Zauważyła Gregga wychodzącego przez drzwi jakieś sali po naszej prawej, nauczyciel, z którym rozmawiał zatrzymał się by dobrze popatrzeć na Justina, robiąc dokładnie to, co robił każdy inny. Gregg rzucił mi życzliwy uśmiech, zanim zaczął iść wzdłuż korytarza w innym kierunku niż my, każąc ludziom iść na ich zajęcia. Gdy doszliśmy do biura administracyjnego, westchnęłam z ulgą, szczęśliwa, że wszyscy znowu zaczęli się ruszać i rozmawiać między sobą. Co nie zmienia faktu, że zapewne i tak rozmawiali o powrocie Justina.
- Po prostu ich ignoruj, nie mają nic lepszego do roboty w swoim życiu. - Pocieszał mnie Justin, całując delikatnie w czoło.
- Tylko to ciężkie, wiesz? Nienawidzę czuć się taka... podatna na ludzkie opinie.
- To właśnie tylko opinie, Sutton. Nie musisz ich słuchać. Nie mają nawet najmniejszego pojęcia, przez co przechodzisz i z czym musisz sobie teraz radzić - z czym nasza dwójka musi sobie radzić. Po prostu nie pozwól im sprawić, żebyś poczuła się jak gówno. - Justin przyciągnął mnie w ciepłym uścisku, jego zapach był w pewien sposób uspokajający i kojący. - Teraz muszę iść i ułożyć mój plan, poradzisz sobie tutaj przez tę parę minut?
- Tak, jasne. - Wymamrotałam, skinąwszy głową.
Podczas, gdy Justin był w biurze, oparłam się o bladą ścianę, skupiając się na podłodze zamiast spotykaniu osadzających spojrzeń od ludzi, którzy koło mnie przechodzili.
- Zdajesz sobie sprawę, że twój chłopak jest mordercą, prawda? - Ostry głos wysyczał z niedalekiej odległości, powodując, że szybko poderwałam swoją głowę, by zobaczyć do kogo należy.
Ku mojemu niezadowoleniu, był to kapitan drużyny lacrosse'a, Harry. Kiedyś był dobrym przyjacielem i Nicka i Liama. Pamiętałam nawet, jak kiedyś chodziliśmy na podwójne randki z Liamem, Harrym i jego dziewczyną. Dwójka jego kolegów z drużyny, szła tuż za nim, dopóki nie otoczyli mnie z każdej strony. Próbowałam przesunąć się po ścianie, by od nich odejść, jednak jeden z nich położył swoją dłoń płasko na ścianie, jego ramię wyglądało na bardzo mocną barierę, która uchroni mnie przed ucieczką. Zaczynałam panikować.
- Nie tak szybko, Rosegarden. - Harry przechylił swoją głowę na jedną stronę, a złośliwy uśmieszek wkradł się na jego twarz, gdy patrzył na mój paranoiczny wyraz twarzy.
- Proszę, po prostu zostaw mnie w spokoju. - Błagałam. Nie miałam pojęcia, dlaczego to robili, ale mogłam domyślić się, gdzie zmierzała cała ta rozmowa.
- Chcemy tylko porozmawiać. - Harry podniósł swoje obie dłonie w obronnym geście, a jego kumple zachichotali.
- Cóż, jakoś nie czuję się dzisiaj zbytnio rozmowna, więc jeśli mi wybaczycie. - Powiedziałam, starając się zrobić krok do przodu. Chłopak po lewej stronie Harry'ego złapał mnie za ramię, stanowczo popychając mnie z powrotem na ścianę.
- Nigdzie nie pójdziesz, Sutton. Kim twój chłopak myśli że jest, wracając sobie tutaj, bardzo dobrze wiedząc, co zrobił?
Co zrobił? Justin nie zrobił nic żadnemu z tych kolesi.
- Nie wiem, o czym mówisz. - Przełknęłam nerwy, które gromadziły się w moim gardle, ściskając swoje dłonie za plecami, by uchronić je przed drżeniem.
