Wiem, okej? Cóż za pozytywne myśli o 8 rano. Witajcie w moim świecie.
Skupiłam się na drodze za oknem, a moje oczy praktycznie wypalały dziury w jej nawierzchni. Justin również dzisiaj nie spał, ale wyglądał jakby brak snu było dla niego niczym. Wystukiwał rytm na kierownicy swoimi palcami i nucił razem z radiem jakąś piosenkę indie, którą znali tylko ludzie, którzy "nie słuchali popowego chłamu". Dla mnie była zbyt wolna, potrzebowałam czegoś z większą mocą, by zachęcało mnie do bycia świadomą, a nie do wysyłania spać! Przełączyłam na stację, która była znana z grania ekstremalnie ciężkiego rocka, dzięki Bogu mocne basy i wrzeszczące wokale pobudziły mój organizm. Zauważyłam krzywy uśmieszek na jego twarzy, gdy dostrzegł, jak bardzo staram się utrzymać otwarte oczy.
- Zmęczona?
- To mało powiedziane. - Wymamrotałam.
Justin westchnął. - Potrzebujesz się trochę przespać, Sutton. - Przekręcił pokrętło, by zmniejszyć ogłuszającą głośność muzyki dobiegającej z radia. - Nie będzie z ciebie żadnego pożytku u Tori, jeśli będziesz potrzebowała pary zapałek, by utrzymać swoje oczy otwarte!
- Cóż, jak ty to robisz? Ty też nie spałeś, ale jakoś nie wyglądasz, by to na ciebie szczególnie wpłynęło. - Oparłam swoją głowę o zagłówek, a moje oczy zaczęły opadać, gdy próbowałam się skupić na Justinie.
Wzruszył ramionami. - Nie wiem, sądzę, że po prostu nie potrzebuję tyle godzin snu, co większość ludzi. Po jakimś czasie się do tego przyzwyczaisz.
- Nie sądzę, że będę w stanie się do tego... - Moje ziewnięcie kazało mi przerwać w połowie zdania, powodując, ze Justin zaśmiał się i pogłaskał moje ramię.
- Co ty na to, abyśmy zatrzymali się w Starbucskie, by cię troszeczkę obudzić, zanim pojedziemy do Tori? Sądzę, że będziesz potrzebowała tyle kofeiny, ile jesteś w stanie wypić w przeciągu tych nadchodzących paru godzin.
Ziewnęłam ponownie, zakrywając swoje usta dłonią. - Jeśli mam być całkowicie szczera, ja nawet nie chcę tam iść. To znaczy, nie ma niczego co mogę zrobić czy powiedzieć, by to cokolwiek zmieniło. Nie przywrócę go z powrotem, nie ważne jak bardzo bym się starała.
- Wiem, ale pomyśl o tym, czego chciałby Gregg. - Przerwał Justin, myśląc jeszcze nad czymś, zanim ponownie kontynuował. - Tak bardzo jak wkurza mnie mówienie tego, Gregg lubił cię i naprawdę cholernie dobrze było to widać. Widziałem, w jaki sposób na ciebie patrzył.
Poczułam jak moje policzki płoną i niekomfortowo poruszyłam się w moim siedzeniu. Justin nienawidził Gregga, ale nie był tylko typem zazdrosnego i zbyt opiekuńczego chłopaka. Dużo osób wiedziało, że Gregg czuł coś do mnie, a to było coś co zawsze drażniło Justina - nawet pomimo tego, że nic nigdy nie wydarzyło się pomiędzy nami, odkąd z nim byłam.
Justin odchrząknął. - Próbuje powiedzieć, że powinnaś iść. Obiecałaś Tori i to będzie niegrzeczne, jeśli zawiedziesz ją w ostatniej chwili.
- Wiem, wiem. - Wymamrotałam w zgodzie, chociaż zaczynałam marzyć, żebym znalazła jakąś wymówkę, która będzie wiązała się z jakąś straszną chorobą, która fizycznie przywiąże mnie do mojego łóżka, bo to było jedyne miejsce, w którym chciałam teraz być. Oczywiście nie po to, by spać, tylko po to by po prostu schować się pod kołdrą, poduszkami i milionami koców, udając, że nie istnieję.
