Rozdział 29.

Młot. Właśnie to tylko słyszałam. Nie tylko jeden, ale pełno młotów, jednocześnie walące swoimi piekielnymi główkami w moją czaszkę.

Bum, bum, bum.

Jedyne, co czułam i słyszałam, to te uderzenia; tak intensywne, że miałam nawet problem z otworzeniem oczu. Po paru próbach, w końcu udało mi się podnieść swoje powieki i zobaczyć zewnętrzny świat, moje gałki oczne zaczęły krzyczeć z powodu światła, gdy popatrzyłam w sufit. Każda kość w moim ciele była ciężka, wgniatając mnie w materac. Próbowałam podnieść się, ale jedynie spowodowałam sobie jeszcze więcej cierpienia. Ostry ból przeszył moją głowę, gdy zmieniło się ciśnienie, powodując, że skrzywiłam się, a z moich oczu poleciały łzy. Dlaczego aż tak bardzo wszystko mnie bolało?

Pamiętałam, że wyszłam wczoraj z Justinem, pamiętałam cudowny posiłek i wszystko, co zaplanował. Jednakże, pamiętałam tylko kilka urywek z poprzedniej nocy i nie miałam zielonego pojęcia, jakim cudem dotarłam do domu.

Pobudka w takim stanie była znajoma, chociaż dawno już zapomniana. Właściwie to już zapomniałam, jak beznadziejne było budzenie się z tak rozdzierającym kacem. Myślałam, że już się nauczyłam jak powstrzymać ilość wypitych drinków i byłam świadoma mojego limitu. Najwidoczniej nie.

Jedyne, czego brakowało to...

Pomyślałam o tym za wcześnie momencie. Nudności napłynęły do mnie, jak jakaś potężna fala, niemiłe wrażenie żółci dotarło do mojego gardła. Ignorując łomotanie w głowie, chwiejnym krokiem wyszłam z łóżka, oczy miałam skupione na moim celu - łazience. Niemniej jednak, potknęłam się na czymś, więc niezgrabnie upadłam na swoje kolana. Było za późno, by dobiec do toalety. Gwałtownie zwymiotowałam, zwracając zawartość mojego żołądka (który składał się w 85% z alkoholu) na całą podłogę. Przeklęłam pod nosem, zirytowana cholerną przeszkodą, która utrudniła mi dobiegnięcie do łazienki. Teraz będę musiała jakoś posprzątać podłogę, z moim ogromnym bólem głowy. Upadłam przez te wymiociny, wstrętny zapach spowodował, że jeszcze bardziej chciało mi się wymiotować.

- Jezu, Sutton! - Jęknął Justin, wstając z podłogi. Oh, więc to o to, a bardziej o kogo się potknęłam. Jednak po pierwsze, co on w ogóle robił na podłodze?! Szybko wyszedł z pokoju, wracając parę sekund później z papierowymi ręcznikami i środkami dezynfekującymi.

- Co ty robisz na tej podłodze? - Wymamrotałam w drewniane panele, obserwując, jak sprząta.

Pokręcił swoją głowę z niesmakiem, starając się nie zwymiotować. - Musiałem spać na podłodze, bo cały czas mnie zagadywałeś, gdy próbowałem zasnąć!

Lekko uniosłam głowę z podłogi, czułam, jak moja głowa mocno protestuje. - Jak bardzo byłam pijana?

Justin prychnął. - Ujmijmy to tak, naprawdę powiedziałeś, że żal ci Kayli i cały czas mówiłaś o tym, jak bardzo chcesz się z nią pogodzić. Zajęło mi to sporo czasu, by upewnić się, że nie wstaniesz z łóżka i nie pójdziesz do niej o drugiej nad ranem.

Musiałam wyglądać na tak przerażoną, jak Justin zniesmaczonego, gdy wyrzucał papierowe ręczniki do kosza po drugiej stronie pokoju.

- Nic nie pamiętam, wszystko jest rozmazane. - Ułożyłam głowę pomiędzy nogami, kołysząc się delikatnie, by złagodzić ból, który znowu nadchodził.

- Również wczoraj, nie mogłaś oderwać ode mnie swoich rąk... - Droczył się ze mną Justin, drapiąc się po swoim nagim torsie z ogromnym uśmiechem kota z Cheshire. - Naprawdę byłaś poza kontrolą.

- Cii... - Uciszałam go, nie chcąc słyszeć niczego więcej o wczorajszych, żenujących pijackich wybrykach. - Przyrzekam ci, nigdy, przenigdy nie będę piła. Nigdy w życiu nie czułam się tak źle.