- Nie bądź ignorantką, suko. Wiemy dokładnie, co zrobił twój chłopak i wiedzieliśmy, że to tylko kwestia czasu, zanim pozwolą mu znowu tutaj wrócić.
- On nic nie zrobił. - Odpowiedziałam twardo.
- Oh naprawdę? Więc nie zabił Liama tej nocy w tamtym budynku, w noc twoich urodzin? A potem pokazał się na pogrzebie Liama, chory skurwiel.
- To był Joel, on podłożył ogień w to miejsce. Liam został uwięziony w płomieniach. I dla twojej informacji, przyszedł na ten pogrzeb by mnie wspierać.
- Tak mówi policja... ale jestem pewny, że to nie jest to, co się naprawdę wydarzyło, prawda Sutton? - Harry skrzyżował ramiona na swojej piersi, ignorując to, co powiedziałam o pogrzebie.
- To ja jestem tą osobą, która tam była, więc wiem dokładnie co się wydarzyło. Justin ciągle był na mojej imprezie i nawet nie wiedział, że Liam tam był, tak samo jak ja, jakbyś chciał wiedzieć.
- Nah. Nie kupuję tego steku bzdur. Śledził cię, a potem zabił Liama, ponieważ wkurwiało go to, że cię dręczył. Liam chciał cię odzyskać, a twój chłopak nie mógł tego znieść.
- Teraz to ty opowiadasz bzdury. - Rzuciłam, mrużąc oczy. - Liam nigdy nie chciał mnie odzyskać, i nie, żebym wiedziała, że on tam będzie, gdy dotarłam do magazynu. Pożar był wypadkiem z powodu zachowania Joela, to po prostu nieszczęśliwy zbieg okoliczności, że Liam został w niego złapany.
Harry przysunął się do mnie bliżej, a jego twarz zbliżyła się jeszcze bardziej. - Nie brzmisz na zbytnio załamaną jego śmiercią. To było zaplanowane, jesteśmy tego pewni.
Jego niebieskie, zimne oczy wpatrywały się w moje. Czysta nienawiść w jego spojrzeniu wysłała dreszcze przez całe moje ciało, wzdłuż mojego kręgosłupa.
- Myślę, że można powiedzieć, że był w złym miejscu o złej porze. Pech. A teraz zejdź mi z drogi. - Odepchnęłam go, zaciskając moje usta w furii. Jak śmiał oskarżać Justina o zabicie Liama? Nie wiedział nic o tym, co wydarzyło się tamtej nocy, więc nie miał żadnego prawa, by konfrontować mnie w taki sposób.
- Hej, co wy tutaj robicie? - Usłyszałam Tori, zanim miałam szansę ją zobaczyć, jej włosy wysuwały się zza niej, gdy doszła do nas, a jej piórkowe kolczyki, które zawsze nosiła, miotały się na jej policzkach.
- Trzymaj się od tego z daleka, Tori. - Westchnął Harry, podnosząc swoją dłoń.
- Nie, to ty zostawisz w spokoju Sutton. Albo, powiem mojemu tacie, żeby powiedział swoim przyjaciołom, by ograniczyli fundusze na tę twoją głupią drużynę lacrosse'a. - Uniosła swoją brew, z poważnym wyrazem twarzy. - Oh i nie wspominając o tej rzeczy, która wydarzyła się na imprezie... nie chcielibyśmy, żeby teraz nagle wyszła na jaw, prawda?
Nastąpiła krótka cisza.
- Nie ważne. To jeszcze nie koniec Sutton. - Zagroził mi Harry, zanim odszedł, a jego dwójka "owieczek" podążyła za nim.
- Dobrze się czujesz? - Tori rozszerzyła oczy, przyciągając mnie w uścisku. - Co oni robili?
- Tylko oskarżali Justina o zamordowanie Liama, wiesz, normalka. - Wymamrotałam sarkastycznie, czując ulgę, że Tori kazała im trzymać się ode mnie z daleka... cóż, przynajmniej na razie.