- Zdecydowanie muszę cię zabrać do Starbucksa. - Ponownie rozjaśnił mój humor, powodując, ze obydwoje zachichotaliśmy cicho.
- Chciałabym, żebyś został ze mną.
- Ja również. Jednak, w tym momencie mamy dużo problemów w pracy, problemów, które mogą zostać rozwiązane tylko przez paru z nas.
Przechyliłam swoją głowę na bok z ciekawości. - Dlaczego tylko przez paru z was?
- Hierarchia. Niektórzy z nas mają większą władzę niż inni, szczęśliwie Xavier ustawił mnie bardzo blisko góry.
- Nie powiedziałabym, że to szczęście... - Przerwałam, krzywiąc się. - Jasne, dużo ci płaci, ale nie sądzę, że praca, którą wykonujesz jest aż tyle warta.
- Nie, nie jest. Wiesz, że chciałbym, żeby był jakiś inny sposób, ale jeśli nie będę dalej pracował, Xavier będzie kazał mnie zabić albo jeszcze gorzej, będzie kazał zabić ciebie, żeby mnie ukarać. Nigdy nie pozwolę, żeby to się stało, nie ważne, czego będzie wymagała ode mnie moja praca.
Obydwoje milczeliśmy, dopóki nie dojechaliśmy do Starbucksa, żadne z nas nie wiedziało, co ma powiedzieć. Nasza sytuacja była do bani, niemniej jednak nie mogliśmy nic zrobić, by z niej uciec. Myślę, że obydwoje nauczyliśmy się sobie z nią radzić. Takie było nasze życie - nie powinno, ale takie właśnie było. Nieustające tortury, groźby, lęk, które przychodziły z bycia zamieszanym w narkotykowy biznes i bycie fizycznie jak i psychicznie prześladowanym przez SA, było teraz dla nas normą.
- Załatwmy ci trochę kofeiny, zanim odpłyniesz. - Dokuczał mi Justin, głaszcząc mój policzek.
Justin pocałował mnie krótko, zanim zmusiłam się do wyjścia z ciepłego auta. Pomachałam mu na do widzenia, długo wpatrując się w samochód, dopóki nie zniknął z pola widzenia, pragnąc wrócić do niego i pojechać z nim gdziekolwiek by to było. Nie obchodziło mnie gdzie i również nie zależało mi na tym, jeśli byśmy już nigdy nie wrócili. W tym mieście już nic dla mnie nie zostało i gdy dotarło to do mnie, bardzo się zasmuciłam. Gdy byłam mała to miejsce wydawało mi się przepięknym miastem i nawet napisałam o nim wiersz w szkole, o tym jak bardzo go kocham i że nigdy go nie opuszczę. Potem, gdy zaczynałam dorastać powoli odkrywałam prawdę o tym miejscu i fundamenty, na których został wybudowany. To nie było miasto marzeń i życie nie było w nim słodkie niczym z bajki, które opowiadano nam gdy byliśmy młodsi. Tak naprawdę wiele bajek, które opowiadano nam, gdy byliśmy mali nie są prawdziwymi historiami. Na przykład, w Królewnie Śnieżce, księżniczkę ze snu budzi pocałunek księcia, który potem zanosi ją do swojego zamku. A Zła Królowa ginie przez spadnięcie z urwiska. Tak naprawdę to nigdy się nie wydarzyło. Zamiast tego, Zła Królowa zostaje zaproszona na ślub Królewny Śnieżki i księcia, jednak gdy przybywa na wesele, zostaje zmuszona do włożenia wrzących, żelaznych butów i tańczenia przed gośćmi weselnymi aż do śmierci. O wiele bardziej pokręcona historia, niż tę którą nam opowiadali, nie sądzisz? Nasi rodzicie kompletnie owinęli mnie i Alex w ochronny kokon. Najśmieszniejsze, że teraz nie było nikogo, kto by nas chronił.
