Rozdział 16.

- To się nie dzieje, to się nie dzieje.

Monotonny głos Justina był coraz bardziej niespokojny z każdą mijającą sekundą, jego ciało zaczęło drżeć, gdy zsunął mnie ze swoich kolanach i stanął wyprostowany. Zmarszczył brwi i zaczął krążyć dookoła po salonie z rozpaczy albo z wściekłości - nie byłam zbytnio pewna. Byłam również zbyt szokowana by go o to zapytać, bojąc się również, że może oderwać mi głowę.

- Jak to w ogóle zrobili, że nagrali to i ani ja, ani nikt inny, kto był tam tamtej nocy tego nie widział? Nie mogę nawet... - Justin zacisnął swoją buzię swoimi dłońmi, kontynuując poruszanie się do przodu i do tyłu przed ramą telewizora. Zamarznięta scena z nagrania pokazywała potworną i strasznie niepokojącą wersję Justina, która z powrotem przeniosła mnie do tej ohydnej nocy w Arizonie. Sadystyczny, zachwycony uśmiech grał na jego ciemnej i onieśmielającej posturze, broń trzymał mocno, jego dłoń lekko drżała z powodu mocnego uchwytu, duma promieniowała ze sposobu, w jaki stał nad martwym ciałem z ogromną wewnętrzną satysfakcją.

Nie mogłam znieść tego obrazka, które wpatrywało się we mnie, ani chwili dłużej. Chwyciłam pilot, mocno naciskając czerwony przycisk na górze, by wyłączyć ekran telewizora, tak szybko, jak to tylko możliwe. Justin chyba nawet nie zauważył, że cokolwiek wyłączyłam; jego oczy były kompletnie zaszklone, gdy mamrotał coś do siebie w niskich pomrukach. Na szczęście, zanim zaryzykowałam spróbować otrząsnąć go z tego transu, mój wujek wszedł przez frontowe drzwi.

Popatrzyłam na godzinę na moim telefonie. 22:36 - był w domu wcześniej, niż przypuszczałam. Nie, żebym narzekała, ponieważ, gdyby nie wszedł, Justin chyba nigdy nie zatrzymałby się przed telewizorem, a ja poczułam ulgę, zauważając, że jego trans zaczyna maleć.

- Troszeczkę tutaj cicho. Co wasza dwójka dzieciaków tutaj robi? - Zachichotał Dom, rzucając swoją kurtkę na kanapę, podejrzliwie przypatrując się naszej dwójce. Gdy żadne z nas nic nie powiedziało, mój wujek podniósł swoje obie dłonie w obronie.

- Nie przerwałem żadnej kłótni czy coś, prawda?

- Nie, wszystko jest w porządku. - Odpowiedział dosadnie Justin, w niepokoju drapiąc się po karku.

- Jesteś pewny dzieciaku? Wyglądasz na trochę zaniepokojonego.

- Jestem pewny. Po prostu... Muszę... um. Muszę iść. - Justin wybiegł z salonu i wsunął swoje buty, tak szybko, jak tylko mógł. Widziałam, jak krzywi się z powodu odczuwanie bólu z jego ran schowanych pod ciuchami. Próbowałam zatrzymać go przed odejściem, więc od razu zaczęłam wołać jego imię, jednak on mnie zignorował, wychodząc w ciemności na zewnątrz. Mocno zamknął za sobą frontowe drzwi, powodując, że obrazek wiszący na ścianie zatrząsł się z powodu siły, której użył, a ja aż się wzdrygnęłam.

Oczywiście SA zrujnowało to, co miało być idealnie normalnym i pozytywnym wieczorem.

- Nie powiedziałem niczego, żeby go urazić, prawda? - Spytał Dom, siadając na sofie w salonie ze zmieszaną i zmartwioną miną.

- Nie, oczywiście, że nie. Myślę, że jest troszeczkę drażliwy, bo nie spał dzisiaj za dobrze. Nie ma się o co martwić. - Powiedziałam szybkie kłamstwo, mając nadzieję, że brzmi przekonywująco. Jednak bardzo mocno w to wątpiłam, z powodu tego, jak mój głos drżał niepewnie.