- Idioci. - Tori przewróciła swoimi oczami, wyciągając swój pilniczek do paznokci z kieszeni. - Po prostu ignoruj tych ludzi, dzisiaj wszyscy są jacyś rozproszeni. Naprawdę, usłyszałam dzisiaj z sześć rozmów o tym, że Justin wrócił do szkoły i jak to wszyscy sądzą, jaki jest naprawdę niebezpieczny czy coś.
- On nie jest niebezpieczny. - Odpowiedziałam szybko, najprawdopodobniej za szybko, bo Tori popatrzyła na mnie znad swojego pilniczka. - Jestem po prostu zmęczona ludźmi, którzy oceniają go na każdym kroku, to tyle.
- Hmm tak. Cóż nie martw się, ja też kiedyś nosiłam plakietkę z napisem "twój były chłopak jest psycholem". Nauczysz się z tym żyć, uwierz mi.
- Były?
- Tak, zerwałam z Joelem. Zdecydowanie nie ma żadnej szansy, byśmy znowu byli razem. Zbyt dużo się wydarzyło, a on nie jest już tą samą osobą, w której się zakochałam.
- Przykro mi. - Zmarszczyłam się, ciągle byłam zdziwiona tym, co ktoś taki jak Tori w ogóle widział w Joelu. Jednakże, byłam trochę zaskoczona, bo przecież ledwo parę miesięcy temu zaciekle walczyła, by wydostać go z tej ciemnej strony.
- Nie masz po co, przeszłość to przeszłość. Przyszłość jest przede mną, nie ma sensu trwać w czymś albo czuć się źle z powodu rzeczy, które już są przeszłością. - Uśmiechnęła się Tori; jednakże jej uśmiech wcale nie był widoczny w jej oczach.
- Tori! - Usłyszałam czyjś pisk, razem z dźwiękiem obcasów stukających o marmur za mną.
Odwróciłam się, by zobaczyć moją dawną przyjaciółkę Laurę, jednak wyglądała kompletnie inaczej niż ostatnim razem, gdy ją widziałam. Przefarbowała swoje włosy, na podobny do mojego odcień brązu i całkowicie wymieniła swoją garderobę na styl, którym nigdy wcześniej się nie interesowała. Fakt, że zawsze krzyczała na mnie, gdy spróbowałam chociaż włożyć najmniejszy błyszczyk do jej torby. Laura, typ chłopczycy, teraz miała na sobie pełny makijaż i ubierała się w najnowsze trendy - wyglądała tak, jakby właśnie wyszła z okładki teen vogue'a na nasz szkolny korytarz.
Wymieniły między sobą buziaki w policzki, a potem uścisnęły się szybko.
- Tori, jesteśmy umówione na dzisiejszy wieczór. Nikogo nie będzie, więc będziemy miały czas, by poukładać plan... - Przerwała, zauważając, że stałam tutaj, słuchając każdego słowa ich rozmowy. - ...imprezy - spotkania - tej rzeczy, którą planujemy.
Od kiedy są tak blisko? Sądzę, że w te wszystkie dni, w które omijałam szkołę po prostu znalazły się na korytarzu, by wymienić się ciuchami i plotkami. Oh cóż, nie żebym się tym przejmowała. Nie miałam już więcej czasu na dziewczyńskie pogaduszki i imprezy. Miałam większe problemy, jak na przykład dzień, w którym SA w końcu zaplanuje zabicie mnie albo zranienie kogoś, kogo kocham.
- Przepraszam Sutton, zaprosiłybyśmy cię, ale ostatnio jakoś naprawdę nie byłaś w nastroju do imprezowania. - Skrzywiła się Tori.
- W porządku i tak się tym nie przejmuję. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawiły.
Obie uśmiechnęły się do mnie niezręcznie, zanim odeszły, łącząc swoje ramiona, gdy szły wzdłuż korytarza, zmierzając na swoje zajęcia plastyczne.