Potknęłam się o jeden ze stopni, które prowadziły do ganku Tori, przeklinając pod nosem. Popatrzyłam w górę, ich grube, drewniane frontowe drzwi przywołały niezwykle barwne wspomnienie, które spowodowało, że mój żołądek fiknął koziołka z nerwów. Był tylko jeden, jedyny raz, kiedy bałam się zapukać do drzwi domu Tori. Gdy byłyśmy małe ja i Tori bawiłyśmy się cały czas lalkami, pewnego razu Tori pozwoliła mi pożyczyć sobie jej ulubioną chińską laleczkę. Traktowała tę lalkę, jak jakieś cudo! Zawsze zachwalała jej piękne, brązowe, lśniące loki, nieskazitelną cerę i cały czasz trzymała ją w swoim okrąglutkich ramionach. Pomyślcie o kimś, kto ma POChP*. Muszą zawsze nosić przy sobie zbiornik z tlenem, by mogli oddychać, ale czasami mogą ściągnąć na chwilkę rurki i oddychać własnymi siłami, zanim poziom tlenu spadnie i muszą znowu je włożyć. Lalka Tori - Cindy była jak jej zbiornik z tlenem. Pewnego dnia powiedziała, że Cindy chce spędzić noc w moim domu i że mogą ją oddać następnego dnia rano. Tylko niezdarna, młodsza wersja mnie, mogła przez przypadek upuścić Cindy, a jej ukochana, urocza twarz, którą Tori tak cały czas podziwiała, rozbiła się na miliony kawałeczków na mojej podłodze. Możesz sobie wyobrazić, dlaczego byłam straszliwie zdenerwowana, gdy moja mama podwiozła mnie pod dom Tori, bym przeprosiła za to, co się stało.
Pomimo tego przerażającego wspomnienia z dzieciństwa, ten moment wydawał się jeszcze gorszy. O wiele bardziej wolałabym stać tutaj ponownie, mówiąc jej, ze zepsułam jej ulubioną lalkę, niż składać kondolencje z powody śmierci jej brata. To po prostu nie było w porządku. To była moja wina, że SA wybrał za swój cel Gregga.
Leciutko zastukałam w drewno, a moje serce momentalnie przyspieszyło. Kto otworzy i co miałam niby powiedzieć? Ostatnio nie byłam jakoś blisko z Tori i nie widziałam jej rodziców prawie od roku. Kiedy Lola, Tori i ja przyjaźniłyśmy się, bardzo rzadko chodziliśmy do domu Tori; zazwyczaj wybierałyśmy dom Loli albo mój. Tori przypisywała to swojej matce, która nie chciała gości, najwidoczniej ich dom zawsze był brudny, ale ja sądziłam, że jest coś, czego nam nie mówi. Nie chciałam wtrącać się w nie swoje sprawy, ale wiedziałam, że jej rodzice przechodzili wtedy przez bardzo ciężki okres.
Drzwi uchyliły się odrobinę z cichym skrzypnięciem.
- Kto tam? - Słaby, trzęsący się głos wyszeptał z drugiej strony, osoba ciągle używała drzwi by się za nimi schować.
- Sutton Rosegarden, przyjaciółka Tori. Poprosiła mnie, żebym przyszła?
Nagle drzwi otworzyły się na oścież, a ja stanęłam twarzą w twarz z matką Tori.
Zmięta chusteczka była zaciśnięta w jej kościstej dłoni, a oczy w kształcie migdałów były bardzo spuchnięte od płaczu. Zaprosiła mnie do wnętrza, kiwając na mnie, bym szybko weszła do środka, zanim ostrożnie zamknęła drzwi.
- Jak się czujesz, kochanie? - Spytała uprzejmie, zanim wydmuchała nos.
- W porządku, dziękuję, a pani? - Od razu pożałowałam zadania tego pytania, ale to stało się dla mnie jakimś nawykiem. Większość ludzi po prostu pyta drugą osobę, jak się czuje z powodu uprzejmości, a nie dlatego, że naprawdę zależy im na porządnej odpowiedzi. Jak myślisz Sutton, jak się czuje? Miałam ochotę uderzyć głową w ścianę z powodu mojej głupoty.
- Jakoś, tak myślę. Chociaż byłoby o wiele łatwiej bez tych reporterów ciągle kręcących się wokół domu chcących odpowiedzi. Powiedziałaś, że Tori cię zaprosiła? - Mrugnęła, by pozbyć się paru łez, które uformowały się w jej oczach.
