Doktor Gubler, nie dając nam innego wyboru niż opuszczenie instytucji od razu po tym, jak rada opuściła jego usta.
- Przykro mi, że dzisiejszy dzień nie wyszedł tak, jak byś chciała. – Powiedziałam delikatnie, kiedy Tori zatrzymała się przed moim domem, i ściszyłam muzykę, żeby mogła usłyszeć moje szczere przeprosiny. To była po części moja wina, że Joel tak źle zareagował, nie powinnam proponować że z nim porozmawiam.
- W porządku. – Machnęła ręką, opierając się na kierownicy i przygryzając knykcie. Powiedziała do mnie zaledwie dwa słowa przez całą drogę do domu, to, że nie wszystko było „w porządku”, jak to określiła, było oczywiste. Miałam przeczucie, że też obwiniała mnie za wydarzenia, które miały dziś miejsce. Stwierdziłam, że nic więcej nie mogę powiedzieć, żeby poczuła się lepiej. Jej chłopak był obłąkany – czy było coś do dodania?
- Cóż, zadzwoń do mnie później, jeśli będziesz potrzebowała rozmowy. Zawsze możesz nocować, moja mama na pewno nie mia…
Nie mogłam dokończyć zdania, bo odezwała się podniesionym głosem.
- W porządku Sutton. Naprawdę. Nie chcę być niegrzeczna, ale powinnam już jechać do domu. Gregg za cholerę nie umie gotować, więc pewnie umiera z głodu. – Powiedziała monotonnym głosem, wydychając powietrze.
- Em… jasne. Do zobaczenia jutro. – Odpowiedziałam niezręcznie, odpinając pas i podnosząc się, by wyjść z samochodu. Ledwo zdążyłam zamknąć za sobą drzwi od strony pasażera, nie mówiąc już o pożegnaniu, zanim popędziła wzdłuż ulicy. Jej muzyka wróciła do raniącej uszy głośności, która pozwoliła całej dzielnicy usłyszeć próbkę twórczości jej ulubionych artystów.
Kiedy weszłam do domu, zahaczyłam o coś stopą, przez co potknęłam się i z łomotem wylądowałam na drewnianej podłodze w przedpokoju. Przeklnęłam pod nosem, zamykając drzwi kopnięciem, a mój wzrok padł na ogromną, granatową walizkę, która była głównym sprawcą mojego upadku. Zmrużyłam oczy, niepewna, czy należała do Alex czy to mojej matki, jednak na pewno nie widziałam jej w domu wcześniej.
Kiedy, głęboko wzdychając, zaczęłam wstawać, poczułam parę silnych rąk, podnoszących mnie i delikatnie stawiających na nogi.
- Zawsze byłaś tą niezdarną. – Usłyszałam za sobą chrapliwy głos. Odwróciłam się, co spowodowało, że chcąc nie chcąc zupełnie się rozchmurzyłam.
- Wujek Dom?! Co ty tu robisz? – Wykrzyknęłam entuzjastycznie i objęłam go, wdychając znajomy zapach jego waniliowej wody kolońskiej. Po chwili odsunęłam się trochę, czekając na odpowiedź.
- Czy mama wie, że tu jesteś, czy znowu pojawiłeś się jako niezapowiedziany gość? – Dodałam. Jego twarz pociemniała, zwykle wesoła postawa miała w sobie coś smutnego, a ja zaczynałam być co raz bardziej zdezorientowana.
- Sutton… twoja mama dzwoniła do mnie parę dni temu. Wyjechała dzisiaj, dzieciaku.
Próbowałam znaleźć słowa, ale nie potrafiłam się skupić. Wiedziałam, że planowała wyjazd, ale nie miałam pojęcia, że to nastąpi tak szybko i bez pożegnania – to było jak porzucenie.
- Wiem, że to stało się nagle, ale ona nie chciała, żebyś ty albo Alex wiedziała, kiedy dokładnie planowała wyjechać. Mówiła, że wtedy trudniej będzie się pożegnać. Wróci…
- Kiedy? – Wywróciłam oczami, uwalniając się z uścisku wujka Doma.
- Sutton…
- Nie. Tak po prostu wyjeżdża, bez pożegnania, bo tak jest łatwiej, tak?
- To jest…
- Dla kogo? Dla mamy? Tak, łatwo jest zachować się jak tchórz w takiej sytuacji, po prostu schować głowę w piach, modląc się, by problemy same odeszły. Wiadomość z ostatniej chwili – nie odejdą. Alex i ja potrzebujemy jej w naszym życiu. Nie widziałyśmy jej ani taty przez cały rok, przez ich „wielką światową wycieczkę”, a teraz znowu odeszła. Nie powiedziała, kiedy wróci, prawda?
