Rozdział 32.

Ostrzeżenie, ten rozdział może zawierać treści, które niektórzy czytelnicy mogą uznać za niepokojące ze względu na myśli samobójcze . Jeśli ktokolwiek z was zmaga się z takim problemem, zachęcam, byście szukali pomocy. Nigdy nie jesteście sami!


To był ponury, ciemny i deszczowy późny ranek, gdy Justin podrzucił mnie i Jaxona do the Grill. Po szybkim machnięciu na pożegnanie Justinowi, rzuciliśmy się w poprzek zakorkowanej drogi w kierunku dużego, dwupiętrowego budynku, który nad ciężkimi, metalowymi drzwiami, miał duży, czerowny neon z napisem "THE GRILL". Neon świecił jasno i przejrzyście, gdy popatrzyłam na niego, jednak za chwilę zaczęłam mrugać powiekami ze względu na opady deszczu, które rosły z każdą sekundą.

- Cholera, gdzie są moje klucze? - Mamrotał do siebie Jaxon, grzebiąc w kieszeniach swojej kurtki, gdy szliśmy w kierunku tylnego wejścia z tabliczką "WEJŚCIE TYLKO DLA PERSONELU.". Otuliłam się, pragnąc by szybko znalazł te klucze, zanim ulewa przesiąknie przez moją kurtkę, a grzmot jeszcze głośniej zagrzmi tuż obok nas. Ostrzeżenie pogodowe, które zostało zaaktualizowane we wczesnych godzinach porannych zgodnie z moją nową aplikacją na telefonie, doradzało ludziom trzymać się z daleka od ulic i nakazywała podróżować, tylko wtedy, gdy było to konieczne. Niewielu z nas może dostosować się do tych ostrzeżeń, skoro większość ludzi musiało pracować lub robić inne rzeczy, które wymagały podróżowania, co wyjaśniałoby dlaczego na drodze było tak tłoczno. To tylko zwiększało moje obawy, co do całej dzisiejszej wyprawy za miasto, Justina. Nie tylko jego praca zagrażała jego życiu, dodając do tego niebezpieczne warunki pogodowe, cała ta mieszanka tylko mocniej potęgowała mój niepokój. Wiedziałam, że Justin był rozsądny i że jest więcej niż prawdopodobne, że wróci do domu cały i zdrowy, ale gdzieś tam z tyłu mojej głowy, zawsze czyhała nużąca świadomość, że coś może pójść nie tak. Mogłam go stracić.

- Dzięki Bogu. - Odetchnął z ulgą Jaxon, wyciągając swoje klucze z kieszeni w spodniach. Otwierając drzwi, wpuścił mnie do środka, mocno zatrzaskując za nami drzwi, by włączyć automatyczną blokadę zamka. Zrzuciłam swoją mokrą, skórzaną kurtkę, z przyjemnością pozbywając się wilgoci z moich pleców. Jaxon zrobił to samo, rozprostowując dłonią swój mundurek pracowniczy, przejeżdżając po brązowych, pogniecionych miejscach.

- Nie wyglądam jak jakaś zmoknięta kura, prawda? - Spytał nerwowo Jaxon, przejmując się tym, jak wygląda. Odkąd The Grill było dość nową restauracją w mieście, wszyscy pracownicy musieli prezentować nieskazitelny wygląd, jak i zachowanie, tak aby wszyscy klienci zachwycali się restauracją. Jaxon opowiadał nam o tym, gdy jechaliśmy tutaj tego ranka, mówił mnie i Justinowi, jakim snobem był właściciel i że jeśli pracownik popełnił chociaż drobny błąd, został wyrzucany za drzwi, zanim zdążył powiedzieć "Burger". Oczywiście Justin kazał Jaxonowi się tym nie przejmować, a jeśli szef będzie mu sprawiał jakieś problemy, to on już sobie z nim "porozmawia". W przypadku Justina, "rozmowa" oznaczała kilka gróźb i ciosów.

- Wyglądasz dobrze, Jax. Nie martw się tym, już miałeś parę zmian i wszystkie poszły dobrze, prawda?

