- Peter, jesteś pewny, że ona przekona Xaviera, by pomógł Justinowi? - Parsknęła Kayla, jej drogo wyglądające paznokcie pokryte francuskim manikiurem dźgnęły mnie w skórę, gdy chwyciła mnie za ramię.
- Tylko ona może to zrobić Kayla, bardzo dobrze o tym wiesz. Lion jest jej chłopakiem, więc jest jedyną osobą spośród nas, o którą dba najmocniej, więc to ona musi zapytać. - Ziewnął Peter, zanim skończył zdanie, wyglądał jakby, musiał tłumaczyć to Kayli już wiele razy przedtem.
Jednakże, zauważyłam małą niezgodność w tym, co właśnie powiedział Peter. Wiedziałam bardzo dobrze, że kocham Justina mocniej niż cokolwiek na świecie i oddałabym wszystko i jeszcze więcej dla niego, ale nie byłam pewna, czy ciągle byłam jego "dziewczyną". Pomimo tego, że wiedziałam o nacisku mojego ojca, który kazał mu uśmiercić nasz związek (niezamierzona gra słów), nie miałam pojęcia, czy część tych rzeczy, które wykrzyczał mi w twarz, nie były prawdą, tego dnia, gdy złapał mnie za zewnątrz szpitalu psychiatrycznego. Chociaż w większości został zmuszony do powiedzenia tych rzeczy, by mnie odepchnąć i sprawić bym uwierzyła, że nasz związek jest skończony, parę słów, które powiedział, wyglądały tak, jakby naprawdę chciał je powiedzieć. Więc albo chciał je powiedzieć albo Justin powinien rozważyć zostanie aktorem.
- Cóż, wiesz, że mówię ludziom prawdę, więc... ja nawet nie mogę patrzeć, jak ona się ubiera. Pozwól mi przejść do sedna - wygląda żałośnie. Mając na sobie dresowe spodnie z zeszłego sezonu i tę starą, zwykłą bokserkę, spowoduje, że Xavier nie dość, że nie zechce nam pomóc to w dodatku wyrzyga swój lunch. - Kayla wykręciła swoją twarz w zdegustowaniu, udając, że dławi się wyglądem mojego stroju. Cóż przepraszam, ale nie wiedziałam że będę musiała chodzić w tę i we w tę, patrzeć, jak mój chłopak zostaje pobity przez mojego ojca, a potem będę brać udział w spotkaniu z dilerem narkotyków, gdy dzisiejszego ranka wychodziłam biegać.
- Więc czy masz jakieś zapasowe ciuchy, które mogłaby od ciebie pożyczyć Kayla? Bo czas nam się kończy, a twoje nastawienie naprawdę nie pomaga. Pamiętaj, Xavier nie lubi czekać! - Wykrzyknął Peter, jego ton odsłaniał narastającą frustrację.
- Po prostu powiedz mu, żeby zaczekał minutę albo dwie i obiecuję ci, że będzie wyglądała bardziej reprezentacyjnie. Albo tak zrobisz albo Xavier naprawdę się zrzyga i szanse, że nam pomoże w skali od jeden do dziesięciu spadną do minus stu.
- Dobrze, jeśli przestaniesz z tą swoją cholerną skalą od jeden do dziesięciu... - Peter poszedł wzdłuż korytarza do ogromnych, szklanych drzwi do jakiegoś biura na końcu. - Tylko się pospiesz. - Zawołał surowo zza ramienia.
***
Uczynienie mnie reprezentacyjną przez Kaylę, polegało na przemienieniu mnie w osobę wyglądającą, jakby udawała się na imprezę z okazji sylwestra. W mniej niż pięć minut całkowicie mnie przerobiła. Teraz miałam na sobie mocno niebieską mini sukienkę, z wyraźnie wyciętym X-em na torsie, odsłaniającym moja jasną skórę, do tego parę wysokich, ćwiekowanych szpilek, które były z rodzaju takich, że gdy tylko na nie spojrzałeś już wyobrażałeś sobie, jak się w nich przewracasz i skręcasz sobie kark. Zdołała nawet pokryć moją twarz jaskrawym, odważnym makijażem z grubymi kreskami na oczach i taką samą jasno czerwoną szminką, której używała na co dzień. I nawet pomimo tego, że nie lubiłam tej dziewczyny z powodu jej niewiadomej nienawiści do mnie, odwaliła kawał dobrej roboty ze strony modowej. przeobrażając mnie w osobę, która wyglądała jak gwiazda, która zaraz miała udać się na czerwony dywan premiery swojego filmu.