Justin w końcu wyszedł z gabinetu z rozdrażnionym wyrazem twarzy. Zachichotałam z powodu jego wyglądu, delikatny uśmiech wypłynął na jego pełne usta, gdy złapał moje spojrzenie.
- Zgadnij z kim mam angielski na drugiej lekcji?
Popatrzyłam w lewo, żeby wyglądało, jakbym naprawdę zastanawiała się, kto jest jego nauczycielem angielskiego, jednak bardzo dobrze wiedziałam, o kim mówił, z powodu głupiego uśmiechu na jego twarzy.
- Pozwól, że zgadnę... kobieta z obrzydliwym oddechem?
Justin zachichotał, podnosząc mnie w uścisku.
- Znowu będzie jak za starych czasów, kiedy siedzieliśmy na tyłach klasy, a ja byłem dla ciebie kompletnym dupkiem.
- Co masz na myśli mówiąc, że byłeś dupkiem?
- Ukarzę cię za ten komentarz później. - Wyszeptał w moje ucho, a jego usta zaatakowały moją szyję.
- Przestań, nie tutaj. - Oddychałam mocno, niechętnie go odsuwając. - Więc, co masz teraz?
- Okienko, ty?
Wahałam się, czy powiedzieć Justinowi o lekcji, na którą właśnie miałam iść. Oczywiście ze względu na fakt, że nauczyciel odpowiedzialny za te zajęcia, był tym samym facetem, któremu Justin praktycznie odgryzł wczoraj głowę na moim balkonie.
- Mam wf i zanim spytasz, czy mogę go opuścisz, to naprawdę nie mogę. Dom zaczyna naprawdę być surowy, co do moich obecności i jak bardzo nie chcę iść, muszę.
- Do kurwy nędzy. - Wymamrotał Justin, przebiegając dłonią przez swoje idealnie poczochrane włosy. - Chciałbym, żeby nie był twoim nauczycielem.
- Chciałabym nie iść. Ale wiesz, co będzie mnie utrzymywało przez całą tę gównianą lekcję z tymi wszystkimi dziewczynami śliniącymi się na widok Gregga?
- Nie jestem w nastroju, żeby zgadywać. - Justin skrzyżował swoje ramiona, jego szczęka zacisnęła się, gdy specjalnie unikał kontaktu wzrokowego. Zmusiłam go, żeby na mnie popatrzył, trzymając jego twarz w swoich dłoniach.
- Ponieważ, potem spędzę całą drugą lekcję z tobą, będącym dupkiem i nauczycielem, który nas nienawidzi.
- Sutton, naprawdę odnalazłaś salę gimnastyczną! - Zażartował Gregg, gdy wyszłam z szatni, na jego twarzy pojawił się ten wkurzający, ale w pewien sposób atrakcyjny uśmiech. Zauważyłam kątem oka dwie blondynki patrzące na mnie, ich zazdrość była bardzo dobrze widoczna, gdy Gregg zaczął do mnie podchodzić. Mogły go mieć, przecież nie chciałam, by do mnie pochodził i rozmawiał ze mną.
- Cóż, pomyślałam, że pojawię się tutaj zanim twoja twarz znowu pojawi się na moim balkonie, tym razem, zmuszając mnie do robienia przysiadów. - Powiedziałam cicho, upewniając się, że nikt inny nie podsłucha naszej rozmowy. Gregg zaśmiał się, zaczynając przerzucać kręcącą się piłkę do koszykówki, która przed chwilą jeszcze była na jego lewym palcu wskazującym, do swojej prawej ręki. - Więc, co będziemy dzisiaj robić?
- Cóż, zabrzmiało jakbyś chciała porobić trochę przysiadów, więc zaczniemy od nich...
- To nie jest śmieszne. - Odpowiedziałam, kręcąc swoją głową we frustracji. - Posłuchaj, po prostu powiedz mi, co będziemy robić, zanim jedna z twoich dziwek, spierze mnie tymi swoimi tandetnymi, przedłużonymi włosami.
