Rozdział 1.

Gęsty kłąb dymu trzymał się w powietrzu, przenikając przez ciemność przez ostatnie godziny.

Mgła pojawiła się wkrótce po tym, ukrywając mnie w ciasnej przestrzeni, w nieprzeźroczystej czerni. Szłam do przodu, pod moimi ubłoconymi, bladymi i bosymi stopami skrzypiał ochrypnięty odgłos liści. Wiatr brutalnie otaczał korony grubych dębów, bijąc o martwe liście zimnym powietrzem. Przytuliłam szczelnie ramiona do piersi, starając się nabrać ciepła, znane mi uczucie strachu ogarnęło moją duszę. Ezoteryczny nastrój wokół mnie przybliżył retrospekcję, że kiedyś już tutaj byłam, jednak nie mogłam zrozumieć dlaczego atmosfera była tak podobna. Czy już wcześniej byłam w tym lesie?

Pstryk.

Pobliski konar drzewa upadł nagle, zatrzymując mnie jak wrytą. Odgłos pochodził zza mnie...kiedy tylko się odwróciłam, znów powitała mnie gęsta mgła, zamazując mi widok jeszcze bardziej. Zaczął rosnąć nieznośny niepokój, więc niezdarnie szłam dalej wolnym krokiem, tym razem upewniając się, że szłam bardziej ostrożnie, by zgniłe, kolorowe liście nie skrzypiały tak głośno pod moimi stopami. Nagie drzewa gwałtownie kołysały się wokół mnie, ich jak żywe gałęzie otaczały mnie, ostrzegając, abym zawróciła póki jeszcze mogę. Wąska, nierówna droga przede mną nie miała końca - moje stopy ciągnęły mnie do przodu.

Po tym co czułam od godziny lub dwóch, natknęłam się na kilka skał osłoniętych mchem, co poprowadziło mnie do czegoś, wyglądającego jak uszkodzony most. Zmrużyłam oczy, patrząc w dal, chociaż niewiele dobrego z tego wyszło, droga przede mną nadal była tajemniczo czarna jak smoła. Rozklekotany most był strasznie niestabilny, kawałki gnijącego drewna zwisały na końcach, gdzie duża luka w ochronnym ogrodzeniu wyglądała, jakby przeleciał przez nią duży obiekt, być może samochód. Mój umysł zaczął pracować.

Zakapturzona postać. Zbaczający samochód. Mój krzyk przebił się przez wspomnienia, przybliżając retrospekcję wydarzeń. Potem nastąpiło odczucie mrożenia w kościach. Woda.

Tak jak w hallowen, kiedy Nate i ja jechaliśmy przez taki sam most i wpadliśmy w głąb lodowatego jeziora.

Bez dalszego wahania, postawiłam jedną nogę na moście, drewno cicho zaskrzypiało pod moim ciężarem, kiedy spojrzałam przez szczelinę w drewnie. Tak jak podejrzewałam, zbiornik z ciemną cieczą przepływał pod nim. Znajomość spowodowała, że mój brzuch gwałtownie ogarnęły mdłości.

Wpadasz w pułapkę, zamiast uciekać. - Znajomy mechaniczny głos wychrypiał w pobliżu, jednak kiedy rozejrzałam się po obszarze całym pokrytym drzewami otaczającymi mnie, nic nie zobaczyłam. Zignorowałam chłodny dreszcz w moim kręgosłupie, skupiając z powrotem wzrok na ciemnych głębinach jeziora, tym razem widząc na dnie słaby blask. Pochyliłam się ostrożnie, oparłam kolana na krawędzi mostu. Zmrużyłam oczy, żeby bliżej się przyjrzeć.

- Możesz uciekać, ale nie schowasz się. - Głos spowodował, że drgnęłam. Może to była tylko moja wyobraźnia, ale tym razem zabrzmiało to ze znacznie bliższej odległości, gdzie przykucnęłam. Zmarszczyłam brwi, decydując się to zignorować. To musiała być moja szalejąca wyobraźnia. Skoncentrowałam się na świetle, które pojawiło się bliżej powierzchni wody. Wyglądało jak reflektory samochodu przez to, że było zaokrąglone i jaskrawe.

Odejdź. - Głos miał władczy ton, komenda zainfekowała moje ciało chorobą neuronu ruchowego.