- Jesteś gotowa. Chodźmy. - Powiedziała chłodno Kayla, spoglądając za ramię, gdy zaczęłyśmy szybko iść wzdłuż korytarza. Oczy Petera rozszerzyły się w uldze, gdy doszłyśmy do niego, błysk potu pokrywał jego czoło, wiedziałam że zaczynał już panikować.
- Dzięki bogu, że już jesteś, Xavier zaczyna się niecierpliwić.
- Oh proszę cię, on naprawdę musi nauczyć się i zrozumieć definicję cierpliwości. - Kayla pokręciła swoją głową z niesmakiem, wyciągając pilniczek do paznokci z kieszeni swojej kurtki, by poprawić jej, i tak już perfekcyjny, francuski manikiur.
- Cóż, Sutton teraz albo nigdy. Pamiętaj, co ci powiedziałem i jeszcze ostatnia rada. - Peter schylił się, by resztę zdania wyszeptać prosto do mojego ucha. - Nie rzucaj wobec niego żadnych oskarżeń, a tym bardziej mu nie przerywaj. Jego siła jest zabójcza.
Zabójcza. Coś mi mówiło, że Peter nie przesadzał, jeśli chodziło o ostatnią część zdania. Przełknęłam swoje nerwy i skinęłam głową w zrozumieniu jego rady.
Zanim się zorientowałam, Peter pchnął drzwi i Kayla i ja weszłyśmy do nowocześnie wyglądającego biura. Meble w środku były z najwyższej półki, bardzo drogie i dobrze pielęgnowane/nabłyszczone, co od razu dało wyjaśnienie temu, dlaczego pokój mocno pachniał dębem i środkami czyszczącymi. Zapach ten spowodował, że w moim brzuchu zakotłowało się.
- Powodzenia. - Wymówił bezgłośnie Peter, cicho zamykając za nami ogromne drzwi. Doceniałam jego uprzejmość, ale "powodzenia" w sytuacji takiej jak ta, spowodowało, że poczułam się jeszcze bardziej przestraszona tym, jak to wszystko może się skończyć. Co jeśli nie będę w stanie przekonać Xaviera by pomógł Justinowi? To będzie tylko zmarnowanie czasu przez nas wszystkich, ale co ważniejsze - zawiodę Justina. Justin nigdy nie pozwoli mi zadzwonić na policję albo do federalnych, bo chce to zrobić po swojemu. Czy będzie niezdolny do utrzymania nad sobą kontroli i skończy wyładowując swój gniew i rozczarowanie na mnie?
Kayla dźgnęła mnie swoim prawym łokciem, by wyrwać mnie z wewnętrznych myśli, jej oczy krzyczały na mnie, jakbym coś przegapiła.
- Nie spytam ponownie, kto tam jest? - Zażądał odpowiedzi czysty, potężny brytyjski akcent z drugiej strony przesuwanej, drewnianej płyty. Nie musiałam nawet pytać Kayli, czy to był Xavier, ponieważ autorytet całkowicie wypełniał jego głos, od razu pokazując, że głos należał do osoby z ogromną władzą.
- Sutton. - Powiedziałam czysto z jedynie delikatnym wahaniem w głosie.
- Nazwisko...? - Spytał ponownie Xavier, tym razem jego głos był odrobinę łagodniejszy.
- Rosegarden.
- Możesz wejść.
Kayla podeszła do przodu, przesuwając drewnianą płytę, by odkryć kolejny pokój, podobny do tego, w którym właśnie stałyśmy. Było tam ogromne dębowe biurko ustawione na środku pokoju, żyrandol zwisał z sufitu, który był skalisty jak w jaskini, ogromny, drogi, czarny skórzany fotel, stał tyłem do nas i płyty. Założyłam, że siedział w nim Xavier, wyglądało na to, że nikogo innego nie było w pokoju i nawet jego krzesło krzyczało "biznesman".
- Kayla, możesz już wyjść.
- Tak, proszę pana. - Grzecznie odpowiedziała Kayla, rzucając mi ostatnie nieprzychylne spojrzenie, zanim przesunęła z powrotem drewnianą płytę, oddzielając i więżąc mnie w biurze z Xavierem. Myślę, że to był jedyny raz, gdy kiedykolwiek będę świadkiem tego, że Kayla jest uprzejma w moim towarzystwie.
- Panienko Rosegarden, proszę sobie usiąść.
Moje oczy spoczęły na drewnianym krześle, który stał na przeciwko biurka, więc nie zawahałam się na nim usiąść. Wygodne siedzenie pode mną uspokoiło mnie, jednak moje nogi ciągle drżały ze strachu. Pamiętaj Sutton: spokój, cierpliwość i zalotność. Powtarzałam to w kółko i w kółko w mojej głowie, dopóki słowa nie powpadały na siebie i brzmiały bardziej jak "spocieność".