- Znasz mnie, nie martwię się o nic. Zachowuję stoicki spokój. - Pochylił się do fotela, chwytając pilota od telewizora z zarozumiałym uśmiechem na całej jego twarzy.

Cholera. Płyta ciągle była w odtwarzaczu DVD.

Pobiegłam przez salon, wyciągając płytę, tak szybko, jak tylko to było możliwe, zanim mój wujek zobaczy film, który da mu prawdziwy powód, by martwić się o Justina, a jeszcze gorzej, gdy synapsy w jego mózgu zapalą się, że połączy wszystko i zadzwoni na policję. Przycisnęłam białą płytę do mojej piersi, wydając z siebie ciche westchnienie ulgi, zanim odwróciłam się do Doma. Siedział, z oczami wpatrującymi się w płytę w moich dłoniach, jego brwi były uniesione.

- Ja w sumie też jestem strasznie zmęczona, więc myślę, że pójdę dzisiaj spać wcześniej. - Uśmiechnęłam się słodko w próbie uniknięcia jakiś innych pytań od Doma i szybkim tempem wyszłam z salonu.

Nie spróbowałam nawet popatrzeć na płytę, zanim nie byłam bezpieczna na górze w przestrzeni mojej własnej sypialni. Wiadomość była napisana drukowanymi literami, w odważnym, jaskrowo różowym napisie.

Twój własny film o psychicznym Justinie. Pomyśl o tym, jak o spóźnionym prezencie urodzinowym. - SA.

Czytałam wiadomość parę razy, cały czas w kółko. Moje myśli wyglądały, jakby zagłuszyły wszystko, co mnie otaczało, moje myśli przewijały się za szybko, wszystko myśli, które były w mojej głowie zaczynały wpadać na siebie w jedno długie, nigdy nie kończącą się zdanie. Rozwaliłam płytę na połowę i wrzuciłam ją do mojego małego, plastikowego kosza i przygryzłam swoją wargę w cierpieniu i frustracji. Nie, żeby to rozwalenie płyty na pół miało jakoś pomóc Justinowi. SA prawdopodobnie ma zapasowe kopie i zapasowe kopie zapasowej kopii tego nagrania. Byli bystrzy... przebiegli. Niewątpliwie SA będzie kontynuował używania mnie i Justina jako pionków w swojej chorej, pokręconej grze obok wszystkich ludzi, których kochamy, szczególnie z tym uroczym, złośliwym szantażem i możliwością wysłania Justina do więzienia, gnębiąc tym cały czas naszą dwójkę.



Ponad godzinę później stałam na zewnątrz, na moim balkonie, przytulając mój lekko różowy, jedwabny szlafrok blisko do mojego trzęsącego się ciała. Jedno ramię miałam założone na swoim torsie, gdy drugie trzymało mój telefon przy uchu. Próbowałam dodzwonić się do Justina po raz jedenasty, odkąd wybiegł z domu. Jeszcze raz, nie zaskakując mnie, połączenie zostało przekierowane do jego poczty głosowej, skomputeryzowany głos doprowadzał mnie do szaleństwa, więc zacisnęłam swoje zęby w irytacji. Dlaczego nie mógł odebrać jednego cholernego telefonu? Wiedział, że zawsze byłam nerwowa, więc dlaczego dolewał jeszcze oliwy do ognia, powodując, że czułam się jeszcze bardziej przestraszona? Nie wspominając o tym, że SA gdzieś tutaj był i to była ostatnia osoba, na którą chciałbym wpaść.

Jakiś szelest przykuł moją uwagę na ogromny dąb, który rósł przy moim balkonie. To właśnie tak Justin musiał wślizgiwać się do mojego pokoju przez większość nocy i to w pewien sposób mnie uspokoiło, był jednym z paru ludzi, którzy zaryzykowali swoje własne bezpieczeństwo by tylko mnie zobaczyć.No i na dodatek nie miał wystarczająco śmiałości, by używać frontowych drzwi, gdy mój wujek był w domu.