Justin usiadł za mną na podłodze, delikatnie masując mi plecy. Zgarnął włosy z mojej twarzy, składając delikatny pocałunek na moim karku. Powiedział, żebym poszła z powrotem do łóżka i zrobiła sobie "dzień lenia", nalegając, że przyniesie mi jakieś tabletki, szklankę zimnej wody i kawałek tosta, którego upewni się, że zjem.

Gdy Justin wyszedł z pokoju, zauważyłam swój telefon na stoliku koło łóżka. Włączyłam go, czując ulgę, że chociaż pamiętałam jedną rzecz z poprzedniej nocy. Dałam go Justinowi, by upewnić się, że nikt nas nie będzie rozpraszał, szczególnie "sami wiecie kto". Mój zablokowany ekran pokazywał jedno nieodebrane połączenie od Alex, ale również smsa od Tori. Najpierw popatrzyłam na smsa Tori, od razu, gdy go przeczytałam moje serce zamarło.

Tori:
Hej. Nie jestem nawet odrobinę gotowa na jutro. Moi rodzice już mówią o locie do Europy, gdy tylko skończy się pogrzeb. Dziękuję ci jeszcze raz, za pomoc w przygotowaniu. Do zobaczenia jutro x

Pogrzeb Gregga nadszedł bardzo szybko i nie byłam przygotowana, by zmierzyć się z bólem, które przyniesie jutro. Może jutro ponownie powinnam się upić przed pogrzebem, przynajmniej w ten sposób będę otępiała i nie będę pamiętała tortury, jaką jest oglądanie ludzi nie dających sobie rady w żałobie.

Bycie wsparciem dla Tori i jej rodziny podczas, gdy będą w żałobie po stracie tak cudownej osoby, która była ich ukochanym synem i bratem, będzie torturą. Nie chciałam w tym uczestniczyć, a Gregg nie oczekiwałby tego ode mnie. Jestem przekonana, że tak naprawdę, pogrzeby były bardziej, by uspokoić ludzi żywych, w przeciwieństwie do tych umarłych.

Odpisałam jej szybką, zapewniając ją, że Gregg byłby szczęśliwy ze swojego pożegnania i że będę tam jutro, by wspierać ją, jeśli będzie tego potrzebować. Nie byłam pewna, co jeszcze powiedzieć, tak jak za każdym razem, gdy pisała do mnie Tori. Nie mogłam nic zmienić, a Tori nie była typem, który można pocieszać słowami.

Zanim postanowiłam zadzwonić do Alex, kolejna wiadomość pojawiła się na ekranie.

Podążasz krokami Mamy? Lepiej bądź ostrożna Sutton, żadna dawka alkoholu nie pomoże ci zapomnieć, co ci zrobię, gdy dorwę cię w moje ręce. - SA

Od razu, gdy przeczytałam tę wiadomość, rzuciłam telefonem na łóżku, biegnąc z maksymalną szybkością w kierunku łazienki. Zdążyłam się pochylić nad toaletą w ostatniej chwili, zanim z mojego gardła wypłynęła paskudna żółć.

Skąd SA wiedział, że moja matka kiedyś była alkoholiczką? Cóż, oczywiste było to, że SA dużo o mnie wiedział, ale nawet ja nie byłam świadoma tego, że moja matka praktycznie upijała się na śmierć, gdy miałam 11 lat. To tłumaczyło dużo kłótni pomiędzy naszymi rodzicami, które, mnie i Alex, skutecznie utrudniały sen. To również wyjaśniało, jak nagle straciła pracę i zaczęła zaniedbywać swoje dzieci. Pomimo tego, zawsze była bardzo sprytna w ukrywaniu swojego nałogu; do czasu tego jednego dnia, kiedy wróciłam do domu ze szkoły. Nie odebrała nas, tak jak obiecała tacie, więc Alex i ja, zdecydowałyśmy się na spacer do domu niż czekanie na nią przy bramie. Był to zaledwie 15 minutowy spacer, a to było urocze, słoneczne popołudnie, więc pomyślałyśmy, że się przejdziemy. Gdy dotarłyśmy do domu, wołałyśmy ją, spodziewając się, że będzie w kuchni albo w ogrodzie, czytając książkę. Tylko dlatego, że nie było jej w żadnym z tych miejsc, w których szukałyśmy i czułyśmy ten śmieszny zapach rozchodzący się po całym domu, który był coraz mocniejszy, gdy przeszłyśmy przez salon. Od razu wiedziałam, że coś jest nie tak, gdy mój wzrok spoczął na trzech pustych butelkach po winie na stoliku, zanim miałam okazję zobaczyć, w jakim była stanie. Leżała na kanapie, w kałuży swoich własnych wymiocin. Nie oddychała.