Gregg popatrzył za siebie, by spojrzeć na blond dziewczyny, o których mówiłam, obydwie rzuciły mu figlarne uśmiechy, gdy spotkał ich utęsknione spojrzenia. Odwrócił się do mnie z zadowolonym uśmiechem na swojej twarzy.
- Jesteśmy dzisiaj na przyrządach, więc możesz robić, cokolwiek chcesz.
- Ok, super! - Wyciągnęłam swój telefon z kieszeni swoich szortów, kierując się w stronę jednej z ławek, żeby usiąść.
- Nie, Sutton. Chodziło mi o to, że możesz robić cokolwiek chcesz, ale musisz iść na jakiś przyrząd. Posłuchaj, nie chcę wejść w bliższe kontakty z twoim wujkiem...
- Ugh nie graj mi tu teraz moim wujkiem. Zrobię cokolwiek, co sprawi, że przetrwam tę lekcję. - Jęknęłam, podchodząc do jednego z cienkich sznurów zwisających z sufitu.
Czas biegł zbyt wolno przez te pierwsze 45 minut sesji. Wspinałam się po linie, robiłam salta na trampolinie, skakałam przez kozła i rozciągałam się na macie. Musiałam zrobić coś jeszcze by spróbować zabić następne 15 minut, zanim w końcu będę mogła wyjść i ponownie poczuć się bezpiecznie w towarzystwie Justina. Zdecydowałam się na belkę, widząc, że nikt inny jej nie używa i była na tyle daleko, żebym nie słyszałam głupich chichotów dziewczyn i ich beznadziejnych flirtów z Greggiem. Fakt, że z łatwością mogłyby paść na kolana i ssać jego kutasa, gdyby je tylko o to poprosił, tylko karmił jego ego z każdą kolejną lekcją, powodowało, że zniesmaczało mnie to do kości.
Podciągnęłam się na belkę, biorąc powolny oddech by utrzymać moją równowagę, gdy lekko postawiłam swoją prawą stopę na wąskim drewnie. Belka wydała z siebie dziwny, jęczący hałas, jednak nie myślałam o tym zbyt dużo; kontynuowałam chodzenie po niej, teraz stawiając moją lewą stopę zaraz za prawą. Cała belka zaczynała się trząść, gdy zbliżałam się coraz bardziej do środka, powodując, że czułam się zaniepokojona. Coś w tym się nie zgadzało. Czułam się strasznie chwiejnie, gdy normalnie mogłam przechodzić przez takie rzeczy bez żadnego problemu. Zanim miałam w ogóle czas, by pomyśleć o zeskoczeniu, śruba z końca belki poluzowała się z jazgotem spadając na podłogę. Spadłam razem z drewnem, lądując z hukiem na drewnianej podłodze pode mną.
Usłyszałam, jak Gregg woła moje imię, jego głos odbijał się od ścian sali, gdy biegł w moim kierunku. Tępy, pulsujący ból przebiegł po moim nadgarstku, gdy starałam się podnieść z podłogi, powodując, że mocno zaczerpnęłam powietrze w dyskomforcie.
- Wszystko w porządku? - Gregg ukląkł przede mną, a jego oczy skupione były na dłoni, którą trzymałam na swoich kolanach.
- Tak, jest okej. Belka była poluzowana na końcu czy coś, nie wiem, wszystko wydarzyło się tak szybko. - Powiedziałam, ciągle w szoku, po tym, co się właśnie stało.
- Twój nadgarstek, jest okej? - Spytał zaniepokojony, biorąc go delikatnie, by go zbadać.
- Jestem pewna, że jest w porządku, tylko trochę boli, to tyle. - Zapewniłam go, zmuszając się do podniesienia się z podłogi.