Jaxon skinął głową, jednakże moje słowa nie do końca go uspokoiły, bo wciąż przygryzał kciuka. Odsunęłam od ust jego dłoń, śmiejąc się do siebie samej. - Gdzie jest Jaxon, którego znam? Dumny, zarozumiały, arogancki dupek? "Wojownik" gier wideo? - Wyśmiewałam go, przypominając sobie, że taki właśnie tytuł nadał sobie, gdy pokonał mnie piąty raz z rzędu w Mario Kart.

- Sra po gaciach.

- To może spowodować jakieś zagrożenie zdrowia i ogólnego bezpieczeństwa, prawda?

Jaxon z niesmakiem pokręcił głowa, jednakże sprawiłam, że kąciki jego ust wygięły się w górę.

- Tak czy siak, mamy jeszcze godzinę do otwarcia, więc nie mogę ci teraz zrobić burgera. Co masz zamiar robić? Justin nigdy nie powiedział mi, dlaczego...

- Po prostu chciałam posiedzieć w jakimś miejscu, które nie jest mieszkaniem. Będę siedzieć sobie przy stoliku z moim laptopem i regularnie zamawiać picie. Obiecuję, że nawet nie będziesz wiedział, że tu jestem.

- W porządku, zaprowadzę cię do stolika w cichym miejscu. Za mną, suko. - Zażartował, wyprowadzając mnie z dużego tylnego pomieszczenia prosto do ogromnej, opustoszałej restauracji. Jej wnętrze mogło być tylko i wyłącznie opisane, jako nowoczesna jadłodajnia, z dodatkowymi meblami, które dawały jej bardziej wiejskie, lecz ciągle stylowe aspekty. Parę innych pracowników ubranych w takie same uniformy, jak Jaxon było rozstawionych po całej sali, jedni wycierali meble, podczas gdy drudzy napełniali serwetniki i kładli je na stolikach. Jaxon poprowadził mnie do loży obok osobnej sali, tłumacząc mi, że ludzie rezerwują tę salę tylko na jakieś spotkania czy imprezy.

- Tu powinno być ciszej, ale również masz blisko do baru, jeśli chciałabyś coś pić. Mówiąc o piciu, mamy tutaj tego shake'a z Oreo, którego musisz spróbować. Mogę iść i trochę ci przygotować, jeśli oczywiście chcesz?

- Brzmi cudownie! - Uśmiechnęłam się do Jaxona i wyciągnęłam mojego MacBooka z torby, podnosząc klapę, by zbudzić urządzenie do życia.

Półtorej godziny później, wypiłam shake'a Oreo i dietetyczną colę, czekając właśnie na zamówionego przeze mnie Halloumi* wraz z frytkami ze słodkich ziemniaków. Udało mi się również zadzwonić do Alex na Skypie, która strasznie się martwiła, z powodu mojego zapominalstwa, jeśli chodzi o odpisywanie na jej wiadomości. Naprawdę myślała, że umarłam, albo byłam w poważnych tarapatach, pomimo tego, że zapewniałam ją, że czułam się dobrze, że ciągle oddychałam itp., to ten ostatni był rzeczywiście prawdą. Byłam w niebezpieczeństwie. Kto wiedział, co dalej planował SA? Ulgą było słyszeć, że Alex dość szybko zaadaptowała się w nowym mieście, jednakże wyrażała ogromną tęsknotę za domem i już opowiadała mi o tym, że chciałabym niedługo przyjechać. Wujek Dom również miał się dobrze, ale zmagał się ze swoją nową pracą. Nie miałam pojęcia, w jakim zawodzie pracuje; Alex nie powiedziała mi tego, a ja nie naciskałam. Ku mojego zaskoczeniu, była znowu w kontakcie z Nate'em i ponownie ze sobą pisali. Modliłam się tylko, by tym razem wszystko im wyszło, ponieważ wyglądali razem tak słodko. Oboje zasłużyli na szczęście i jeśli znajdą je w swoim towarzystwie, będzie to tylko jeszcze większe szczęście.