Poczułam, jak moje serce topnieje.
- Tak, chciała bym pomogła jej z formalnościami dotyczącymi pogrzebu Gregga.
- To słodkie z twojej strony, że chcesz pomóc, wiem, że bardzo dużo dla niego znaczyłaś. Bardzo ładnie wyglądasz, nawet śliczniej niż cię zapamiętałam. - Uśmiechnęła się słabo, ściskając jeden z moich policzków swoim zrogowaciałym palcem.
Zarumieniłam się i wymamrotałam podziękowania z zażenowaniem. Nie wiem dlaczego, ale nigdy nie potrafiłam przyjmować komplementów bez czucia się niezręcznie.
- Chodźmy na górę, myślę, że Tori jest w swoim pokoju.
Szłam za mamą Tori na górę po ogromnym schodach, nasze ruchy spowodowały, że każdy stopień jęknął z powodu ciężaru, który na nich wywierałyśmy.
Gdy doszłyśmy na górę, skręciłyśmy w lewo i weszłyśmy w długi korytarz, dochodząc do pokoju Tori po prawej. Dom był dokładnie taki, jak go zapamiętałam. Wyglądało, jakby nie zmieniali w tym wnętrzu nic przez ponad 10 lat, dom ciągle był urządzony w bardzo starodawnym stylu.
- Tori, Sutton już jest! - Jej mama krzyknęła zza drzwi.
Gdy nie otrzymała żadnej odpowiedzi, spróbowała otworzyć drzwi, ale te nawet nie drgnęły. Mama Tori zmarszczyła brwi, wyglądając na lekko zmieszaną i zaskoczona. Pomimo, że próbowała poradzić sobie z nimi kolejny raz, tym razem z większą siła, ciągle nie mogła ich otworzyć.
- Przepraszam Sutton, nie zdawałam sobie sprawy, że założyła sobie zamek w drzwiach. Jesteś pewna, że poprosiła cię, żebyś przyszła dzisiaj?
Nie wiedziała, że jej własna córka miała zamek w drzwi do swojego pokoju? Żyły przecież w tym samym domu! A może Tori dopiero niedawno poprosiła o montaż zamka w drzwiach? Postanowiłam pozostać przy tej drugiej opcji.
- Tak, dzisiaj. Jeśli teraz nie jest odpowiedni moment, zawsze mogę przyjść później albo innego dnia? - Zaczynałam się wycofywać, modląc się, o to, by jej mama pozwoliła mi wyjść. Może Tori była tak zmęczona, że nie wiedziała co robi, w tych wczesnych godzinach porannych, gdy prosiła mnie o pomoc. Może po prostu chciała, żeby zostawiono ją samą?
- Przyjechałaś, by ją zobaczyć i pomóc jej z pogrzebem, a nie żebyś teraz wyszła. - Powiedziała, podczas gdy waliła dłonią niecierpliwie w drzwi. - Tori, jeśli tam jesteś, proszę otwórz! To bardzo niegrzeczne z twojej strony, zapraszać Sutton, a potem nawet nie chcieć wyjść z pokoju.
- Jezus Chryste kobieto, idę! - Zawołała Tori ze środka, jej głos był stłumiony, jednak pomimo tego frustracja była w nim bardzo dobrze słyszalna.
Drzwi otworzyły się, pokazując bardzo zdenerwowaną Tori. Miała na sobie za dużą koszulkę i jeansy, a jej włosy były zawiązane w niechlujnego koka na czubku głowy. Potarła swoje niepomalowane oczy i rzuciła karcące spojrzenie swojej matce.
- Sutton przyszła.
- Wiem. - Wymamrotała gorzko, wskazując mi, bym weszła do pokoju.
- Po prostu sprawdzałam, czy nie śpisz. Dlaczego masz zamek w drzwiach? Kiedy go sobie zamontowałaś?
- To nie twój interes. - Przerwała jej w środku zdania, zamykając drzwi centralnie przed jej twarzą i wzdychając głośno.
- Przepraszam za to. - Tłumaczyła się, drapiąc się po szyi. - Po prostu ostatnimi czasy jest bardzo irytująca.