- Te dziewczyny naprawdę nie wiedzą, jak poprawnie ustawiać maty, mogłaby zamortyzować twój wypadek. - Gregg mamrotał wkurzony pod swoim nosem, kopiąc piankę. - Myślę, że powinniśmy iść, żeby zbadać twój nadgarstek u pielęgniarki.
- Nie, będzie w porządku. Już teraz czuję się dobrze, tylko trochę potłuczona i obolała, to tyle. - Chciałam, żeby Gregg po prostu odpuścił, starał się bardzo mocno by dbać o mnie i być ze mną sam na sam, żebyśmy mogli porozmawiać prywatnie. - Czy mogę już iść i się przebrać?
Gregg przerwał, ciągle patrząc na mnie dokładnie, by upewnić się, że na pewno wszystko było w porządku.
- Tak, możesz iść Sutton. I tak to zgłoszę, tylko w razie gdybyś jednak musiała iść do lekarza.
Skinęłam i szybko wyszłam z sali, ignorując chichoty i szepty, które słyszałam, gdy mijałam wszystkich. Gdy tylko sięgnęłam, by otworzyć swoją szafkę, mój telefon zawibrował w mojej kieszeni.
Myślę, że dobrze sobie radzę ze śrubokrętami. Ups, mój błąd. - SA
Nigdy w moim życiu, nie byłam tak szczęśliwa, że wchodziłam do mojej klasy od angielskiego, ale myślę, że zawsze mówią, że zawsze musi być ten pierwszy raz. Jednak byłam spóźniona, co oznaczało, że musiałam przecierpieć jeden z wykładów pani Ryder. Straciłam poczucie czasu, po tym, co wydarzyło się na sali i wiadomości od SA sapiącego mi nad karkiem, dlatego spędziłam z dobre dziesięć minut w z jednej z kabin toalety, nie wspominając, że ból w moim nadgarstku zaczynał być coraz gorszy.
- Spóźniłaś się. - Było pierwszymi usłyszanymi słowami, gdy weszłam do klasy, ponownie wszystkie oczy spoczęły na mnie. Naprawdę, czy ludzie ciągle nie znudzili się wgapianiem i podśmiewaniem?
Przeprosiłam cicho i skierowałam się do stolika Justina, mijając po drodze dwóch członków drużyny lacrosse'a. Po pierwsze to był nasz stary stolik, więc nie wiedziała, dlaczego rzucili mi takie głupie spojrzenia z ich stolika na przedzie klasy.
- Uh, przepraszam Sutton, nie tutaj. Może i się starzeję, ale zdecydowanie pamiętam, jak bardzo dużo kłopotów spowodowałaś z Justinem ostatnim razem, gdy siedzieliście razem. Proszę, usiądź przy swoim stoliku, przy którym siedziałaś na poprzednich lekcjach.
Przeklęłam pod nosem, zaciskając moje zęby, by upewnić się, że nie powiem czegoś tej suce, czego potem będę żałować. Naprawdę nie potrzebowałam, by Dom był zamieszany jeszcze w to, jaki mam stosunek do nauczycieli; byłam już w wystarczających kłopotach, którymi i tak już za bardzo się przejmował. Niechętnie, wsunęłam się do mojej ławki, mocno zsuwając się na krześle w upokorzeniu. Kayla rzuciła mi uśmieszek ze swojej ławki, obracając swoim długopisem na ławce, co miało wyglądać, jak gest zwycięstwa, że żadna z nas nie siedzi z Justinem. Oparłam swoją głową na dłoni, nie przywiązując uwagi do tego, o czym zaczynała właśnie brzęczeć pani Ryder. Mój telefon zawibrował cicho.
Uduszę ją. W porządku? – J
Popatrzyłam w górę, by upewnić się, że pani Ryder nie złapie mnie na pisaniu pod ławką, na całe szczęście pisała coś na tablicy, co oznaczało, że była plecami do klasy.
Boże, proszę zrób to. Tak, jest w porządku, miałam po prostu wypadek na sali, tyle.
Odpowiedź przyszła natychmiastowo.