Wujek Dom otworzył usta, by coś powiedzieć, jednak zdał sobie sprawę, że rzeczywiście miałam rację w swojej przemowie. Moja mama nie podała daty powrotu, bo prawdopodobnie nie miała zamiaru wrócić.
- Dokładnie tak, jak myślałam. Prawda jest taka, że już z nas zrezygnowała.
Kiedy odwróciłam się w stronę schodów, a łzy napłynęły do moich oczu, ręce Justina złapały moje ramiona.
- Co ty tu robisz?
- Twój wujek Dom mnie zaprosił. Tak mi przykro.
- Nie chcę twojego „przykro mi”. – Mój głos się złamał, kiedy łzy zaczęły spływać spod moich powiek. Justin spróbował przyłożyć dłoń do mojej twarzy, ale odepchnęłam ją, po czym szybko uciekłam do łazienki. Trzasnęłam drzwiami, przekręciłam zamek do pionu tak, by nikt nie mógł wejść i pozwoliłam, by ból obezwładnił moje ciało. Kiedy wzięłam wdech, usłyszałam uderzanie o drewno, co sprawiło, że zazgrzytałam zębami ze zdenerwowania. Dlaczego wszyscy nie mogli po prostu dać mi spokoju do cholery?
- Sutton… Sutton. Proszę skarbie, wpuść mnie. – Stłumiony paniką głos Justina zabrzmiał po drugiej stronie, kiedy osunęłam się w dół po drewnie, trzymając się za brzuch. Łzy zasłoniły mi pole widzenia. Telefon zawibrował w mojej kieszeni, więc wyjęłam go drżącymi rękami, podnosząc się do pozycji siedzącej na podłodze i opierając głowę o drzwi.
Mamusie nie chcą mieć córek-kłamczuch. Nigdy nie byłaś u niej na pierwszym miejscu. – SA
Bez chwili zastanowienia rzuciłam telefonem przez łazienkę, sprawiając, że odbił się od kafelków i z głośnym brzdękiem uderzył o szklaną ścianę kabiny prysznicowej.
- Sutton… co tam się dzieje? Sutton, proszę.
Podniosłam ręce do twarzy, pozwalając głowie się o nie oprzeć i spróbowałam ustabilizować oddech. Nie wiedziałam, o co chodziło SA z tym, że nigdy nie byłam u mamy na pierwszym miejscu, i podejrzewałam, że pewnie nie była to prawda, ale w tamtym momencie chciałam w to wierzyć. Byłam kłamcą. Dlaczego ktokolwiek miałby mnie kochać? Całe moje życie było jednym wielkim bałaganem i nikt nie zasługiwał na to, by w nim utknąć i znosić to ze mną.
- Proszę… Sutton. – Justin westchnął po drugiej stronie drzwi. Usłyszałam, że jego ciało osunęło się po drewnie, odzwierciedlając na zewnątrz moją pozycję – Nie mogę znieść świadomości, że tam cierpisz, a ja nie jestem w stanie nic z tym zrobić. Proszę, tylko otwórz drzwi, porozmawiamy o tym.
- Nie mogę. Po prostu odejdź. – Zaszlochałam, odrywając kawałek papieru toaletowego, by wytrzeć oczy.
- Nie zostawię cię. Twoja mama nadal bardzo cię kocha. Po prostu musiała odejść, ale wróci. Wiem, że wróci. Nigdy nie zostawiłaby ciebie i Alex celowo. Jesteś dla niej bardzo ważna, tak samo jak dla mnie. -
Wiedziałam, że Justin starał się tylko nakłonić mnie do otworzenia drzwi, ale część tego, co mówił, była prawdą. Nawet jeśli mama mnie nie chciała, to bardzo zależało jej na Alex. Gdyby wiedziała, że ona jest w ciąży, wróciłaby tak szybko, jak się da. Jeśli tylko Alex powiedziałaby jej wcześniej, może to wszystko by się nie wydarzyło.