Ironiczne, właśnie, gdy skończyłam rozmawiać z Alex, Nate i Joel weszli do restauracji. Nate rzucił jeden ze swoich rozpoznawalnych uśmiechów kelnerce, podczas gdy Joel był jakby przyklejony do swojego telefonu, nawet raz nie spojrzał, by kogoś przywitać albo chociaż sprawdzić, czy na nikogo nie wpadnie. Był nawet jeszcze bardziej wychodzony, niż ostatnim razem, gdy go widziałam i nie wyglądało, żeby kiedyś mogło być lepiej z powodu tej jego chorowicie bladej skóry. Nate wychwycił moje spojrzenie, a uśmiech pojawił się na jego twarzy. Zdecydowałam, że pomacham mu, chociaż byłam pełna obaw, nie rozmawialiśmy już od jakiegoś czasu. Co było jeszcze gorsze, Joel po prostu za nim poszedł, jego oczy ciągle były przyklejone do telefonu. Czy czuł się na tyle dobrze, by wyjść ze szpitala?

- Cześć, Sutton! - Nate przyciągnął mnie do siebie w miłym uścisku, gdy doszedł do stolika. Gdy Nate się ze mną witał, przenikliwe spojrzenie Joela natychmiastowo oderwało się od ekranu telefonu, koncentrując się tylko i wyłącznie na mnie. W miejscu, gdzie powinny być jego oczy, były tylko ciemne dziury, które tonęły w rozpaczy i przygnębieniu. Jednakże, gdy jego oczy napotkały moje, coś się zmieniło. Wyglądał tak, jakby był w czeluściach ciemnego lasu, szukając idealnego jelenia, którego mógłby upolować, wraz z łukiem i strzałami, a jego oczy właśnie spostrzegły wymarzony cel. Patrzył na mnie groźnie. To było jakby demoniczne, jego postawa była tak diabelska, że moje ciało skurczyło się. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. On był Meduzą, a ja byłam pod bardzo silną klątwą, która zamieniła mnie w kamień.

- Sutton? - Nate pomachał dłonią przed moją twarzą, ratując mnie od wzroku Joela. Wyjąkałam z trudem potwierdzenie, skupiając się na osobie Nate'a. Wzrok Joela w ogóle się nie zmienił; wciąż widziałam, jak przypatrywał mi się kątem oka. W rzeczywistości, czułam, że patrzy na mnie, poprzez dreszcze przechodzące wzdłuż mojego kręgosłupa, które wywoływał jego wzrok.

- Słyszałem, że Jaxon tu pracuje, pomyślałem więc, że wpadniemy i się przywitamy.

- Tak, pracuje. Prawdopodobnie jest w tym momencie na zapleczu. - Wytłumaczyłam, zanim wzięłam duży łyk mojego picia. - Więc, widzę, że Joel wyszedł ze szpitala. - Dodałam, w tym samym momencie chcąc walnąć się, niezliczoną ilość razy, w głowę, za to, że znowu skupiłam na nim swoją uwagę. Dlaczego patrzył na mnie, jakby chciał mnie zabić?

- Tak, ma się już dobrze. Lekarze mówili, że naprawdę dobrze mu idzie. Czujesz się lepiej, prawda bracie? - Nate zaprosił Joela do rozmowy. On tylko skinął wolno głową. Nate przygryzł wargę, wystraszony, gdy zobaczył, jak z Joelem wymieniamy ze sobą spojrzenia. - Hej, Joel. Może poszedłbyś wybrać stolik, bracie, a ja przyjdę za minutkę? Muszę tylko o coś spytać Sutton.

Joel ponownie skinął głową i pochylił ją, z powrotem przyklejając wzrok do swojego telefonu. Patrzyłam, jak przechodził obok baru, gdy skręcił za rogiem, cicho odetchnęłam, uwalniając napięcie, które zaczęło krążyć w moim ciele.

- Przepraszam, nie wiem, co się z nim stało. Nigdy na nikogo nie patrzył w taki sposób. - Nate podrapał się po karku w zamyśleniu, siadając na przeciwko mnie.

- Jesteś pewien, że czuje się na tyle dobrze, żeby wyjść ze szpitala? - Pytanie wyleciało z moich ust, zanim pomyślałam, szybko go przeprosiłam, czując jak moje policzki się czerwienią.

- Nie, o to się nie martw. To samo zapytałem moich rodziców. Odkąd zdarzył się ten incydent, on już nie jest taki sam. Na przykład kiedyś szalał za mięsem, a teraz prawie go nie dotyka. Kiedyś uwielbiał grać w gry wideo, a ostatnio rozwalił swoją konsolę. Najgorsze jest to, że bardzo rzadko się odzywa; chciałbym spróbować mu pomóc sobie z tym radzić. Ale jak mam próbować, skoro on nawet mi nie mówi, co się dzieje?