- W porządku. - Wymamrotałam, nie chcąc powiedzieć czegokolwiek, co spowodowałoby, że Tori ponownie podniosłaby głos.
Obydwie usłyszałyśmy ciche łkanie za drzwiami, a chwilę potem, dźwięk powłóczenia nogami. Przygryzłam wargę ze współczuciem. Jej biedna matka już i tak miała dużo na głowie, a na dodatek jej córka traktowała ją tak źle, co musiało czynić te wszystkie doświadczenie jeszcze gorszymi.
- Nie martw się o nią, zawsze tylko szuka współczucia. - Tori przewróciła oczami, opadając na swoje niepościelone łózko. - Wiesz, ona myśli, że jest jedyną, która cierpi w tym całym bałaganie, nie żeby Gregg był moim bratem czy coś... - Przerwała, wpatrując się w swoją tablicę korkową. Parę łez spłynęło po jej policzkach, zanim ponownie się odezwała.
- Tak w ogóle to dziękuję, że przyszłaś, minęło dużo czasu odkąd ostatnio tak naprawdę rozmawiałyśmy. - Uśmiechnęłam się do Tori, a wszystkie oznaki smutku na jej twarzy zniknęły. Naprawdę starała się mocno ukryć, jak bardzo cierpiała i to mnie smuciło. Razem przeszłyśmy przez tak wiele, powinna przy mnie płakać i ja bym to całkowicie zrozumiała. Moja babcia zawsze mówiła mi, że jeśli potrafisz przy kimś płakać albo jeśli ten ktoś potrafi płakać przy tobie oznacza to bezgraniczne zaufanie do drugiej osoby. Płakanie robiło z nas całkowicie bezbronnych i jeśli ktoś potrafił się przy tobie aż tak otworzyć, wiedziałaś, że możesz mu zaufać.
- Jak się mają sprawy? - Spytałam. Naprawdę byłam ciekawa.
- Ciężko. Utrata Gregga pokazała mi, jak bardzo go kochałam. Oczywiście, że żywiłam do niego dużo urazy, dlatego że moi rodzice ciągle porównywali mnie do niego i jego sukcesów, ale on był jedną z najmilszych i najbardziej wyrozumiałych osób, jaką kiedykolwiek znałam.
- I wkurzającą! - Dodałam, powodując, że obydwie zachichotałyśmy. - Więc, w czym mam ci pomóc?
- Ah tak! - Tori uniosła palec i zaczęła czegoś szukać na swoim nocnym stoliku. Poklepała łóżko, bym usiadła na przeciwko niej i podała mi formularz pogrzebowy. - Chcieli, żebyśmy porozmawiali o tym twarzą w twarz z dyrektorem do spraw pogrzebów, ale ja chciałam mieć więcej czasu, by pomyśleć, co będzie najlepszym rozwiązaniem.
Przyglądałam się formularzowi, wpatrując się ze zdumieniem na to, jak dużo przygotowań jest potrzebnych do urządzenia jednoosobowego pogrzebu. Było to o wiele bardziej złożone niż sobie wyobrażałam! Musiałyśmy zdecydować jaką trumnę kupić, jaka piosenka powinna być grana, gdy będą ją nieśli, jakie piosenki powinni śpiewać podczas pogrzebu, kwiaty, organizacje charytatywne itd.
- Dużo tego, prawda? - Wymamrotała Tori, gdy podałam jej z powrotem formularz.
- Tak i będąc szczerą, nie mam pojęcia, od czego powinnyśmy zacząć. - Zaczynałam czuć, że przyjście tutaj było pomyłką. Nie wiedziałam, jakich piosenek lubił słuchać Gregg, gdy żył, a co dopiero co chciałby, żeby mu grali, gdy jego martwe ciało będzie niesione do grobu!
- Cóż, może zacznijmy z czymś łatwym. Jak myślisz, jakie kwiaty by chciał?
- Um... - Przerwałam, wytężając swój mózg w poszukiwaniu odpowiedzi. I wtedy sobie przypomniałam. - A co z tymi kwiatami, które kiedyś dla ciebie przyniósł? Pamiętasz, wtedy, kiedy nasza trójka poszła do lasu niedaleko domku, który wynajmowali twoi rodzice?
