Rozdział 34.

Stałam nieruchomo jak posąg, zerkając nerwowo pomiędzy panią, którą właśnie uchroniłam przed popełnieniem samobójstwa, a Jaxonem. W tym momencie czas zatrzymał się dla naszej trójki. Nikt nie wypowiedział ani jednego słowa. Było tak, jakby ktokolwiek, kto był odpowiedzialny za zatrzymanie czasu, zatrzymał również naszą zdolność mówienia. Wszyscy byliśmy w stanie tylko gapić się na siebie, połączenie zdziwienia i przerażenia migotało w naszych oczach. Moje płuca krzyczały na mnie, żebym wypuściła ich zawartość. Nie oddychałam już chyba przez minutę.

W końcu pozwoliłam sobie na zaczerpnięcie oddechu, co nie oznaczało, że to ja będę pierwszą, która się odezwię po tej bombie, która właśnie została zrzucona. To wszystko działo się pomiędzy Jaxonem i jego... mamą. Nie mogłam uwierzyć, że kobieta, z którą nieświadomie spotkałam się dwa razy była człowiekiem, który przyniósł na świat, wszystko, co kocham. Może to przeznaczenie postawiło nas obok siebie i Wszechświat zawsze chciał, żebym ją ocaliłam. Może miałam usiąść obok niej, tego dnia na tej ławce, tak samo, jak miałam rozpoznać ją na tym moście i uniemożliwić jej skok.

- Jaxon... Ja... - Alice zaczerpnęła głęboko powietrze, jedna ręka spoczywała na jej piersi. Jej usta drżały, a jej orzechowe oczy zaszkliły się. Wpatrywanie się w jej duże, okrągłe oczy powodowało, że mój brzuch wariował. Było tak, jakbym patrzyła prosto w oczy Justina. Były tak podobne; nie wiem, jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć. Chociaż przypominając sobie, w jakich okolicznościach ją spotkałam, nie miałam za bardzo okazji by bliżej się jej przyjrzeć, gdy siedziałyśmy na tej ławce, z powodu nieco osłabionej ostrości widzenia, przez znaczną ilość alkoholu krążącą w moich żyłach.

Jaxon nic nie odpowiedział, gdy popatrzyłam na niego, wiedziałam, że po prostu nie potrafił nic z siebie wykrztusić. Jego całe ciało drżało, jego kolana obijały się o siebie, jakby w każdej chwili mogły się pod nim załamać. Świeże łzy moczyły jego twarz, gdy przeczesał swoje loki w głębokim zamyśleniu. Nie mogłam przewidzieć, jak się czuł i jakie myśli przebiegały teraz przez jego głowę. Pragnęłam go przytulić i powiedzieć, że wszystko się w końcu ułoży. Pomimo ogromnej chęci do zrobienia tego, wiedziałam, że te słowa nic mu nie pomogą. Więc, po prostu stałam twardo w jednym miejscu.

- Tak bardzo mi przykro. - Przeprosiła Alice, na naszych oczach, załamując się w rozrywającym serce płaczu. Otarłam łzę, która uformowała się w kąciku mojego oka, zatapiając zęby w mojej dolnej wardze, by uniknąć jeszcze większej ilości łez. Justin powiedział mi, że jego matka była niestabilna emocjonalnie i że wolała ich porzucić, bo nie troszczyła się o Justina czy Jaxona, po tym jak Jazzy została zabita. Ale kobieta, płacząca przede mną, nie wyglądała na lodowatą czy zimno krwistą kobietę, o której mi opowiadał. W dodatku, nie wyglądało na to, że porzuciła ich świadomie; może musiała to zrobić? Może porzucenie własnych dzieci było dla niej trudniejsze niż wydawało się to Justinowi?

Bez ostrzeżenia, Jaxon podszedł i objął Alice swoimi ramionami. Przywarł do niej; pozwalając latom bólu zwyciężyć i pojawić się w postaci gwałtownego płaczu i płytkich oddechów. Wyglądało to tak, jakby jedna z tych telewizyjnych telenowel, rozgrywała się tuż przed moimi oczami, gdzie matka i syn spotykają się po wielu latach rozłąki. Tylko, że scena przede mną, naprawdę się działa, a nie leciała na ekranie. To była najbardziej rozrywająca serce scena, jaką kiedykolwiek widziałam.

- Tęskniłam za tobą. - Płakał Jaxon, ocierając łzy, rękawem swojej kurtki.

- Kochanie, tęskniłam za tobą bardziej niż ci się może wydawać. - Alice uśmiechnęła się przez łzy, przytulając go jeszcze raz. Zamknęła oczy, wyglądała, jakby chciała delektować się tą chwilą bliskości w obawie, że już nigdy więcej nie będzie mogła go przytulić.