- Justin? - Wyszeptałam, nie będąc w stanie kontrolować pełnego nadziei uśmiechu, który pojawił się na mojej twarzy w nadziei, że jego sylwetka zakołysze się w każdej sekundzie na moim balkonie.

Ten moment nigdy nie nadszedł.

Zamiast tego, pojawiły się jakieś skrzypienia i szarpania, razem z wysokim głosem, który piszczał "Cholera!".

Poruszyłam się ostrożnie do drugiej strony balkonu, napełniając moje płuca wystarczającą ilością powietrza, by krzyknąć do Doma, jeśli bym musiała. Nagle, zwisając z białego drewna pojawiła się czerwona twarz Gregga, jego przestraszone oczy spotkały moje.

- Sutton, pomóż, zjeżdżam! - Pisnął ponownie, tym razem, w miarę możliwą do zniesienia oktawą.

Instynktownie, złapałam jego ramiona, przytrzymując go, tak, że był w stanie przerzucić swoje nogi przez drewno i wciągnąć się do środka, unikając spadnięcie na śmierć z mojego balkonu. Sapał westchnieniami ulgi, gdy ciągle leżał na podłodze balkonu, cały czas mamrocząc coś na wzór "Dzięki Bogu."

Uwierzcie mi, starałam się, jak najbardziej mogłam, by powstrzymać chichoty, które groziły, że zaraz wylecą z moich ust, ale robiąc to, skończyłam wybuchając jeszcze większym śmiechem. Gregg rozszerzył swoje oczy w zakłopotaniu, podnosząc się z podłogi i patrząc na mnie w strachu.

Jakoś przez mój wybuch śmiechu, zaczęłam płakać. Nie były to łzy śmiechu czy łzy smutku, ale ciągle pojawiały się w strasznym szlochu. Oczy Gregga złagodniały, gdy podszedł do mnie, moje łkanie wypełniało ciszę pomiędzy nami. Bez ostrzeżenia, przyciągnął mnie w przyjacielskim uścisku, pozwalając mi zamoczyć jego kurtkę swoimi słonymi łzami.

- Co ty tutaj robisz? - Wymamrotałam, odsuwając się od niego, by otrzeć swoje łzy.

- Po prostu chciałem sprawdzić, czy wszystko w porządku od tamtego dnia. - Odpowiedział szczerze, wsadzając swoje dłonie w przednie kieszenie swoich jeansów. -  Chociaż, nie wiem, czy to dobrze zadziałało, skoro znalazłaś mnie prawie spadającego stąd i krzyczącego jak mała dziewczynka, zabawne to czy smutne?

Uśmiechnęłam się do siebie.

- Więc, przyznajesz, że wrzeszczałeś jak mała dziewczynka?

Gregg pokręcił swoją głową i żartobliwie przewrócił oczami. - Wiesz, następnym razem, myślę, że po prostu będę miał większe jaja i użyję frontowych drzwi, by zmierzyć się z twoim wujkiem, niż prawie się zabijając.

- Skąd wiedziałeś, że będę tutaj, a nie w bezpiecznym miejscu? - Zapytałam ciekawie.

- Mam swoje sposoby. - Chrząknął, jego oczy powędrowały do czystego, nocnego nieba, zanim znowu spoczęły na mnie. - Ale ciągle nie dałaś mi odpowiedzi na pytanie, z powodu którego, przeszedłem przez to wszystko. W porządku?

- W porządku. - Skłamałam - kłamanie stało się moją drugą naturą.

- Przy okazji, właśnie przed chwilą nagle zaczęłaś płakać, więc zakładam, że jednak jest inaczej. Nieważne, nie będę więcej pytał o coś, co jest czymś, o czym nie chcesz rozmawiać. Po prostu cieszę się, że cię widzę.

- Gregg - nie możesz się tak po prostu tutaj pokazywać. Jesteś moim nauczycielem wfu. Na pewno są jakieś granice pomiędzy nauczycielem - studentką, które ty w tym momencie przekraczasz.