Dzięki Bogu, w porę zadzwoniłyśmy na pogotowie, które przyjechało na czas, by ją uratować. Ten incydent również znaczył, że szpital dowiedział się o tym wszystkim i nakazał odwyk, na który zgodziła się chodzić. Po leczeniu było z nią o wiele lepiej, nawet pomimo tego, że było parę nawrotów, udało jej się ponownie odzyskać kontrolę nad swoim życiem. Zastanawiałam się, jak się teraz czuje. Czy znowu wciągnęła się w pijaństwo? Bardzo chciałam to wiedzieć, ale starałam się o niej nie pamiętać. Zostawiła nas i nie miała nawet ochoty, by utrzymywać z nami kontaktu, nawet jeśli byłoby to tylko zapewnienie nas, że wszystko z nią w porządku. Nie mogłam skupić się na wspieraniu własnej matki, podczas gdy sama przechodziłam przez piekło.

Podniosłam się z zimnych, łazienkowych płytek, wlekąc mój żałosny tyłek z powrotem do łóżka.

***

Następnego ranka popijałam swoją miętową herbatę, przeglądając magazyn, który kupił mi wczoraj Justin. Patrzenie na modelki podobało mi się bardziej, niż czytanie artykułów, podziwiając, jak pięknie wyglądały.

- Naprawdę bardzo mi przykro z powodu twojego przyjaciela, Sutton. - Kayla wymamrotała do swojego tosta, podczas gdy intensywnie wpatrywała się w swojego iPada - wszystko, by uniknąć niezręcznego kontaktu wzrokowego. Ostatniej rzeczy, jakiej potrzebowałam, była litość Kayli w dzień, jak dzisiaj. Czy było jej w ogóle przykro, a jeśli tak, to dlaczego? Nienawidziła mnie do szpiku kości, a ja nienawidziłam jej, tak właśnie było między nami. Jej zachowanie wydawało się nieszczere.

- Ciężko jest stracić kogoś, na kim ci zależy. - Dodała, gdy przerzuciłam kolejną stronę, zwalczając chęć krzyknięcia, że mogłaby przestać tak mi współczuć.

- Tak, tak sądzę. - Wymamrotałam.

- Jaxon zaprosił mnie wczoraj na pogrzeb, ale nie sądzę, żebyś chciała, żebym się tam pojawiła.

To przebrało miarkę i podniosłam swój wzrok z nad magazynu.

- Jaxon... cię zaprosił?

Jak mógł? Nie miał żadnego prawa, by to zrobić. Ona nawet nie znała osobiście Gregga, a Jaxon znał Kaylę jakieś 5 minut! Dlaczego Kayla chciała uszanować czyjś pogrzeb, nawet go nie znając? Skąd mogłam wiedzieć, że nie jest SA i sama go nie zabiła? Gregg był dla niej tylko kolejną osobą w tym mieście i może jego krew była na jej rękach.

- Pomyślałam, że pojawię się tam z szacunku. Wiem, że nie znałam Gregga osobiście, ale poznałam go, wtedy kiedy odwiedziłaś Xaviera. Wyglądał, jakby mu naprawdę na tobie zależało.

A ty mnie nienawidzisz, więc dlaczego miałabyś okazywać szacunek komuś, kto mnie lubił?

- Rób, co chcesz, Kayla. Naprawdę mało mnie to obchodzi. - Rzuciłam, podrywając się z krzesła. Praktycznie wyleciałam przez drzwi od mieszkania, nawet się nie oglądając, gdy Justin zawołał za mną.

Gdy byłam już na zewnątrz, zaczęłam iść wzdłuż drogi, czując się odrobinę lepiej. Nie miałam zamiaru myśleć o Kayli i o tym, co ją motywowało, by to dzisiaj zrobić. To byłoby nieposzanowanie Gregga. Dzisiejszy dzień był po to, by pamiętać go i uczcić jego życie. Jednakże, nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego świętowaliśmy. Chłopak został zamordowany. Nie przeżył porządnych, 75 lat na tej planecie - nie ożenił się, nie wychował dzieci, nie dożył, by zobaczyć swoich wnuków. Został wyrwany z tego świata przez okrutną, zimną i praktycznie bez serca duszę. Duszę, która chciała, żebym cierpiała.