- Więc dlaczego mnie zostawiłaś i oddałaś do adopcji? - Spytał Jaxon, jego ton był wolny od oceniania czy złości, po prostu był ciekawy. Gdy nie odpowiedziała, Jaxon dodał coś, co spowodowało, że nagle przestała płakać. - Justin powiedział, że nie chciałaś już z nami być i że specjalnie nas porzuciłaś. Powiedział, że nic cię nie obchodziliśmy po tym, jak umarła Jazzy.

- Nie, nie, nie! - Powtarzała cały czas, kręcąc swoją głowę w zaprzeczeniu jego przypuszczeń. - To nie jest prawda. Twój brat był tak zraniony, że odmówił słuchania mojego tłumaczenie, sam siebie przekonał, że to własnie dlatego was zostawiłam. - Tłumaczyła Alice, kładąc rękę na ramieniu Jaxona. - Nie była w stanie, by opiekować się żadnym z was po tym, jak Jazzy została zabita i tak, obwiniałam twojego brata za jej śmierć. Ona była pod jego opieką, gdy to się stało i nie potrafiłam mu tego wybaczyć. Byłam zła i żal był zbyt wielki. Nie miałam siły, by dbać o was i nie chciałam narażać żadnego z was, ciebie czy Justina, na niebezpieczeństwo. Wiedziałam, że najlepiej będzie, jeśli was zostawię, jeśli dam waszej dwójce najlepszą szansę na dorastanie w bezpiecznej rodzinie, która zadba o wasze bezpieczeństwo i będzie się wami odpowiednio opiekować. Byłam w rozypsce, ciągle jestem.

- Justin powiedział, że wyrzuciłaś go na ulicę. - Przerwałam jej, przypominając sobie tę noc, w której otworzył się i opowiedział mi o wypadku i bliźnie na jego karku.

Smutne oczy Alice spotkały moje, jej dłonie ciągle trzymały Jaxona. - Miał szesnaście lat, nie chciał poddać się adopcji. Chciał wziąć ze sobą Jaxona, ale ja nie ufałam mu na tyle, by oddać mu Jaxona, zwłaszcza po tym, co stało się z Jazzy. To właśnie dlatego Jaxon został adoptowany, a Justin... cóż, on kompletnie zniknął z pola widzenia.

- Mamo... jest jeszcze część historii, o której nie wiesz. - Jaxon głęboko zaczerpnął powietrza, zanim kontynuował. - Nigdy tak naprawdę nie zostałem adoptowany. Justin opiekował się mną i wszystko było w porządku. Ale pewnego dnia, gdy on pracował, ktoś mnie porwał, gdy wracałem do domu ze szkoły i wywiózł mnie do Anglii. Byłem torturowany, dopóki nie wmówiono mi, że nazywam się George i że spędziłem w Anglii całe moje życie. Justin pomógł mi przypomnieć sobie prawdę, ocalił mnie. On jest tutaj, w mieście.

- C-co? - Alice wyszeptała kompletnie zaskoczona. - Jaxon, nie miałam pojęcia...

- Nie martw się, to nie twoja wina.

- Jestem pewna, że twój brat nie widzi tego w ten sposób.

Mięśnie brzucha zacisnęły mi się w tym samym czasie, gdy moja klatka piersiowa przestała się ruszać, poczucie strachu przewędrowało przez całe moje ciało. Alice miała rację. Justin gardził swoją matką, odkąd obwiniła go za zabicie Jazmym i opuściła ich dwójkę. Wszedł w narkotykowy biznes tylko po to, by finansowo wesprzeć matkę, która pracowała na dwa etaty, by ich utrzymać. Nie mieli złamanego grosza, dopóki Justin czegoś nie zarobił. Niemniej jednak, za każdym razem, gdy powiedziałam coś o jego matce, jedyne co otrzymywałam to agresja i poczucie ogromnej zdrady. Myślę, że nawet obwiniał swoją matkę za to, co spotkało Jaxona, w zamian za to, że ona obwiniała go za sytuację z Jazzy. Ich relacja była skomplikowana.

- Powinnaś z nim porozmawiać. Zostajesz w mieście? Od jak dawna w ogóle tutaj jesteś? - Jaxon zarzucał ją pytaniami, zmuszając mnie bym się odezwała i trochę go uspokoiła. Wiedziałam, że przez te wszystkie lata układał sobie w głowie wiele pytań, do czasu aż w końcu ją spotka, ale Alice przed jakimiś 30 minutami chciała skoczyć z mostu. Mogłam sobie tylko wyobrażać, jak bardzo była tym wszystkim przytłoczona.