Wypadek? Co się stało? Gregg niczego nie zrobił, prawda? - J
Nie, to był SA. Spadłam z belki, bo ktoś specjalnie ją obluzował. Myślę, że to SA obluzował te śrubki.
Jezu. Pogadamy porządnie po lekcji; nie sądzę, że to bezpieczne, żebyś tutaj była, kochanie - J
Będzie dobrze. Po prostu potrzebuję ciebie.
Jestem tutaj dla ciebie, zawsze. - J
Przez całą lekcję kontynuowałam rzucanie spojrzeń na Justina, który wyglądał, jakby miał rozwaloną duszę, podczas gdy pani Ryder kontynuowała przez ponad godzinę, wykład o bohaterach książki, o której dwójka z nas nie miała zielonego pojęcia. Kayla ciągle patrzyła na nas swoimi perlistymi oczami, zazdrość praktycznie z niej promieniowała.
Dzwonek zadzwonił na koniec lekcji - wysoki pisk nigdy nie był tak wyzwoleńczy.
Justin wziął moją dłoń, wyciągając nas z klasy z prędkością światła. Żadne z nas nie chciało, byśmy zostali zawołani na "pogaduszki po lekcji" z tą dziewuchą.
- Wiedziałem, że ta suka to zrobi. - Justin przeklął pod swoim nosem, kontynuując ciągnięcie mnie za sobą.
- Gdzie idziesz?
- Gdzieś, gdzie jest więcej prywatności. Nie mogę znieść kolejnej sekundy podczas, gdy ci wszyscy ludzie wgapiają się w nas, jakbyśmy byli dzikimi lwami, które właśnie uciekły z zoo.
Justin przekręcił zamek do pustej klasy, prowadząc naszą dwójkę do środka. Zamknął drzwi i spuścił rolety, zostawiając wyłączone światła, tak że jedne światło które dochodziło było to z zewnątrz.
Justin i ja staliśmy tak przez minutę, po prostu patrząc na siebie nawzajem. To on odezwał się pierwszy, przerywając ciszę.
- Muszę ci coś powiedzieć, Sutton. - Justin powiedział uroczyście, jego twarz była biała jak prześcieradło. Jego słowa spowodowały, że mój żołądek się wzburzył, a ja czułam, jakbym miała zwymiotować w każdej możliwej sekundzie.
- Co się dzieje Justin? - Mój głos zawahał się, a oddech stał się nierówny.
- Zrobiłem coś, coś bardzo głupiego.
Co ma na myśli, mówiąc coś głupiego? Głupie, że zrobił coś, co zmieni nasze życie i spowoduje, że nasza dwójka będzie prześladowana, takie głupie? Przestań rozmyślać Sutton, pozwól mu skończyć.
- Pewnego dnia poszedłem do tego naprawdę świetnego mieszkania z moją nową, solidną zapłatą za narkotyki i może kupiłem je dla naszej dwójki, żebyśmy mogli tam zamieszkać.
Nie zawahałam się przed uderzeniem Justina w twarz.
- Whoa, za co to? - Spytał Justin, trzymając mocno swój lewy policzek, który zaczynał już nabierać czerwonego odcieniu, z powodu siły mojego uderzenia w jego jasną skórę.
- Za to, że spowodowałeś, że myślałam, że kogoś zamordowałeś! - Wyjaśniłam.
- Sutton, powiedziałem tylko, że muszę ci coś powiedzieć! Jezu, ow... - Narzekał.
- Naprawdę kupiłeś nam mieszkanie?
- Tak i zanim zapytasz, nie, nie zamordowałem nikogo by je zdobyć i nie ma tam ukrytych żadnych martwych ciał. Chciałem po prostu dla nas jakiegoś miejsca, gdzie moglibyśmy być tylko we dwójkę, bez żadnego wymykania się w środku nocy. To znaczy, wiem, że to jest romantyczne, ja wspinający się po twoim balkonie, ale to nie jest zbyt praktyczne i zabiera trochę wysiłku i...