- Nie chcę się z tobą nie zgodzić czy coś Sutton, ale jestem całkiem pewny, że te granice przekroczyliśmy już dawno temu, gdy towarzyszyłem ci gdzieś, co było jakimś podziemnym biurem handlującym narkotykami dla twojego chłopaka. Poza tym, ledwo widzę cię na sali, więc nie sądzę, że jesteś jedną z moich "studentek", ponadto przyjaźnimy się od długiego czasu. - Usprawiedliwiał swoje powody bycia tutaj, jakby bronił siebie w jakieś sprawie kryminalnej w sądzie.

- Cóż, dziękuję, że sprawdzasz, co u mnie. Ale naprawdę powinieneś już iść, jest późno, a ja jestem zmęczona.

- Jasne, nie ma problemu. Powiedziałbym, do zobaczenia jutro na sali, ale patrząc na twoją frekwencję na moich zajęciach, wątpię, czy to kiedykolwiek się wydarzy. - Droczył się.

- Obiecuję pojawić się na jutrzejszej lekcji. - Żartowałam z nim, szturchając go w ramię.

Czule położył swoją dłoń na moim ramieniu, jego twarz nabrała teraz bardziej poważnego wyrazu.

- Dbaj o siebie.

- Ja o nią zadbam. - Straszny i głęboki głos zawarczał z ciemności, odsłaniając potwornie wyglądającego Justina, który wspinał się na balkon. Cofnęłam się, więc ręce Gregga spadły z moich ramion, otoczyłam swoją pierś, by zakryć siebie, przed tym, co może stać się pomiędzy Greggiem, a Justinem, werbalnie i fizycznie.

- Co on tutaj robi? - Spytał mnie Justin, przechylając swoją głowę na bok. Jego oczy były czarne jak węgiel.

- On - on tylko przyszedł, sprawdzić, czy wszystko ze mną w porządku od tamtego dnia. - Wymamrotałam, mój głos drżał.

- Cóż, zobaczyłeś ją, jest w porządku. Teraz możesz już iść. - Odpowiedział dosadnie Justin, zaciskając swoją szczękę we frustracji.

- Widzisz, jakoś ja tak nie uważam. Ale oczywiście, ty nie zdajesz sobie z tego sprawy, patrząc na to, jak bardzo jesteś zajęty spotykaniem się z szumowinami z dilerki, który lubisz nazywać swoim "gangiem". Ale żeby było wiadomo, nawet się nie spodziewałem, że to zauważysz, czy będzie cię to obchodziło.

Justin wziął krok do przodu, jego usta wykrzywiły się w niegodziwym uśmiechu. Tym samym uśmiechu, który miał w Arizonie. Zareagowałam szybko, wskakując pomiędzy tę dwójkę.

- Gregg, myślę, że już czas, żebyś poszedł. Zobaczymy się jutro. - Mały uśmiech pojawił się na mojej twarzy, zanim chwyciłam Justina, pociągając go w kierunku drzwi balkonowych, zanim mógł zrobić coś, czego będzie później żałował.

- Jasne, dobranoc Sutton. - Gregg uśmiechnął się szeroko, mierząc wzrokiem Justina.

- Lepiej uważaj na siebie, Lovering. - To była ostatnia groźba, którą mógł powiedzieć, zanim nie wepchnęłam go do mojej sypialni, zamykając za nami drzwi. Zaciągałam moje wiązane, jedwabne, różowe zasłony, patrząc wystarczająco długo, by upewnić się, że Gregg zszedł bezpiecznie z balkonu i z drzewa.

- Ten skurwysyn naprawdę wie, jak zagrać mi na nerwach. - Wymamrotał wkurzony Justin, zaciskając i prostując swoje pieści, gdy chodził po pokoju.

- Uspokój się, Dom jest na dole. - Błagałam go. Ostatnią rzeczą, której potrzebowaliśmy po tym, co się stało, to kolejna konfrontacja z moim wujkiem. - Gdzie poszedłeś? Widziałeś, że dzwoniłam?

- Nie, przepraszam. Mój telefon padł. Po prostu poszedłem na spacer, by spróbować ochłonąć.