- A co mówi, gdy się odezwie?

- Nie za dużo, tylko jakieś przypadkowe słowa. Czasami powie cześć, gdy wejdę do pokoju, ale reszta naprawdę wydaje się kompletnie bez sensu. Cały czas staram się wydobyć z niego coś sensownego, wydaje mi się, że to jedyne, co mogę zrobić. - Nate wzruszył ramionami w rozczarowaniu, przygryzając wnętrze policzka.

- Czy nie przeszkadza ci to, że chciałabym wiedzieć, co mówi? - Wiedziałam, że za bardzo naciskam, ale musiałam wiedzieć. Joel wiedział, kim jest SA i może, to co dla innych wydawało się czymś absurdalnym, dla mnie może być pomocną informacją o SA.

- Um... - Nate przerwał, głęboko się zastanawiając. - Tak, mówi jakieś dziwne słowa jak "satyna", "rekin", "krew", "cisza"... Nie wiem, naprawdę są strasznie dziwne.

Dręczyłam swój mózg, każąc mu domyślić się, co mogły oznaczać te słowa. Czy były istotne? Ku mojej frustracji, nie mogłam wymyślić jakiegokolwiek połączenia do otrzymywanych przeze mnie wiadomości w moich snach. Krew brzmiała znajomo, ale nie informowała mnie o niczym. Wiedziałam, że SA pragnął krwi i żeby być szczegółowym, to właśnie mojej krwi pragnął. Dlaczego Joel mówił akurat te słowa? Co te słowa oznaczają w związku z moim prześladowcą? Czy w ogóle coś oznaczają? Może Joel naprawdę pozwolił swojemu umysłowi wpaść do króliczej nory?

- Przykro mi. Naprawdę mam nadzieję, że z czasem będzie coraz lepiej. Może bycie w domu mu pomoże? - Ze współczuciem położyłam rękę na ramieniu Nate'a.

- Tak. Na pewno to pomoże. - Brzmiał, jak ktoś kompletnie nie przekonany. Zdecydowałam się zmienić temat; nie chciałam jeszcze bardziej go martwić. Nate był dobrym chłopakiem i nie miałam prawa wtykać nosa w jego prywatne sprawy, rodzinne sprawy, nawet jeśli w pewien sposób mnie dotyczyły.

- Więc, chciałeś mnie o coś spytać? - Powiedziałam, przywołując na myśl sytuację, gdy odesłał Joela w poszukiwaniu stolika.

- Tak! Nie wiem, czy Alex ci mówiła, że znowu ze sobą rozmawiamy, ale zastanawiałem się, czy masz jej nowy adres? Mam zamiar pojechać do niej i sprawić jej niespodziankę.

Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na moich ustach. - Bardzo się ucieszy na twój widok. Myślę, że mam ten adres na telefonie, prześlę ci go, ciągle masz ten sam numer?

- Tak, ciągle te same cyferki. Strasznie ci dziękuję, Sutton. - Nate wstał od stolika, wiadomość ode mnie z adresem zawibrowała w kieszeni jego jeansów. - Zresztą, lepiej już pójdę i usiądę z Joelem i zobaczę, czy spotkam gdzieś Jaxona. Bardzo miło było cię spotkać i pozdrów ode mnie Justina.



Następne dwie godziny wlokły się w ślimaczym tempie (nawet chyba ślimak potrafił poruszać się szybciej, niż wskazówki zegara). Oparłam się o skórzane siedzenie, zamykając laptopa. Wiedziałam, że siedzenie tutaj było o wiele lepsze niż siedzenie w mieszkaniu, w samotności, bo Kayla również dzisiaj pracowała, ale naprawdę czas leciał bardzo wolno. Mogłam tu tylko zamówić nieskończoną ilość napojów, mogłam oglądać i reblogować zdjęcia na Tumblr i mogłam "obserwować ludzi", którzy nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, że jakaś obca dziewczyna w rogu ich obserwuje. Wzdychając, spakowałam swoje rzeczy i przewiesiłam swoją torbę przez ramię, kierując się w stronę baru. Nigdzie nie mogłam znaleźć Jaxona, więc założyłam, że musiał pracować na zapleczu. Powiedziałam jednemu z chłopaków, by przekazał Jaxonowi, że wyszłam na spacer do sklepu po parę czasopism i że wrócę za jakieś dwadzieścia minut.