Zanim mógł dalej kontynuować narzekanie na wspinanie się po drzewach, zarzuciłam swoje ramiona na niego, przytulając go mocno.
- Kocham cię bardzo mocno.
- Nawet jeśli dosłownie przed chwilą dałaś mi liścia w twarz, ja ciebie też kocham. - Zachichotał, przyciskając swoje usta do moich. Złożyłam delikatne pocałunki na jego aktualnie czerwonym policzku, szepcząc przeprosiny, gdy dotknęłam jego krocza.
- Nie prowokuj mnie, żebym wziął cię tutaj, w tej klasie. - Jęknął, podnosząc mnie na jedną z ławek.
- Więc, kiedy możemy się wprowadzić do tego mieszkania?
- Kiedy tylko zechcesz, już jest nasze.
_________________________________________
Jezu, czy tylko ja jak słyszę Harry to od razu widzę Stylesa? >,<Btw. ta Laura mi się nie podoba...
Mam nadzieję, że się podoba x
Do soboty xx
#muchlove N.
dfsfldmsflsdmflkdfskfmsdl świetny <3
OdpowiedzUsuńomg świetny rozdział. Nahh w końcu zamieszkają razem.
OdpowiedzUsuńświetny, czekam na kolejny ; )
OdpowiedzUsuńDzisiaj i wczoraj co chwilę wchodziłam na tego bloga i patrzyłam, czy przypadkiem nie dodałaś nowego rozdziału haha
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Ja też myślałam, ze Justin kogoś zabił, a tu taka mila niespodzianka :)
Jejku, jak ja nienawidzę tego SA. Co on jeszcze ciekawego wymyśli?
Z niecierpliwością czekam na następny. :) xx /@bizzlessmile
PS: Ile jest napisanych rozdziałów w oryginale? Byłabym wdzięczna za odpowiedź. :)
No był lekko poślizg, bo jestem teraz na maksa zaganiana ;p
UsuńDziękuję xx
PS. Na razie jest 19, więc 2 tygodnie i dogonimy autorkę ;c
A autorka co jaki czas dodaje rozdziały? Bo niedługo będzie tak, że będziemy musieli czekać aż autorka napisze i ty przetłumaczysz. :) /@bizzlessmile
UsuńNo właśnie z tym to jest różnie, bo przez pewien czas nie dodawała baaardzo długo ;) ale będziemy się martwić za 2 tygodnie ;))
UsuńJeeejuuuu ale to boskie *_* kocham to opowiadanie i nie moge sie doczekać soboty ^^ ps. Pierwsza <3
OdpowiedzUsuńTeż widzę Styleasa hahaha a obok Zayna i Liama XDD
OdpowiedzUsuńhahaha no dokładnie, mam to samo! XD
Usuń<3
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńMamciu :3 Będą razem mieszkać dbsahjdbashbxxxxxxajdgdbxsd słodziaki, a ta akcja na koniec hahahhahahaha >>>>>>>>>>>> kocham
OdpowiedzUsuń@himyliam
omg ♥
OdpowiedzUsuńja to samo z tym Harrym hahahhah
hahha h5! <3
UsuńJeju zamieszkają razem ainahsiqksijshs podejrzewam że dom sie troche wkurzy ahhaha. Tez nie podoba mi sie ta laura..jest jakaś dziwna.
OdpowiedzUsuńasdfghjkl będą mieszkać razem !!!
OdpowiedzUsuńNo nie wierzę że ktoś może pisać tak genialne opowiadanie ;) kocham
OdpowiedzUsuńPs. Świetnie tłumaczysz
Nie wierzę że ktoś może pisać tak genialne opowiadanie <3 kocham
OdpowiedzUsuńPs.świetnie tłumaczysz
kocham to! :) @MissKMK1997
OdpowiedzUsuńKOCHAM <3 przypomina mi trochę Dangera.
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie ;? Kckc czekam na nowy <33
OdpowiedzUsuń