- Więc, co cię tutaj sprowadza? - Spytał Xavier, krzesło ciągle było odwrócone.
- Ja-ja. - Zaczęłam jąkając się niezręcznie z powodu moich nerwów, które brały nade mną górę. Spokój Sutton - pamiętasz?! Milczałam przez parę sekund, by się uspokoić, zanim zaczęłam ponownie. - Doradzono mi, że będziesz w stanie pomóc mojemu chłopakowi w pewnej sprawie.
Skóra zapiszczała cicho, a krzesło poruszyło się lekko, gdy Xavier przekręcił się w swoim fotelu.
- Imię?
- Justin. - Przerwałam, czekając, aż Xavier zapyta mnie o jego nazwisko. Jednak nie odezwał się. Dopiero gdy wpatrywałam się w tył skórzanego krzesła przez dłuższy czas, zaczęłam zdawać sobie sprawę, że coś jest nie tak.
- Jego pseudonim, odnosimy się tylko do pseudonimów w sprawach takich jak ta. - Xavier wyglądał na lekko sfrustrowanego, co naprawdę nie pomagało z tą całą moją próbą starania się bycia spokojnym jak tylko było to możliwe.
- Oh... Nie wiedziałam. Przepraszam.
- Lekceważę wszystkie przeprosiny panienko Rosegarden! - Xavier odwrócił się w swoim skórzanym fotelu, w tym samym czasie podnosząc się z niego. Jedynie, jak mogłam opisać jego twarz to brak jakiejkolwiek skazy i straszliwie blada. Miał również te zimne, groźne czarne oczy, które wpatrywały się prosto we mnie, gdy pochylił się nad biurkiem. Najlepszym stworzeniem do którego mogłam go porównać był wampir, z czarnymi workami pod oczami i fałszywym wyglądem jego nieskazitelnej cery. Jego perfumy były strasznie mocne, musiałam przezwyciężyć chęć kichnięcia tu i teraz. Zacisnął swoją szczękę i przechylił swoją głowę na bok, uważnie mi się przyglądając.
- ...Lion. - Wyszeptałam, moje oczy powędrowały na jego wystające kości policzkowe i linię szczęki, aby tylko uniknąć wzrokowego kontaktu z nim. Nie było szans, że mogłam być zalotna wobec kogoś takiego. Byłam niezbyt pewna siebie, mówiąc łagodnie. To było jak próba flirtu z jakimś międzynarodowym męskim modelem, który w każdej chwili mógł wyciągnąć nóż ze swojej kieszeni i rozciąć ci nim twoje gardło bez mrugnięcia okiem.
Xavier zmrużył jedno oko, marszcząc się, gdy przyglądał mi się jeszcze bardziej uważnie. Usiadł z powrotem w swoim krześle, nakładając nogę na nogę, gdy uderzył swoimi dłońmi o ogromny, dębowy blat.
- Wyłącznie dlatego, że jestem ciekawy - możesz kontynuować.
Więc, zrobiłam to co mi powiedziano. Wytłumaczyłam wszystko Xavierowi, zaczynając od dnia, kiedy pierwszy raz poznałam Justina, przez to, co wydarzyło się w Arizonie, problemy z moim ojcem i najważniejsze, ostatnie wydarzenia, które się wydarzyły - oczywiście nie wspominając o "drobnym" szczególe, jakim było SA. Słuchał uważnie i bardzo dokładnie, kiwając swoją głową w pewnych momentach i oblizując swoje usta w koncentracji. Nie tylko nie przerywał mi, ale w zasadzie dodawał mi odwagi, gdy zaczynało brakować mi słów. Jego przyglądanie się mi, gdy tylko zaczęłam ruszać ustami, onieśmieliło mnie, ale robiłam to dla Justina, więc nie mogłam pozwolić by to przeszkodziło mi w namówieniu Xaviera do pomocy.
- Widzę, ze wasza dwójka przeszła przez odpowiednik piekła... Strasznie mi przykro, że życie potraktowało cię tak źle. - Wczuł się Xavier, siadając wygodnie w swoim fotelu, gdy skończyłam. - Więc, Lion nie chcę by federalni czy policja była w to zamieszana, jest pewny, że bardziej odpowiednie jest skierowanie takiej sprawy do mnie? Zamierzałem skoncentrować się bardziej na, jakby to nazwać... kwestii związanej z biznesem.
- Peter powiedział mi, że był jednym z twoich najlepszych pracowników, gdy pracował dla Nicka, który ci o tym powiedział. Lion sam powiedział mi, bym przyszła prosto do ciebie, nie chciał mieszania w to federalnych. - Wymamrotałam, przygryzając niespokojnie wargę.