Wyślizgnięcie się przez drzwi na ostre, świeże powietrze było tak radosne po tłoczeniu się wewnątrz The Grill. Słońce próbowało przebić się przez puszyste, białe chmury, susząc pozostałości namoczonej ziemi po wcześniejszych opadach deszczu. Zaczęłam swój spacer do małego sklepiku na rogu, podłączając słuchawki do mojego iPoda, by doznać komfortu muzyki. Z jakiegoś powodu muzyka grająca w słuchawkach powodowała, że czułam się bezpieczniej, pomimo tego, że wiedziałam, że to nie ochroni mnie przed bólem, szczególnie jeśli SA miałby z tym coś wspólnego. Idealnym pomysłem byłoby załatwienie sobie osobistego ochroniarza i byłam zaskoczona, że Justin do tej pory nie załatwił nikogo takiego. Może wspomnę mu o tym później.

Doszłam do małego mostku, który był zbudowany nad jedną z głównych dróg w mieście. Nazywana była jedną z najbardziej ruchliwych, zanieczyszczonych dróg w kraju, z tysiącami pojazdów, które przemykały tędy w każdą stronę.

Więc, gdy zobaczyłam kobietę, która wspinała się po barierce, nie byłam nawet świadoma tego, że zaczęłam biec w jej stronę, zanim usłyszałam, jak moje stopy uderzają w chodnik. Wyrwałam słuchawki z uszu, wrzucając je szybko do torby. Drzewa, samochody, budynki stały się jedną wielką plamą, gdy przebiegałam koło nich, przyspieszając tempa. Jeśli skoczy, nie będzie miała nawet szansy na przeżycie. Proszę nie skacz. Proszę nie skacz.

Krzyknęłam do niej przerażająco głośno, moje gardło paliło mnie z powodu siły słów, które opuszczały moje usta. Zignorowałam ból i kontynuowałam krzyczenie, starając się przykuć uwagę innych ludzi. Nikt nie przyszedł; tak naprawdę ludzie, którzy mijali nas widzieli tę kobietę, która chciała odebrać sobie życie, jednak nic nie robili, tylko patrzyli w strachu. Tak jakby strach w ich oczach mógł ją uratować? Dlaczego nikt nie pomagał?

W końcu do niej dotarłam, ciągle płacząc i krzycząc, by zaczekała, by przestała, by posłuchała, to co mam do powiedzenia. Dzięki Bogu, jeszcze nie skoczyła, co znaczyło, że ciągle mogłam wyperswadować jej z głowy, coś czego mogła żałować. Samobójstwo nie było odpowiedzią. Tak, to mogło zakończyć jej ból lub to, przez co przechodziła, ale to tylko mogło przenieść ten ból na innych ludzi. Samobójstwo jest jak rzucenie kamienia w wodę, powoduję powstanie kręgów. Kamień wpadający do wody reprezentuje osobę i jej czyny. A kręgi - następstwa, które zostają dla innych ludzi. Ludzie myślą, że są sami i że nikt ich nie rozumie, ale tak nie jest. Nie zdają sobie sprawy, jak okropne konsekwencje niesie ich śmierć na innych ludzi, którzy byli im bliscy. Osobiście nie wierzyłam, że samobójstwo jest egoistycznym czynem, jednakże ma ogromny wpływ na innych, może nawet doprowadzić do samobójstwa innych osób..

Kobieta odwróciła głowę na moją prośbę, pojedyncza łza spływała po jej policzku, prosto z jej wystraszonych oczu. Położyłam dłoń na jej ramieniu, zapewniając jej jakiś rodzaj ukojenia. Nawet jeśli skoczy, przynajmiej będzie wiedziała, że ktoś chciał ją zatrzymać, że kogoś obchodzi czy będzie żyła czy umrze. Gdy tak patrzyłam na jej twarz, zrozumiałam, że już ją kiedyś spotkałam. Była tą kobietą, którą widziałam wtedy w parku, tą z którą siedziałam na ławce. Chwilkę porozmawiałyśmy. Pamiętałam, jak mówiła, że chciałbym mieć koło siebie swoją rodzinę.