Niechętnie podniosłam się z ziemi i otworzyłam drzwi, dając Justinowi możliwość wejścia do środka. Zamknął je za sobą, lustrując mnie zmęczonymi oczami by ocenić, czy może podejść bliżej. Kiwnęłam głową, pozwalając, by wziął mnie w ramiona i przycisnął swoje ciało do mojego. Zamknęłam oczy, wdychając zapach jego wody po goleniu i próbowałam domyślić się, w jaki sposób jego czułość potrafiła wyeliminować wypełniające mnie cierpienie, tak jak wtedy na pogrzebie. Po kilku minutach ból zaczął łagodnieć, a mój umysł wrócił do stabilnego stanu.
- Dziękuję. – Westchnęłam, całując go w czoło. Justin był jedyną osobą, która mogła sprawić, że czułam się lepiej w momentach takich jak ten, bo też przechodził przez część tego gówna, z którym musiałam sobie radzić przez ostatni rok.
- Nie dziękuj mi, opiekowanie się tobą jest moim obowiązkiem. – Powiedział szczerze, obejmując moje drżące ciało swoimi ramionami i otarł swoje usta o moje.
- Czy coś się stało dzisiaj, kiedy byłaś na zakupach z Tori? – Zapytał, całując mnie w czoło, a jego wzrok padł na mój telefon, znajdujący się w tej chwili po drugiej stronie łazienki.
Mój żołądek podskoczył, poczucie winy wróciło, jak wieczny demon we wnętrzu mojego ciała. Czułam się okropnie okłamując go, ale żadnym sposobem nie mogłabym poradzić sobie z załamaniem, jakie musiałabym przejść, gdyby dowiedział się prawdy. To by mnie wykończyło.
- Nie, nie znalazłam nic, co by mi się podobało. Tori kupiła kilka rzeczy, ale to wszystko. Wolałabym spędzić ten wieczór z tobą.
- Mmm, o wiele bardziej by mi się to podobało. – Mruknął, i założył mi pasmo włosów za ucho.
- EJ JUSTIN, ZEJDŹ TU, FACET. JAXON ROZWALA MNIE W FIFĘ. – Ryknął Nate z dołu, na co Jaxon zareagował chichotem, a głośność telewizora wrosła.
- Bo jeśli nie poszłabyś na zakupy, nie musiałbym spędzić wieczora z tymi palantami. – Wymamrotał Justin – Graliśmy w tę grę, Nate jest kompletnym nieudacznikiem. – Zaśmiał się, kręcąc głową. - Chcesz zejść na dół? Dom naprawdę chce nadrobić z tobą zaległości i mogę sobie wyobrazić, jak się martwi.
- Mogłabym mieć parę minut dla siebie? Za chwilę zejdę.
Justin skinął głową, przebiegając dłońmi przez moje włosy, znowu pocałował mnie z pasją, przyciągając moją talię to swojego brzucha.
- Nie siedź tu zbyt długo. – Szepnął w moje usta i wyszedł z łazienki.
Po zmyciu makijażu i poświęceniu paru minut na ćwiczenieoddechu, podniosłam telefon z podłogi, sprawdzając, czy się nie zniszczył. Poza małym wyszczerbieniem w rogu nie wyrządziłam na szczęście wielu szkód, rzucając nim w kafelki, więc wróciłam do pokoju i położyłam komórkę na stole. To był bardzo długi dzień i jeszcze się nie skończył. Miałam nadzieję, że Dom pozwoli Justinowi zostać na noc, bo – w przeciwieństwie do mojej mamy – ufał mu, a ja nie mogłam znieść myśli o tym, że mogłabym spać sama tej nocy. Potrzebowałam wygody i nawet jeśli czyniło mnie to samolubną, to miałam to gdzieś. Przekładając włosy na jedną stronę, przeszłam na palcach przez półpiętro do pokoju Alex.
Dwa razy zapukałam delikatnie to drzwi i czekałam na jej odpowiedź. Robiłyśmy tak, będąc małymi dziećmi, jeśli jedna z nas chciała w środku nocy wślizgnąć się do łóżka drugiej. Tęskniłam za tym. Dzieciństwo było o wiele prostsze. Chciałabym nigdy nie dorastać.
- Alex, to ja. – Szepnęłam, kładąc rękę na klamce. Znów nie dostałam odpowiedzi. Pomyślałam, że może też była zdenerwowana tą całą sytuacją z mamą, ale kiedy otworzyłam drzwi, zorientowałam się, że zupełnie nie o to chodziło.
Zamurowało mnie, kiedy mój wzrok spoczął na Alex.
- Co ty robisz?
@__staysmiling
polacam każdemu to ff jest boskie i ciesze sie że tłumaczysz je dla nas kochana :*
OdpowiedzUsuń