-...Ale ty wolałabyś ich w to wciągnąć niż przychodzić do mnie, nie mylę się?
Nie kłam, Sutton. Ludzie cenią szczerość. Cichutki głosik w mojej głowie namawiał mnie do powiedzenia prawdy.
- Tak, to prawda.
- I zignorowałaś swój instynkt i postąpiłaś zgodnie z jego instrukcjami?
-...Tak, tak sądzę.
Gdzie on do cholery zmierzał z tym wszystkim? Z niektórych powodów, czułam się, jakby zajął rolę doktora Gublera, psychoanalityka, analizującego wszystko, co powiem lub zrobię. To było złowieszcze.
- Ciągle to ma... - Wymamrotał Xavier, w połowie do siebie z uśmiechem na swojej twarzy, wyrażającym podziw. - Pomogę namówić twojego ojca do opuszczenia miasta i zabiorę ten problem z waszych głów, to żaden problem.
Zamarzłam w swoim krześle, sukces i zwycięstwo płynęły żyłami w mojej krwi. To było takie łatwe... jakby zbyt łatwe. Uśmiechnęłam się słodko do Xaviera, pokazując mu moją wdzięczność za jego pomoc. Zanim uczucie triumfu wypełniło mnie w całości, Xavier przerwał i uniósł swój palec wskazujący zaznaczając, że jeszcze nie skończył.
Wiedziałam, że teraz wszystko się pokręci.
- Panienko Rosegarden, nie zaczynałbym jeszcze tańca zwycięstwa na tym stole. - Jakby czytał w moich myślach. Przerażające.
- Mam dwa warunki, które zaproponuję ci zanim uczynimy to wszystko formalnym i podpiszemy umowę.
Warunki? Umowa? Formalnie? Peter nie powiedział mi, że wydarzy się coś takiego. Nie jesteśmy jakimiś biznesowymi partnerami dyskutującymi o profitach i podziale - to miała być przysługa! Czy oni nie są czegoś winni Justinowi za tamten dzień, gdy Justin dostarczył przesyłkę i kiedy Jazzy umarła.
- Warunek pierwszy - doceniam pasję, z jaką walczysz dla kogoś, kogo kochasz. To jest... ujmująca cecha, jedna z takich, których nie miał bym nic przeciwko by mieć przy swoim boku.
- Więc, mam dla ciebie pracować? - Spytałam, ciągle zmieszana co mam zrobić z tym, jak to nazwał, pierwszym warunkiem.
- Niekoniecznie, tylko wtedy, gdy będę musiał zwabić ludzi, którzy będę sprawiać kłopoty. Kolacja przy świecach, coś takiego. Nic trudnego. - Mrugnął do mnie, i mimo że nie chciałam być przez niego oczarowana, to i tak byłam. Podniósł się, nie czekając na moją odpowiedź. - Warunek drugi - tak jak już wspomniałaś wcześniej, Justin był bardzo zdolnym i wartościowym pracownikiem te parę lat temu. Nawet poświęcił życie jednego z jego własnych ludzi, by kontynuować swoją pracę i dotrzymać naszej tajemnicy. Chciałbym go z powrotem.
- Nie! - Wypaliłam, w proteście wstając z mojego krzesła. Nie było cholernej mowy, że Justin wróci do pracy dla tej szumowiny (nie żebym miała to powiedzieć Xavierowi, zbyt się bałam, że złamie mi kark) - on po prostu tu nie wróci. Xavier wyglądał na zaskoczonego moim wybuchem w sposób, jakim podparł swój podbródek swoim palcem wskazującym w głębokim zainteresowaniu, ale również rozbawieniu. - On po prostu, on nie może wrócić do swojego dawnego życia. Już i tak był wystarczająco przestraszony, miał problemy ze złością, mało sypiał, przemoc i jego temperament otaczały go wszędzie. Przykro mi, ale on po prostu nie może. Ja będę dla ciebie pracować, spełnię pierwszy warunek, jednak drugi jest kompletnie poza zasięgiem. - Stanowczo pokręciłam głową, mocno broniąc swojego zdania. To było dziwne, jak ledwie parę minut temu bardzo uważałam na to, co powinnam albo nie powinnam mówić, a teraz gdy chodziło o Justina i jego dobro, nie bałam się nawet jednego z pięciu braci, który mógł spowodować, że moja śmierć będzie wyglądała jak jakiś wypadek.
Zaklaskał trzy razy w dłonie, każdego pojedyncze klapnięcie wysyłało dreszcze wzdłuż mojego kręgosłupa, gdy niosły się echem przez tajemnicze biuro.