- Pamiętam cię. Rozmawiałyśmy ostatnio w parku. - Starałam się zmusić ją do mówienia, może jeśli mogłabym z nią porozmawiać, wtedy odwróciłabym jej uwagę od wewnętrznego głosu, który namawiał ją do skoku.

Lekko skinęła głową, rozpoznając mnie, a potem znowu odwróciła swój smutny wzrok, patrząc w horyzont.

- Powiedziałaś, że chciałabyś mieć wokół siebie rodzinę. Nie wiem, gdzie jest twoja rodzina albo czy w ogóle masz rodzinę, ale nie musisz tego robić, by skończyć ten ból. Są tu tutaj ludzie, którym na tobie zależy; zawsze są ludzie, którym zależy. Mi zależy.

- Dlaczego się o mnie martwisz? - Wyszeptała, jej głos się załamywał. - Troszczenie się jest takie bolesne. Życie jest takie bolesne. Śmierć jest o wiele łatwiejsze, ponieważ po prostu przestajesz istnieć. Jest proste i bezbolesne.

- Rozumiem. Uwierz mi, nie zdajesz sobie sprawy, ile razy, ja myślałam o zrobieniu tego samego, co ty robisz w tym momencie. Ale to nic nie zmieni. Tak, ból się skończy, a ty będziesz martwa, ale ty umrzesz, z problemem, z którym się zmagasz, ciągle przyklejonym do twojej osoby. Czy kiedykolwiek rozmawiałaś z kimś o swoich problemach?

- Nie.

- Wiec, pomogę ci znaleźć pomoc. Tylko, proszę, zejdź z tej barierki. Teraz nie jest zbyt dobrze, ale kto wie, może będzie lepiej. Będziesz wdzięczna, że byłaś wystarczająco silna, by dać sobie radę, nawet jeśli teraz masz jakieś podstawy do sądzenie, że to czas zakończyć swoje życie.

- Nie wiem.

- Proszę, zejdź. Możemy porozmawiać albo jeśli wolisz, to mogę zabrać cię do szpitala, to też mogę zrobić. Tylko proszę, nie skacz.

Kobieta powoli przyswajała moje słowa. A potem podjęła decyzję. Rozłożyła ramiona.


*rodzaj cheesburgera, ze specjalnym serem.
__________________________________________________
Dobry wieczór, misie ;*
Udało mi się, w ostatni dzień świąt zaglądnąć i tutaj! Może trochę późno, ale życzę Wam wszystkiego, co najlepsze! Spełnienia najskrytszych marzeń! <3

#muchlove N.

PS Widzimy się w Krakowie! <3

13 komentarzy:

  1. Jezu jaki super, długo czekałam, i życzę więcej chęci :*

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko, jest cudowny ! Czekam ze zniecierpliwością na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeny... szybko się go czytało XD Boski rozdział *.*
    @himyliam

    OdpowiedzUsuń
  4. O mamo,czekam na kolejne *-*

    OdpowiedzUsuń
  5. co się dzieje o_O Jejku cuudny *.* czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. :OOO czekam na następny mjnhgfd ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. :OOO czekam na następny mjnhgfd ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej, dodano (już kiedyś) post z twoim blogiem na Ocenialnie JBFF < http://fanfictions-for-you01.blogspot.com >. Mogłabym prosić o udostępnienie buttonu tej Ocenialnii? Wiesz, reklama dźwignią handlu. Button znajduję się po prawej stronie, pod obserwatorami, z góry dziękuję. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Czekam ze zniecierpliwieniem na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  10. Cayla jest niewinną nastolatką. Jej życie to rutyna. Pragnie, aby w końcu wydarzyło się coś co zmieni jej życie na lepsze i ciekawsze, pełne przygód i pełne kolorów. Jednak dzieje się wprost przeciwnie. Do jej życia wkrada się coś co przewraca jej świat do góry nogami. Chciała mieć lepiej, a będzie miała jeszcze gorzej.

    Zapraszam!
    https://www.wattpad.com/story/49939379-anything-could-happen (niedługo pojawi się też na blogspocie)

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiedy nastepny rozdzial?

    OdpowiedzUsuń
  12. Czemu tak dlugo nie ma rozdzialu?

    OdpowiedzUsuń