Dochodząc do lokalnego sklepu spożywczego, odwróciłam się, by sprawdzić, czy Justin nie szedł za mną, na całe szczęście nie szedł. Weszłam tanecznym krokiem, kierując się prosto do stanowiska z alkoholami. Przepatrywałam półki, szybko zauważając tę, z butelkami wódki. Pokazałam mój podrobiony dowód i powiedziałam kasjerce, żeby zatrzymała resztę, zdzierając etykietkę z butelki, zanim popchnęłam drzwi.

Nie wiedziałam, dokąd szłam. Wiedziałam, że to w przeciwnym kierunku do miejsca pogrzebu. W dodatku, wiedziałam, że jeśli teraz nie zawrócę i nie pójdę na pogrzeb, będę tego później żałować. Jednakże, po każdym kolejnym łyku, coraz bardziej przekonywałam sama siebie, by tam nie iść, a w sumie to odchodziłam coraz dalej.

Gdy doszłam do drewnianych ławek na przeciwko placu zabaw dla dzieci, opadłam na jedną z nich, głęboko oddychając z ulgą. Alex i ja przychodziłyśmy na ten plac zabaw, gdy byłyśmy młodsze, wspinając się po drabinkach, zjeżdżając na zjeżdżalni, zwisając z barierek, jak jakieś małpy. Tęskniłam za tymi dniami. W zasadzie, tęskniłam za mieszkaniem w tej okolicy z całą, moją rodziną. Wydaje się, jakby wszystko było wtedy idealne, jako dzieciaki jedyną ważną decyzją, którą musiałyśmy podejmować było to, co chciałybyśmy na obiad albo jakiego koloru użyjemy w naszych cienkich książeczkach do kolorowania, wypełnionymi śmiesznymi obrazkami. Nasi rodzice byli szaleńczo w sobie zakochani, nie było żadnych dyskusji o alkoholu czy zdradach. Obydwoje reprezentowali wzory w naszych życiach, gdy byłyśmy małe. Czas zmienił wszystko.

Mój telefon zawibrował w mojej kieszeni. Ekran pokazał 10 nieodebranych połączeń od Justina i serię wiadomości tekstowych.

Justin:

Sutton, wszystko okej? Co powiedziała ci Kayla?

Sutton, gdzie poszłaś? Proszę kochanie, porozmawiaj ze mną. Odbierz ode mnie.

Mówię serio Sutton - gdzie ty do cholery jesteś?

Pogrzeb Gregga jest za chwilę i wiem, że będziesz żałowała, jeśli nie pójdziesz. Może już tam jesteś? Proszę, powiedz mi.

Sutton, naprawdę się martwię. Jesteśmy w kościele, a ty się nie pojawiłaś. Proszę napisz mi, co się z tobą dzieje.

Wystukałam odpowiedź, żeby przestał się martwić, ale nie byłam w nastroju, by słuchać jego namawiania mnie, bym poszła na pogrzeb. Po prostu potrzebowałam przestrzeni, w samotności. Nie chciałam z nikim rozmawiać o tym, przez co przechodzę. Zresztą, jaki pożytek jest z rozmów? Jasne, pozwala to zrzucić ciężar z piersi i pomaga znaleźć jakieś rozwiązanie, jednakże to działa tylko wtedy, gdy masz energię, by zmierzyć się ze swoim problem i walczyć z nim. Brakowało mi tego zapału, szczególnie w tak nieszczęśliwy dzień, jak ten.

Wszystko w porządku. Przestań się o mnie martwić, potrafię o siebie zadbać. Nie idę na pogrzeb; więc nie spodziewaj się, że mnie tam zobaczysz. Nie jestem w nastroju do rozmów, więc proszę już więcej nie pisz, ani nie dzwoń. Obiecuję, że później przyjdę do domu. Ufasz mi prawda? Upewnij się, że Tori to zrozumie i bądź dla niej oparciem, bardzo cię proszę. Kocham cię.

Schowałam swój telefon w małą kieszonkę w mojej czarnej sukience. Napiłam się jeszcze więcej wódki, moje oczy skanowały plac zabaw. W tym momencie, pewni rodzicie zauważyli mnie i niszczącą wątrobę butelkę na moich kolanach. Popchnęli swoje dzieci na drugi koniec placu zabaw, oglądając się na mnie przez ramię ze zdegustowaniem i pogardą. Kim byli by mnie osądzać? Nie znali mnie, ani tego, przez co przechodziłam.

- Wszyscy wyglądają na szczęśliwych, prawda?