- Brawo panienko Rosegarden, to jest właśnie ta pasja, o której mówiłem! - Uśmiechnął się do mnie. Na całe szczęście opierałam się jego urokowi i powstrzymałam się od rzucenia mu dumnego uśmiechu, tak jakbym właśnie zaimponowała mojej mamie znakomitą oceną.
- Jednakże, muszę z żalem poinformować, że te dwa warunki są ze sobą powiązane.
- Więc, przepraszam, że zmarnowałam twój czas... - Przeprosiłam, udając się do drzwi. Zostałam zatrzymana przed dwójkę ogromnych ochroniarzy po drugiej stronie przesuwającego się panelu, obydwoje stali z bronią w swoich dłoniach. Skąd oni się do cholery tutaj wzięli?
- Obawiam się panienko Rosegarden, że te biznesy nie działają w taki sposób. Teraz, gdy wiem, że chcesz pójść do federalnych i na policję, jeśli ja odmówię pomocy, jak mam być pewny, że nie wyślizgnie ci się coś dodatkowego o nas?
Kliknięcie broni za mną spowodowało, że przełknęłam ślinę, moje kolana zaczęły drżeć, tak jak robiły to zazwyczaj, gdy byłam w jakieś przerażającej mniej sytuacji. Byłam zaskoczona, ze jeszcze nie byłam rozlaną galaretką na podłodze - jeszcze zaczynało być kluczowym słowem w tym zdaniu.
- Może i jestem ryzykantem, ale nie mogę ryzykować tak bardzo, jak teraz. Teraz, masz dwie opcje. Możesz podpisać się pod dwoma warunkami tym uroczym, metalicznym długopisem tutaj i Justin dostanie pomoc, jakiej potrzebuje, a twój tato nie skiśnie w więziennej celi albo możesz odmówić moim warunkom. W takim przypadku, ta dwójka nieco dużych gentlemanów za tobą weźmie cię do opuszczonego pomieszczenia, będzie cię głodzić, najprawdopodobniej zgwałci, a potem zastrzeli, gdy już będziesz prawie nieżywa. Wiem, którą opcję wybierzesz. - Jego ostre słowa wraz z mroźnym tonem, nie dały mi wybory. Chciałam się stąd wyrwać żywa. Gdy Peter mówił, że siła Xaviera jest zabójcza, naprawdę nie przesadzał. Jednak, ja opisałbym jego siłę jak coś jeszcze bardziej złośliwego i trującego niż "zabójcze".
Drżącą ręką podpisałam dokument zimnym, metalicznym długopisem, nie mając nawet czasu, by go przeczytać, dzięki naciskowi dwóch broni przyciśniętych do skroni po obu stronach mojej głowy. Mężczyzna nie wahał się, by mocno mnie poganiać, moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa za każdym razem, gdy zmuszali mnie do ruszenie się i podpisania kolejnego papierku.
- Niestety, umowa już podpisana. To była przyjemność robić z panią interesy, panienko Rosegarden. Będziemy w kontakcie, by dogadać się, jak pozbędziemy się twojego ojca z miasta i proszę powiedzieć Lionowi, że jestem bardzo uradowany tym, że wraca. Było mi samotnie bez Liama i bez tego, który chyba miła na imię "Nick"...
Mężczyzna nie dał mi czasu by zaprotestować na kończącą mowę Xaviera, gdy wyciągnął mnie z głównego biura, przez inne biura i z powrotem do podziemnego korytarza, przez który szłam z Kaylą, zaledwie godzinę temu.
- Sutton? - Gregg rozszerzył swoje oczy, ulga przeszła przez całą jego wyczerpaną sylwetkę. Po tym, jak ochroniarze puścili mnie, od razu otoczyłam go swoimi ramiona, wtulając się w niego ze strachu, że jednak Xavier zmieni zdanie i zabierze mnie do tego pomieszczenia i zostawi bym głodowała, została zgwałcona i skończyła brutalnie zamordowana. Gregg masował moje plecy w pocieszeniu. Nigdy, przenigdy w życiu, nie pomyślałabym, że będę czuła taką ulgę na widok Gregga, że pozwolę by przytulał mnie na środku podziemi tej siedziby szatańskiej roboty - I TO NIE BYŁO ŻADNE WYOLBRZYMIENIE.
- Dlaczego wasza dwójka jest taka przytulińska? Justin o tym wie? - Kayla przerzuciła swoje włosy, jej zwykły przebiegły, chytry uśmieszek pojawił się na jej krwisto czerwonych ustach.
- Kayla, odpuść sobie. Sutton, jak poszło? Pomoże? - Zaatakował mnie pytaniami Peter.