Dylemat był taki, że nie było dokąd biec i uciec. W dalszym próbowałam zejść z mostu, potykając się na wielu fragmentach krętej ścieżki, która zawsze prowadziła do głównego miejsca - mostu. Nie mogłam się otrząsnąć. Bez względu jaką trasę wybrałam, każda kończyła się na chwiejnym moście. Jak to mogło być możliwe? Musiał być jakiś inny sposób by uciec z lasu.

Widzę cię. - Drażnił głos, powodując, że cichy krzyk wydobył się z moich popękanych ust, szaleńczo biegłam przez kolejną wijącą się ścieżkę. Grube, ostre pokrzywy cięły moje nogi, tworząc na nich wysypkę i małe rany, z których sączyła się gęsta, ciemna krew. Bez ostrzeżenia, moja stopa odbiła się o coś twardego, przez co poleciałam ciemność. Wylądowałam bez gracji, z dużym hukiem na czymś twardym i sztywnym. Starałam się podciągnąć do góry, ale kiedy to robiłam, stanęłam w obliczu czegoś strasznego... czegoś, co będzie prześladować mnie do końca życia.

Martwa twarz Liam'a była o cal od mojej, czarne siniaki malowały się pod jego przekrwionymi oczami, z krwią duszącą jego upiorne oblicze. Jego poszerzony wzrok wlewał się w mój, niepokojący strach w nich spowodował dreszcze na moich plecach. Zanim miałam czas podnieść się do góry, ktoś chwycił mnie za cienką koszulkę i dociągnął z dala od ciała. Chłód z uścisku osoby wywołał bezpośredni wpływ na moje ciało, przez co zaczęło drżeć.

- To wszystko twoja wina. - Szorstki, upiorny głos wyszeptał mi do ucha, zanim zmusił mnie do odwrócenia się twarzą do niego. Stałam twarzą z moją zmarłą, byłą przyjaciółką Lolą, jej ześwirowany wzrok zwężył się, kiedy próbowałam coś powiedzieć. Nic nie przychodziło mi do głowy.

- Wiem kto jest SA. Patrzyłam na niego, kiedy bez wyrzutów sumienia wbijał mi nóż w brzuch. Patrzył na kałużę krwi wokół mnie. Patrzyłam mu prosto w oczy. - Zachichotała, chowając kosmyk moich włosów, który spadł mi na twarz, za ucho.

-P- powiedz mi. Proszę. - Błagałam, szczękając gwałtownie zębami. - Kto jest SA Lola? Kto cię zabił?

Na to pytanie jej twarz wykrzywiła się w złośliwym uśmiechu. - Twój najgorszy koszmar.

Nagle pchnęła mnie do przodu tak mocno, że wylądowałam na brzuchu, na stosie kamieni. Ostre krawędzie pocięły mój brzuch, krzyk bólu uciekł z moich ust. Lola chwyciła moją nogę, zanim miałam czas na reakcję, pociągnęła mnie przez skałę, która przebiła moją skórę, zmuszając mnie, bym znów była twarzą do mostu. W tym momencie, moja koszulka była pokryta moją własną krwią, kiedy puściła moją nogę, pozwalając mi się obrócić na plecy, zgięłam się z bólu.

Dowiesz się kim jest SA w swoim czasie Sutton. Ale teraz jest czas, by powiedzieć do widzenia. - Wyszeptała okrutnie Lola, podnosząc moje bezwładne, słabe ciało w ramiona.

- Co masz na myśli? Co się dzieje? - Spytałam, moje oczy wywróciły się w tył głowy, kiedy więcej krwi wypłynęło z mojego brzucha, szybko wyczerpując źródło mojej energii. - Justin...Justin pomóż mi. - Błagałam, wyobrażając sobie jego twarz. Nie chciałam nic więcej od niego, niż uratowanie mnie od tego koszmaru.

Pomagam ci Sutton. - To były ostatnie słowa, które opuściły usta Loli, zanim wrzuciła mnie w lodowate głębiny jeziora.

@swaggabiebah

7 komentarzy:

  1. Strasznie wciąga... Pierwszą część pochłonęłam w tydzień przy dość obszernym natłoku obowiązków... Ta część również zapowiada się rewelacyjnie... Jesteś mega!

    OdpowiedzUsuń
  2. przeczytałam pierwsza cześć i biore sie za 2,zarąbiście piszesz

    OdpowiedzUsuń
  3. zajebiaszcze to jest poprostu

    OdpowiedzUsuń
  4. świetne jest to ff kocham ♥

    OdpowiedzUsuń