- Gdzie poszedłeś na ten spacer?

- Po prostu poszedłem się przejść. Cholera Sutton? Co to jest, 30 pytań? Przestań z tymi nieustającymi pytaniami, to jest wkurwiające. - Rzucił, jego oczy promieniowały z wściekłości, gdy na mnie popatrzył.

- Przepraszam, że się martwię. - Wyszeptałam słabo, przyciskając mój palec wskazujący do rogu mojego prawego oka, by zatrzymać spadającą łzę.

Justin wypuścił z siebie ogromny, zirytowany oddech, zamykając swoje oczy i przewracając swoje ramiona do tyłu, by się uspokoić. Zauważyłam, że skupił się na oddychaniu przez pół minuty, zanim otworzył swoje usta ponownie. - Nie, nie powinnaś była przepraszać, a ja nie powinienem był tego wszystkie na ciebie zrzucać. To nie fair; nie zrobiłaś nic, by zasłużyć na takie zachowanie. Po prostu, próbuję się teraz pogodzić z wieloma rzeczami i wiem, że ty też.

Skinęłam raz, wahając się, czy coś powiedzieć, żeby znowu nie zaczął być zły.

- Chodź tutaj. - Powiedział cicho Justin, otaczając mnie mocno swoimi ramionami. Wtuliłam swoja głowę w jego szyję, składając tam delikatny pocałunek, gdy uścisnęłam go ostrożnie, bojąc się, że gdy zrobię to mocniej spowoduje ból, pamiętałam, że ciągle był ranny. - To miał być relaksujący, romantyczny wieczór, a ja znowu go zepsułem.

- To nie byłeś ty, Justin. To był SA.

- Ale nie powinien był pozwolić temu dojść do mnie. Zamiast tego, powinienem był po prostu być lepszym facetem i zignorować to. Zrobili to celowo, a ja wpadłem prosto w ich pułapkę.

- Wszyscy popełniamy błędy. Ale dobrą stroną popełniania błędów jest to, że możemy się na nich uczyć, tak abyśmy mogli stać się lepszymi osobami.

Justin odsunął się, a jego lodowate ręce ujęły moją twarz.

- Jesteś tak silna, Sutton. Podziwiam cię za to.

Zacisnęłam swoje usta, a moje policzki zrobiły się czerwone ze wstydu.

- I nie winię Gregga za to, że chciał się trzymać blisko ciebie.

- Nie? - Zmarszczyłam brwi, zaczynając być coraz bardziej zmieszana tym, dokąd zmierza ta cała rozmowa. Czy on nie wydłubał mu prawie oczu jakąś minutę temu?

- Nie. - Pokręcił swoją głową, zaciskając usta. - Ponieważ to, jak wyglądasz w tym szlafroku, brałbym cię w tym momencie, nie zastanawiając się nawet, do kogo należysz.

- Ju...

Przerwał mi, całując mnie z pasją i kładąc naszą dwójkę na łózko. Gdy sięgnęłam, by ściągnąć jego koszulkę, odsunął się, a zadziorny uśmieszek pojawił się na jego wyprowadzonej z równowagi postury.

- Jutro do szkoły, Sutton. - Zbeształ mnie, delikatnie klepiąc mnie w tyłek, gdy wspięłam się na łóżko, wydymając wargi.

- Ale robiliśmy to wiele razy, gdy trzeba było iść do szkoły...

- Jesteś beznadziejna w każdym rodzaju seksu... a szczególnie w tym wściekłym. - Mrugnął, powodując, że zarumieniłam się jeszcze bardziej. Miał ten niesamowity talent, że mógł kompletnie zmienić się z osoby, którą był przed chwilą do mojego flirtującego, kochanego Justina. Do wersji, którą chciałam poślubić pewnego dnia. - Teraz szczerze, Sutton. Naprawdę powinnaś iść spać. Masz za sobą parę ciężkich dni.

- Powiedziałabym bardziej, że ciężki rok. - Odpowiedziałam, układając moją głowę na poduszce w przegranej. Justin rozebrał się do swoich bokserek, a potem wsunął się do łózka, ochronnie otaczając mnie swoimi silnymi, zimnymi ramionami.