Wyjaśniłam wszystko, co się stało, co spowodowało, że uśmiech Kayli zachwiał się, a jej oczy zaczynały robić się przestraszone. Gregg trzymał mnie bliżej, oferując mi przyjacielskie wsparcie, tylko dzięki któremu nie upadłam na podłogę.
- Mówiłem, że jego siła jest zabójcza. Potrafi łatwo manipulować rozwiązaniami, tak by wszystko poszło po jego myśli. I dlatego, jeśli wasz mały przyjaciel Nick wróci z powrotem do miasta, będzie cholernie martwym człowiekiem.
- Oh, mam nadzieję, że nie. Nawet jeśli udawał kogoś, kim nie był, nie powstrzymało go to od bycia cholernie seksownym... - Kayla zamknęła swoje oczy, zapewne przypominając sobie o czymś, czego nie chciałam sobie wyobrażać, tym bardziej mówić.
- Po prostu daj mi te narkotyki i zabierz mnie stąd. - Westchnęłam, chwytając niebieski, o jagodowym smaku cukierek z dłoni Petera i wrzucając ją sobie do buzi.
Obudziłam się, gdy van mocno zatrzymał się na zewnątrz kompleksu mieszkań, a moje ciało ostro uderzyło w drzwi. Delikatnie potarłam swoją głowę, starając się złagodzić gulę pulsującą z tyłu mojej głowy, gdy Peter otworzył drzwi vana.
- Gregg, za chwilę podrzucimy cię do twojego domu. Tylko poczekaj, aż zaprowadzę Sutton do środka. - Peter odpalił już chyba milionowego papierosa, którego dzisiaj wypalił, podając mi rękę, bym wyszła z vana.
- Jesteś pewna, że nie chcesz, żebym poszedł z tobą? - Zapytał mnie Gregg. To było oczywiste, że dalej nie ufał Peterowi czy żadnym ze starych członków gangu Justina albo nawet samemu Justinowi. Nie, żebym go o to obwiniała, wszyscy byli zamieszani w dziwne interesy i wynikające z tego śmiertelne groźby ludziom, naprawdę nie pomagało to reputacji bycia "miłymi gośćmi:"
- Myślę, że najlepiej, jak tu poczekasz, daj Justinowi i Sutton trochę przestrzeni. - Marudził Peter. Coś w jego głosie było nie tak, jakby wydarzyło się coś, o czym nie wiedziałam.
- Zadzwoń do mnie później, okej? - Gregg usiadł z powrotem na tyłach vana, kręcąc młynki swoimi kciukami, gdy obserwował, jak Peter i ja idziemy do drzwi głównego budynku apartamentu. Poczułam uderzenie złych zachowań i winy, gdy zdałam sobie sprawę z tej całej sytuacji z Greggeim, która wydarzyła się dzisiaj. Praktycznie wykorzystałam go z powodu jego dobra i oczywistej miłości do mnie by móc się uspokoić w sposób, który najprawdopodobniej dał mu jakieś fałszywe nadzieje. Prawda była taka, że Gregg był słodkim facetem, trochę upartym, ale jego intencje zawsze były dobre. Jednak, Justin był jedynym, którego mogłam kiedykolwiek pokochać, tak mocno, i to mnie niszczy.
- Sutton, jest coś, co powinnaś wiedzieć, zanim my, um, wejdźiemy do środka. - Peter zawahał się przed pokojem 17, jego dłonie zatrzymały mnie przed otworzeniem drzwi.
- No dawaj Peter, miałam naprawdę bardzo bardzo długi, stresujący dzień. Wszystko, czego pragnę w tej chwili to go zobaczyć. Muszę się upewnić, czy wszystko z nim w porządku. - Ponownie próbowałam wejść do pokoju, ale było to niemożliwe, bo Peter stanął na przeciwko drzwi i popatrzył na mnie z grobową miną.
- Peter...
- Sutton, rozmawiałem z lekarzem przez telefon, gdy tutaj jechaliśmy, jak wasza dwójka spała, Justin, on jest w naprawdę złym stanie.
- Jak złym? - Przerwałam jego próbę, bym lekko przyjęła tę całą sytuację, która powodowała, że tak trudno było mi o tym powiedzieć. - Powiedziałam, jak złym, Peter?
- Ma krwotok wewnętrzny, również znany jako wewnętrzne krwawienie. Nie znam całej historii, ale najwidoczniej krew może ściskać jego organy i powodować różne dysfunkcje. Fakt, że jeśli to niedługo się nie skończy, utrata krwi może spowodować wiele różnych problemów, nawet...