Oczy Tori rozszerzyły się z entuzjazmu. - O mój Boże, tak! To był irysy! Wydaję mi się, że nawet robią z nich wieniec. - Tori przerzucała strony w katalogu, promieniejąc gdy znalazła odpowiedni wieniec. - Są trochę drogie, ale Gregg by je pokochał!
- Możemy również wziąć trochę stokrotek? Gregg raz przyniósł je dla mnie.
- Idealnie! Widzisz, naprawdę wiesz, co robisz! Gregg z pewnością ucieszyłby się, że nam pomagasz. - Tori przytuliła mnie krótko, zanim wpisała wybór wieńca kwiatowego do formularza.
Półtorej godziny później, uzupełniłyśmy cały formularz i wszystkie potrzebne rzeczy zostały określone. Teraz, jedyne, co musiała zrobić to porozmawiać ze swoimi rodzicami, którzy uzgodnią z nią nasze wybory, a potem przekażą je dyrektorowi.
- Myślę, że zasłużyłyśmy na trochę terapii zakupowej, nie sądzisz? - Tori podniosła jedną ze swoich wyraźnych, łukowatych brwi i ściągnęła gumkę, która trzymała jej koka, tak że jej brązowe włosy luźno spłynęły falami aż do jej bioder. Jej włosy naprawdę bardzo urosły przez ten ostatni rok.
- Z ogromną przyjemnością, ale nie wzięłam ze sobą portfela. Myślałam, że zostaniemy w domu, grzebiąc się z tymi formalnościami.
- Cóż, dlaczego nie mogę po prostu zapłacić za wszystko sama, a ty kiedyś mi oddasz? - Zasugerowała Tori, z błyskiem nadziei w oku.
- Nie mogę ci na to pozwolić, Tori. Bardzo cię przepraszam. - Przeprosiłam, niekomfortowo bawiąc się swoimi dłońmi na podołku.
- Cóż, czy możemy chociaż pójść do Mondial? To nie kosztuje za dużo, a ja naprawdę jestem ci wdzięczna, że mi z tym wszystkim pomogłaś. - Tori zatrzepotała swoimi powiekami, czekając na moją odpowiedź.
- Dobrze, ale tylko na gorącą czekoladę i małe ciasteczko. - Westchnęłam poddana, pokazując na nią w ostrzeżeniu swoim palcem wskazującym.
Obydwie z Tori wzięłyśmy łyk naszych gorących czekolad, które zostały podane razem z hojną ilością bitej śmietany, piankami marshmallows i kawałkami czekolady usypanymi na górze. Gorący płyn ogrzał moje ciało, gdy wsunęłam się w jedną z przytulnych, skórzanych sof, przyćmione światło spowodowało, że poczułam się zrelaksowana, ale również niezwykle śpiąca.
- Jest boska. - Tori oblizała swoje usta, ciesząc się każdą chwilą z jej gorącą czekoladą i potrójnie czekoladowym ciastkiem. - Naprawdę już zapomniałam, jak pysznie jest w Mondialu. Pamiętasz, jak przychodziłyśmy tutaj w każdy piątek po szkole?
Gwałtownie pokiwałam głową. To były takie szczęśliwe i beztroskie dni, coś, co Tori, Lola i ja kochałyśmy robić każdego piątku, jako uczta na koniec tygodnia szkoły. To miejsce trzymało tak wiele wspomnień, tak wiele śmiechu i oczywiście, nieskończoną listę sekretów. Miałyśmy nawet swoje motto "Co zostało powiedziane w Mondialu, zostaje w Mondialu". Wyszeptałam sobie ten cytat pod nosem, oczekując, że Tori zapyta, co właśnie powiedziałam, ale gdy popatrzyłam na nią, jej uwaga już została przyciągnięta do frontowych drzwi kawiarni.
Laura właśnie weszła do środka z ogromną ilością toreb i zobaczyła naszą dwójkę siedzącą przy stoliku, ogromny uśmiech pojawił się na jej twarzy. Miała na sobie nawet więcej makijażu niż ostatnim razem, gdy ją widziałam i byłam całkiem pewna, że na swojej twarzy miała najnowsze kosmetyki od Maca. Nadal ich sobie nie zamówiłam.