Poczułam coś twardego na mojej nodze. Nic nie mogłam poradzić, że zaczęłam się cicho śmiać.

- Spierdalaj, nic na to nie poradzę. - Wymamrotał Justin, złączając nasze nogi i przyciągając moje plecy bliżej swojej piersi.



Justin i ja, jęknęliśmy jednocześnie, gdy mój telefon zawibrował na stoliku, a szczebioczący dzwonek alarmu wybrzmiał z niego.

- Czy możemy po prostu nie iść? - Westchnęłam, wsadzając swoja głowę w miękką poduszkę w nadziei, że pochłonie mnie całą i uchroni mnie przed ruszeniem się gdziekolwiek. Justin zaśmiał się, dźgając mnie lekko, zanim zmusił się do wyjścia z łóżka.

- Chodź piękna, czas by pokazać swoją śliczną buzię światu.

- To było takie tandetne, o mój Boże. - Jęknęłam w jeszcze większym niezadowoleniu, życząc sobie, żeby przestał jeszcze bardziej pogarszać sytuację.

- Cóż, co chciałaś, żebym powiedział? Ej pizdo, przestań być takim leniem, bierz swój gruby tyłek z łóżka i spal chociaż kilka kalorii w swoim życiu?

- Odpierz się. - Okręciłam swoją głowę, rzucając w niego poduszką, gdy stał na drugim końcu pokoju.

- Suka. - Wymamrotał zadziornie, ściągając ze mnie kołdrę. Poczułam jego zimne dłonie chwytające za moje ciepłe kostki, gdy wyciągał mnie z łóżka. Zanim w ogóle miałam szansę, by zaprotestować, wciągnął mnie na swoje ramiona i zmusił bym stanęła mocno na ziemi. Jęknęłam, przebiegając dłonią przez moje rozczochrane i poplątane włosy.

- Jak to jest, że ciągle wyglądasz uroczo, nawet jak jesteś wkurzona?

- Zamknij się.



W czasie, gdy przygotowywałam się do wyjścia i zawiązywałam swoje włosy w wysoki kucyk, zadzwonił dzwonek do drzwi. Justin zdążył wymknąć się po tym, jak wzięłam prysznic, żeby nie wyglądało, jakby został tutaj na całą noc, inaczej Dom mógłby się wkurzyć, gdyby zauważył, że spaliśmy w tym samym łóżku... nawet jeśli nic nie "robiliśmy".

- Wszystko w porządku, Justin? - Odpowiedział radośnie Dom do Justina, który stał na ganku. - Co ty tutaj robisz tak wcześnie?

- Przyjechałem podwieźć Sutton do szkoły.

- Jeździła sama, odkąd cię...

- Nie Dom, w porządku. Justin teraz wrócił do szkoły. - Zbiegłam ze schodów, tłumacząc sytuację. Wsunęłam swoje stopy w futrzane botki do kostki, szarpiąc moją torbę z poręczy schodów.

- Oh dobrze, cóż, to dobrze, że w końcu wróciłeś. Zatem, mam nadzieję, że będziecie mieli dobry dzień.

- Będziemy, dzięki Dom. - Uśmiechnął się Justin, biorąc moją dłoń, by pomóc mi wyjść przez drzwi.

- Więc, naprawdę nas zawieziesz? - Spytałam, gdy drzwi się zamknęły.

- Tak, zostawiłem mój samochód dosłownie za blokiem, ostatniej nocy. Twój wujek wyglądał jakby coś konkretnego podejrzewał.

- Wiem, prawda? Ale nie wiem, co mu się stało. Zaczął być bardziej stanowczy niż moja matka, a to naprawdę nie jest zbyt dobry znak.

Doszliśmy do samochodu Justina i obydwoje od razu się przed nim zatrzymaliśmy.

Napisz na przedniej szybie ułożył się w jedno słowo, które ktoś zrobił poprzedniej nocy, tym słowem było ‘MORDERCA’ napisane drukowanymi literami. Nie musieliśmy pytać, kto mógłby by być za to odpowiedzialny.