Nie czekałam, aż Peter powie mi, że Justin jest bliski śmierci. Adrenalina pulsowała w moich żyłach, gdy zepchnęłam Petera z mojej drogi, uderzając w drzwi apartamentu, tak że mocno grzmotnęły w ścianę. Moje oczy od razu spoczęły na Justine, słaby i blady jak nigdy, nieprzytomny, leżący na cienkim, białym prześcieradle z maszynami utrzymującymi go przy życiu i różnymi kabelkami przypiętymi do jego ciała, prowadzącymi do podłączonych urządzeń przy jego szpitalnym łóżku. Dookoła niego stało trzech mężczyzn, przekrzykując okropny, tępy dźwięk z monitora maszyny, sygnalizując, że serce Justina przestało bić.
- Tracimy go.
- Spróbuj zreanimować jego serce.
- Już stracił zbyt dużo krwi, nie ma szans...
- Ma rację, nawet jeśli z powrotem przywrócimy bicie jego serca, ciągle będą szanse, że go stracimy.
Zaczęłam krzyczeć na lekarzy, by coś zrobili, gorące łzy spływały po moich policzkach, gdy podeszłam do boku Justina, mocno ściskając jego dłoń.
- Nie stracę cię. - Powiedziałam zdeterminowana przez zaciśnięte zęby, odsuwając się z drogi, by lekarze mogli go porazić defibrylatorem.
- Nie reaguje... - Jeden z lekarzy pokręcił swoją głową, przygotowując się, by strzelić jeszcze raz.
- Nie staracie się wystarczająco, musicie próbować dalej! - Wydarłam się na nich, moja twarz wygięła się z męki.
Czułam, jak Peter próbuje mnie odciągnąć od Justina, jego próby nakłaniania mnie, bym odeszła, spowodowały tylko, że krzyczałam na niego, by mnie puścił.
- Nie, nie! Puść mnie Peter! - Jednak jego siła był zbyt wielka, bym mogła z nią rywalizować. Podniósł mnie z podłogi, cofając się, tak że nasza dwójka mogła pozwolić sanitariuszom wykonywać swoją robotę.
Okazało się, że i tak już było za późno.
- Odszedł. - Jeden z nich odezwał się ochrypłym głosem, odkładając łyżki do defibrylatora na łóżku w porażce.
- NIE! - Martwy wrzask wydostał się z mojego drżącego ciała.
Skoczyłam do łóżka, chwytając wiotką, pozbawioną życia dłoń Justina.
- Nie możesz mnie zostawić kochanie, nie możesz mnie zostawić w taki sposób. Mieliśmy się pobrać, mieliśmy pewnego dnia mieć nasze własne dzieci, mieliśmy się razem zestarzeć i dopiero wtedy byłoby do zaakceptowania to, że jedno z naszych serc przestanie bić. Nie odszedłeś, nie możesz być... - Ostatnia część wyszła z moich ust, jako przytłumiony szept, gdy przycisnęłam swoje czoło do jego, jeszcze ciepłego. Łzy, który wypłakiwałam, spływały po moim nosie i spadały na jego twarz bez życia.
Odszedł.
Mój telefon zadzwonił w mojej kieszeni.
Gra skończona. - SA
Nagle zaczerpnęłam mocno powietrze, łzy wypływały z moich powiek i spływały po moich policzkach, gdy próbowałam trzymać się prosto. Pokój był nieoświetlony i pełen cieni, z jedną, pojedynczą lampą, jako źródło światła świecącą w rogu pokoju. Masowałam swoje skronie, moja głowa pulsowała i łomotała, jakbym doświadczała takiego samego kaca, które miałam w zwyczaju dostawać, gdy miałam piętnaście lat i imprezowałam trochę za bardzo poprzedniej nocy. Zanim nadeszły znajome nudności, jakiś głos przykuł całą moja uwagę.
- Sutton, kochanie, wszystko w porządku?
Odwróciłam moją głowę w szoku, by zobaczyć Justina stojącego przede mną. Był w swoich bokserkach, wielki bandaż otoczony wokół jego brzucha z paroma plamami wyschniętej krwi porozrzucanymi po białym materiale. Zmarszczył swoje brwi, na jego posiniaczonej i poobijanej twarzy widziałam ogromną troskę.
- Ja śnię, prawda? - Zapłakałam, schodząc z kanapy w tym opuszczonym mieszkaniu, by położyć moją głowę na piersi Justina. - Tak naprawdę cię tutaj nie ma. Odszedłeś, a to jest jedynie moje wspomnienie ciebie. - Krztusiłam się przez mojego łzy, przytulając go delikatnie. - Umarłeś na moich oczach.
- O czym ty mówisz, ty głupia, piękna dziewczyno... - Zachichotał Justin, zniżając się do mojej wysokości, tak że nasze twarze teraz były na tym samym poziomie. Zabrał moje cienkie włosy z mojej mokrej twarzy z powodu tych wszystkich łez, które przelałam, jego gorący oddech był na moich ustach.