- Laura! Cholera, co ty tutaj robisz? - Wykrzyknęła Tori, przyciągając ją w uścisku. Uścisk trwał dłuższą chwilę, powodując, że poczułam się trochę jak piąte koło u wozu. Teraz wiedziałam, jak czuł się Jaxon, gdy wychodził ze mną i z Justinem.
- Cóż, własnie zrobiłam małe zakupy i pomyślałam, że wstąpię po jedną z... - Jej oczy rozszerzyły się na widok naszych gorących czekolad, zanim kontynuowała. - OMG naprawdę miałam zamiar zamówić taką samą na wynos!
- Jesteśmy identyczne! - Wyszczerzyła się Tori, siadając ponownie na kanapie. - Hej, a może zamówisz sobie, a potem przyjdziesz i posiedzisz ze mną i Sutton?
- Okej, jasne, zaraz wracam! - Pisnęła, a potem w podskokach udała się do lady, naprawdę.
- Cóż, teraz jest o wiele bardziej entuzjastyczna niż ją zapamiętałam! - Zażartowałam, chociaż coś w niej wydawało mi się trochę fałszywe. Jak jedna osoba może być tak szczęśliwa przez cały czas?
Mój telefon zabrzęczał w mojej kieszeni.
Tak jak za starych, dobrych czasów. Trzy dziewczyny siedzą w Mondialu, jakie sekrety dzisiaj zostaną ujawnione? Ale nie martw się Sutton, co zostało powiedziane w Mondialu, zostaje w Mondialu. - SA
Wściekle zaczęłam rozglądać się po kawiarni próbując zobaczyć, kto mógł wysłać te wiadomość. Jednak namierzenie osoby było praktycznie niemożliwe, gdy wokół ciebie prawie każdy miał swój telefon czy laptop, korzystając z jego w jeden czy inny sposób. Napiłam się mojej gorącej czekolady i próbowałam uspokoić swoje nerwy, doświadczając znajomego wrażenia, ze moje gardło nagle zaczyna się kurczyć.
- W porządku? - Spytała Tori, pochylając się w moją stronę w trosce.
- Tak, to nic takiego. - Zapewniłam ją, chowając swój telefon z powrotem do kieszeni kurtki.
- Więc, co wasza dwójka dzisiaj robiła? - Laura usiadła obok Tori ze swoją gorącą czekoladą.
- Przeprawiałyśmy się przez formularz pogrzebowy Gregga. - Wymamrotała Tori, spuszczając swoje ramiona.
- Przykro mi, że ja nie mogę jakoś bardziej pomóc, ale domyślam się, że i tak bym nic nie wiedziała. To znaczy, ty i Sutton znałyście go o wiele lepiej niż ja.
- Cóż, udało nam się już wszystko skończyć, co jest pocieszające. - Troszeczkę podniosłam ją na duchu, zachęcając Tori, by zaczęła myśleć bardziej pozytywnie.
- Tak, jestem pewna, że wszystko będzie idealne w przyszłym tygodniu. - Zgodziła się Laura.
- Po prostu jakoś nie czuję, że już go nie ma, wiecie? Ciągle wydaje mi się, że w każdej minucie wejdzie do mojego pokoju i zacznie mnie pouczać, jak to powinnam traktować naszych rodziców z większym szacunkiem czy coś.
Wsunęłam kosmyk włosów za ucho, skinąwszy głową. Laura zrobiła to samo, w próbie pokazania, że również bardzo uważnie jej słucha.
- Zawsze jesteśmy tutaj dla ciebie, prawda Sutton?
- Dokładnie tak, Laura! - Zapewniłam Tori, pragnąc bym miała coś lepszego do dodania, co by jeszcze bardziej ją uspokoiło, ale oczywiście byłam bezużyteczna w takich sytuacjach.
Mój telefon zaczął dzwonić w mojej kieszeni, więc grzecznie je przeprosiłam i szybko udałam się w stronę łazienki. Udało mi się odebrać przy ostatnim dzwonku.
- Halo?
- Hej kochanie, skończyłaś już te sprawy u Tori? - Spytał Justin, dźwięk łoskotu silnika dochodził z drugiej strony linii.