Pociągnęłam swój rękaw, by zakryć swoją dłoń i wyczyściłam zimne, mrożące krew w żyłach słowo z przedniej szyby, usuwając je, tak że wyglądało, jakby nic na niej nie było. Odwróciłam się do Justina, jego twarz była blada i zażenowana.

- Justin, nie martw się...

- Po prostu wchodź do samochodu. - Przerwał mi, otwierając samochód ze znajomym dźwiękiem.



Po cichej podróży, przyjechanie pod szkołę spowodowało, że wszystko było jeszcze dziesięć razy gorsze. Ludzie, a nawet paru nauczycieli idących wzdłuż chodnika, przez parking i zmierzających na lekcje, zatrzymało się, by popatrzeć na nas, jak Justin jechał samochodem przez plac. Niektórzy zatrzymali się w rozbawieniu, gdy inni patrzyli w trwodze i niezrozumieniu - a nawet w przerażeniu.

- Sądzę, że ludzie za mną tęsknili. - Myślę, że to miał być żart, ale powiedział to takim posępnym tonem,  że zabrzmiało to nie inaczej, jak tylko niemiła obserwacja.

- Po prostu ich ignoruj, nic nie wiedzą. Mogę mieć swoje podejrzenia. My znamy prawdę i tylko to się liczy. - Pocieszałam Justina, gdy gładko zatrzymał się na miejscu parkingowym i wyłączył silnik. Pogłaskałam jego policzek, składając tam delikatny pocałunek.

- Dlaczego nie damy im jeszcze czegoś, żeby mogli sobie pogadać? - Uśmiechnął się diabelsko. Nie zrozumiałam jego spontanicznego planu, dopóki nie otworzył drzwi od auta po mojej stronie, wyciągając mnie i stanowczo przyciskając swoje usta do moich. Zamknęłam oczy, już wyobrażając sobie, jak każdy w bliskiej odległości gapi się na naszą dwójkę, ale naprawdę gówno mnie to obchodziło.Oddałam pocałunek, uśmiechając się do niego, gdy przerwał i złączył nasze dłonie. Gdy patrzyłam na tłum, który zebrał się, wszyscy zaczynali nerwowo się poruszać, a zawstydzenie pojawiło się na ich twarzach, gdy złapaliśmy ich, że się patrzyli.

- Tak się cieszę, że tutaj jesteś. Nie mogłabym dłużej znosić ich prześladowania bez ciebie.

- Jestem tutaj dla ciebie kochanie, nie martw się. Jeśli ktokolwiek wypowie chociaż jedno słowo o tobie w negatywny sposób, złamię ich wychodzone, małe szyjki.

Mój uśmiech zbladł lekko. Jeśli powiedziałby to, ktoś inny, to byłby to tylko jakiś rodzaj pocieszającego zdania, ale jeśli chodziło o Justina... to mogła być obietnica.
___________________________________________________
Hej, cześć! :)
No to jesteśmy z następnym. Kurde, ten Gregg to zawsze był według mnie podejrzany...
I Justin wrócił do szkoły! <3

Do następnego xx

#muchlove N.

13 komentarzy:

  1. CUDOWNY!!!!!!!!!!!!!!!
    SA nie rezygnuje ; / chuj
    czekam na następny :))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Mmmm ten pocałunek przed szkołą był nieziemski *.* rozdział ogólnie cudowny :) xx
    @himyliam

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział ! Kckck czekam na nowy <33

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego każdy rozdział na tym blogu jest wspaniały? Moim zdaniem jest to jedno z najlepszych ff jakie widziałam. Z niecierpliwością czekam na następny. :) xx /@bizzlessmile

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny, czekam na kolejny ; )

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny !! . czekam na następny ! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Japierdziy!!!! cudowny

    OdpowiedzUsuń
  8. Kurde to jest zsjebiste ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. To jest tak cholernie wciągające ! No uwielbiam to ff jedno z najlepszych ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jezu uwielbiam to *_* dzis będzie następny??? :*

    OdpowiedzUsuń