- Dopiero się obudziłaś. Peter i Kayla przywieźli cię tutaj jakąś godzinę temu z twojego spotkania z Xavierem. Jestem tutaj, żywy... - Przerwał, całując mnie w czoło, zanim wyszeptał coś w moje usta.
-...I kocham cię.
__________________________________________________
No ja kurde mam nadzieję, że to jest prawda! Bo jak Justin nie żyje, to zabiję!Co to do cholery jest za rozdział?! AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA - normalnie to moja reakcja na wszystko. Sutton i Xavier? Justin umarł? "Gra skończona." Nawet nie wiem, co mam powiedzieć. Jezu!
Dobra, już się uspokoiłam.
Boże!
#muchlove N.
Mam nadzieje ze to jest prawda ze Justin zyje. Kocham mocno. Czekam na nastepny :) <3
OdpowiedzUsuń#1
OdpowiedzUsuńyaay!
Wow!!! Pierwsza
OdpowiedzUsuńja naprawde mylsalam ze on nie zyje. Wow!!!
omg <3
OdpowiedzUsuńjpd ja sie popłakałam xd
OdpowiedzUsuńplakalam z 10 minut potem jak sie uspokoiła to zaczęłam czytać dalej hahaga a tu bum on żyje masakra nakie jaja ; ((( ♥♥♥
Myślałam, że naprawdę umarł o Jezu i teraz mam nadzieję, że jednak żyję. To się działo zbyt szybko no! /@AghhPocahontas
OdpowiedzUsuńświetny, popłakałam sie omg
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny ; )
Nie no doznałam szoku ale cieszę się że Justin żyje!!! Czekam na nastepny
OdpowiedzUsuńO matko! Jezu! Ja tu już zalewałam się łzami ( Niagra normalnie ) a to jednak był tylko ( na szczęście ) sen lol kamień z serca... a tak wogóle CO TO ZA ROZDZIAŁ!? Nsbshajajsbduubb tyle się dzieje... i jeszcze ta umowa z X. Nie ogarniam lol
OdpowiedzUsuń@himyliam
Rozdzial cudowny ale sie troche pogubilam...ciekawe czy Justin na prawde zyje
OdpowiedzUsuńNo ja nie mogę ten rozdział trzyma w napięci przez cały czas i jeszcze że niby Justin umarł o nie tak nie może być Czekam na next
OdpowiedzUsuńNastępny pls <3
OdpowiedzUsuńsobota! <3
UsuńTo Justin żyje czy nie,bo nie ogarniam? XD
OdpowiedzUsuńMam nadzieje,że wszystko będzie dobrze ;d
Czekam na nn <3
@scute4
Nawet nie wiesz jak ja się cieszę, że zaczęłaś kontynuować to opowiadanie! Czekałam tyle czasu na 9 rozdział, a tu patrzę, 6 rozdziałów do przeczytania i to na innej stronie! Wszystko przeczytałam i szczerze, moje usta chyba nie mogą się bardziej rozszerzyć haha. To wszystko jest tak bardzo szokujące. Cieszę się, że każdy rozdział jest pełen akcji, są po prostu świetne. Czasami występują małe literówki, ale zdarzają się przecież, prawda? :)
OdpowiedzUsuńJuż robię zakładkę w telefonie, żeby nie zapomnieć o nowym rozdziale.
Z niecierpliwością czekam na kolejny wspaniale przetłumaczony przez ciebie rozdział :) xx /@bizzlessmile
O kurwa.alr sie dzieje. ;*
OdpowiedzUsuńCzekam nn.♥
OdpowiedzUsuńMusi żyć!!! To dopiero 14 rozdział!!!
OdpowiedzUsuńKOCHAM TO JAK NIE WIEM! ♥
Jezus jskskejdjejejje
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest taki hdjsjdhdhe
/@mercinialler
Kuffa az mi serce stanelo jak przeczytalam ze niby nie zyje omg zabilabym autorke za to
OdpowiedzUsuńJustin nie żyje ... Jeszu ale się wystraszylam. Kochanie przeczytałam i skończyłam właśnie czytać wszystkie rozdziały. Omg !!! Kim jest SA ? Jejciu tyle rozdziałów a nikt nie wie :/ dziękuję Ci skarbie xx kocham wszystko tutaj ;-) czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńJa się tu Poryczalam!!! Jak to będzie prawda ze Justin umarł to mi tu dom zaleje od łez...
OdpowiedzUsuńschodziłam na zawał ;o
OdpowiedzUsuń