Podskoczyłam zaskoczona, patrząc na kobietę w średnim wieku, która usiadła na ławce obok mnie. Była strasznie drobna, jej blada twarz była wychudzona, ciemne worki pod oczami również sugerowały, że cierpi na problemy ze snem. Zapatrzyła się gdzieś daleko, jej oczy lśniące, co mogło jedynie znaczyć, jak bardzo za czymś tęskniła. Rozpoznałam to spojrzenie. To było to, co odbijało się w lustrze, gdy krótko się w nie wpatrywałam. To było dziwne, jak kompletnie obca osoba mogła dać mi poczucie tak komfortowe. Poczucie bezpieczeństwa mogło też być spotęgowane przez jakąś niezrozumiałą intuicję, która mówiła mi, że znam tę kobietę. Nie mogłam dokładnie powiedzieć, skąd ją znam; ale czułam, jakbyśmy już się kiedyś spotkały.

- Chciałabym znowu być dzieckiem... - Wymamrotała, kopiąc kamyk po ziemi. - Wszystko wtedy wydawało się bardziej bezpieczne.

- Wiem, co czujesz. Chciałabym mieć rodzinę wokół siebie, jakiś pewien rodzaj wsparcia, który dzieli ze mną te same więzy krwi.

Chwilę siedziałyśmy w ciszy, obydwie skupiając się na wydarzeniach, które działy się na przeciwko nas, na placu zabaw. To było strasznie dziwne, być otoczonym szczęśliwymi ludzi, gdy siedziałeś na drugim końcu kontynuacji tego "szczęśliwego życia". Nigdy nie ostrzegali nas przed tym, gdy byliśmy w szkole. Oczywiście, że zapewniają ci lekcje wychowania w rodzinie, mówią o nękaniu i jak dostać się do dobrego college'u, ale nigdy nie powiedzą ci, jak radzić sobie z emocjonalnym stresem albo zdrowiem psychicznym.

Bzzzt

To boli, prawda? Patrzeć na ludzi na przeciwko ciebie, którzy żyją perfekcyjnym, szczęśliwym życiem. Będzie to dla mnie ogromną przyjemnością wysysać z ciebie wszystkie pozostałości szczęścia. - SA

- Przepraszam, muszę iść. - Wyszeptałam do kobiety.

Po 15 minutach spaceru, doszłam do głównej drogi. Powlekając nogami szłam poboczem, przebiegając dłońmi przez swoje spocone włosy. Butelka wódki wymsknęła się z moich dłoni, roztrzaskując kawałki szkła na asfalcie. Wymamrotałam coś z porażką w głosie, marząc o posiadaniu mocy teleportacji, tak, żebym mogła zwinąć się w łóżku bez potrzebnego wysiłku dochodzenia do domu albo dzwonienia po kogoś, kto by mnie odebrał. Nagle, moje nogi się poddały. Skrzywiłam się, podnosząc się z krawędzi chodnika. Na całe szczęście, żadne fragmenty szkła nie wbiły się w moją skórę, ale wolałabym, żeby się wbiły. Nie dbałabym o to, że wykrwawiłabym się na śmierć na poboczu drogi. Byłam kompletnie zniechęcona tym światem i tym, co w sobie zawierał.

Pomimo huku aut przejeżdżających po drodze, ciągle trzymałam głowę pomiędzy kolanami. Prawdopodobnie i tak mnie nie zauważą, a nawet jeśli to nie będą chcieli zabrać upitego autostopowicza, niechlujnie wyglądającej dziewczyny z pobocza. Co jednak przyciągnęło moją uwagę to ostry pisk hamulców i dźwięk mechanizmu, który otwierał szybę.

- Sutton?
__________________________________________
Przepraszam, przepraszam, przepraszam.
Tylko to mogę dzisiaj powiedzieć ;c 
Mam nadzieję, że teraz już będzie lepiej i rozdziały będą pojawiały się zdecydowanie szybciej.
Dziękuję, że pomimo tego, ciągle jesteście! <3

#muchlove N.

7 komentarzy:

  1. Nareszcie! Super i jestem ciekawa co bedzie dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę sie że wróciłas!

    OdpowiedzUsuń
  3. ♥♥♥♥♥♥ jestem tu od niedawna, ale pokochałam tę historię, autorkę, ale zarówno tłumaczkę - much love xoxo :* ♥♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Powoli zaczelam zapominac o czym to opowiadanie jest. Licze na to, ze rozdzialy beda sie pojawiac o wiele czesciej teraz. I nie mam na mysli miesiaca.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wreszcie ❤️❤️ Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  6. Wreszcie omg... Mam nadzieje, ze będziecie dodawać rozdziały troche cześciej, bo to moje ulubione ff.

    OdpowiedzUsuń