- Tak, jesteśmy teraz w Mondialu. Coś się stało? - Oczywiście słyszałam, ze coś jest nie tak w tonie Justina.
- Chodzi o Xaviera.
- Co z nim?
- Własnie umówił nam naszą pierwszą pracę razem.
*Przewlekła obturacyjna choroba płuc.
_____________________________________________________________
Czeeeeść! :)
Śnieg sobie pada, a ja poczułam trochę weny i dlatego lądujemy z nowym rozdziałem! ;)
Ehh Laura? Jak zawsze podejrzana... Praca z Justinem? Może być ciekawie :)
No cóż lecę Was informować i do następnego! xx
#muchlove N.
Cudowne xx
OdpowiedzUsuń@shawtyjustysia
Cudowne xx
OdpowiedzUsuń@shawtyjustysia
Wspólna akcja... hm będzie ciekawie. Na pewno. Już nie mogę doczekać się nexta
OdpowiedzUsuń@himyliam
Nareszcie się doczekałam nowego rozdziału! Wiedziałam, że autorka doda go na święta, żeby zrobić nam niespodziankę, wiedziałam :D
OdpowiedzUsuńWiem, że to niemożliwe, ale wierzę, że będzie częściej dodawać rozdziały, mogłaby regularnie, np. co 3 tygodnie, ale wiem, że nie doczekam się tego momentu, studia są przecież ważniejsze od ff, które pisze dla przyjemności :)
Coś czułam, że zbliża się ich wspólna praca razem. Ciekawe, co Xavier będzie kazał im zrobić, oby na razie nic złego, bo później na pewno autorka wymyśli nam coś, co zwali nas z nóg :D
Z niecierpliwością czekam na następny :) x /@bizzlessmile
świetny <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział.W końcu jest.Długo czekałam,ale warto było.Chciałabym wiedzieć w końcu kim jest SA.Czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńJejkuu swietny <3 jestem strasznie ciekawa jaką mają robote do wykonania ! Czekam na następn y ;***
OdpowiedzUsuńPraca razem, jestem ciekawa co sie szykuje. Laura yh nie lubie jej. Dziekuje za rozdział i czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńChce juz w końcu wiedzieć kto jest SA
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego, ale nie mam zaufania do Laury. Pierwsza wspólna praca, jestem ciekawa co to będzie :D
OdpowiedzUsuńczekam na nowy:)<3
OdpowiedzUsuńczekam na nowy:)<3
OdpowiedzUsuńDziękuję z całego serca za tłumaczenie ♥ kocham cie bardzo mocno i czekam na następny
OdpowiedzUsuńLaura jest SA - tak czuję ;/
OdpowiedzUsuńRozdział świetny mam nadzieję że napisze jak najszybciej kolejny.
Pozdrawiam.
Ps. świetnie tłumaczysz xx
Wydaje mi sie, że SA jest Tori;) jako jedyna jeszcze nie została zabita i nie jest jakoś zagrożona. ;)
OdpowiedzUsuńtylko żeby oni nikogo nie zabili, pls :O
OdpowiedzUsuńjeju już się nie mogę doczekać, matko
OdpowiedzUsuńnajwidoczniej osoba która jest SA byka z nimi w kawiarni i dlatego usłyszała to co powiedziała Sutton, podejrzewałabym też Laure ale można ją wykluczyć na razie po tym smsie, jestem też mega ciekawa z czyn wiąże się praca Sutton i Justina, możliwe ze Sutton będzie robić za przynete ale cóż to tylko moje myśli, już nie mogę się doczekać ;*
kurcze, kto jest SA... chce już wiedzieć!
OdpowiedzUsuńa ta praca.. hm.. sama nie wiem co o tym myśleć.
zobaczymy co Xavier dla nich wymyślił.
czekam na następny rozdział :)
Kiedy nowy rozdział?:( Świeetnyy i nie moge sie doczekać następnego
OdpowiedzUsuńNastępny proszę ;* @nasinska
OdpowiedzUsuńKim jest SA?
OdpowiedzUsuńChcialabym wiedziec.
Kiedo nn? :*