- Nie martw się, Sutton. Doceniam to, że Jaxon ma do mnie pytania i jestem mu winna odpowiedzi. - Uśmiechnęła się do mnie, wdzięczna, za to, że mu przerwałam. - Przyjechałam do miasta jakoś tydzień temu, po tym jak skończyła mi się umowa najmu mieszkania, w którym mieszkałam parę kilometrów za miastem. Od tamtego czasu mieszkam u swoim starych przyjaciół, którzy byli na tyle mili, że zaoferowali mi pokój u siebie w domu, ale dłużej nie mogę im pozwolić na niańczenie mnie.

- To dlatego chciałaś się zabić? - Zmarszczył brwi Jaxon.

- Jest o wiele więcej przyczyn, ale żadną z nich nie powinieneś się martwić.

- Nie mamo, powinienem się nimi martwić. Nie chcę, żebyś odeszła. Nie możesz znowu mnie zostawić! - Wyjaśnił Jaxon, jego głos załamywał się w pewnych momentach. Słyszałam bolesną desperarcję w jego głosie, która powodowało, że moje serce się łamało. Nigdy wcześniej nie słyszałam w jego głosie tyle bólu.

- Proszę, Alice. Nie odchodź. - Dodałam, kładąc delikatnie rękę na jej kościstych ramieniu.

- J-ja nie mam, gdzie się podziać. Nie planowałam przeżyć następnego dnia, nie mówiąc o organizowaniu sobie miejsca do spania. - Zaczęła się tak przejmować tą nagłą zmianą, że z jej przestraszonych oczu poleciały łzy.

- Mamo, możesz zostać u mnie. Mam swoje, własne mieszkanie. Sutton jest dziewczyną Justina; pożyczy ci parę rzeczy, dopóki nie będę miał okazji zabrać cię za zakupy. Dobrze?

- Oczywiście. - Skinęłam głową w zgodzie, moje oczy błagały ją, by przyjęła ofertę.

Po chwili ciszy, poddała się i na całe szczęście przyjęła pomoc moją i Jaxona. To było dziwne, że tego ranka wyobrażałam sobie, że najbardziej fascynującą częścią dzisiejszego dnia będzie popijanie shake'a Oreo i obserwowanie ludzi w the Grill. A proszę, byłam tutaj, stojąc na przeciwko mojej przyszłej teściowej, której wybiłam z głowy popełnienie samobójstwa, zgadzając się pożyczyć jej trochę swoich ciuchów. To było straszne, jak i cudowne, jak 24 godziny mogą wszystko zmienić - na lepsze lub na gorsze.



Chwilę później, pukałam do drzwi mieszkania Jaxona moją stopą, żonglując z kubkami ze Starbucksa w kartonowym pudełeczku w jednej ręce i torbie ubrań, które ściskałam w drugiej. Jaxon od razu wziął ode mnie wszystkie rzeczy, gdy tylko otworzył drzwi i zachęcił mnie do wejścia do środka. Nigdy wcześniej nie byłam w mieszkaniu Jaxona, więc gdy do niego weszłam i zobaczyłam, że było w idealnym stanie, byłam bardzo zaskoczona. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że Jaxon będzie utrzymywał porządek w swoim mieszkaniu, zawsze myślałam, że jego mieszkanie będzie zaniedbane i brudne, brudne miski i naczynia ułożone na sobie w zlewie, brudne bokserki porozrzucane na sofie, pudełka po jedzeniu na wynos porozwalane na całym stoliku i joysticki do gry leżące na kanapie. Nic z tego, co sobie wyobrażałam, nie pokrywało się z mieszkaniem, które miałam przed swoimi oczami, jednakże gdy weszłam do środka, zauważyłam dwa kontrolery do gry pozostawione na stoliku.

- Mama właśnie bierze prysznic, zostawię te ciuchy na jej łóżku. Dziękuję ci, Sutton. Za wszystko, co zrobiłaś. - Jaxon przyciągnął mnie do ogromnego uścisku, zanim poszedł do jednej z sypialni przez drzwi po lewej stronie. Gdy się odwracał, pokazał mi, by wzięła sobie picie i rozgościła się na kanapie.

Położyłam się na miękkim materiale, popijając przez słomkę moją truskawkową lemoniadę, gdy Jaxon usiadł na przeciwko mnie w swoim fotelu. Prawie udławiłam się swoją lemoniadą, gdy moje oczy spoczęły na parze bokserek leżących na jednym z podłokietników. Jego mieszkanie, jednak nie było tak czyste, jak mi się wydawało.

- Nie martw się, nie są brudne! - Zapewnił mnie Jaxon, gdy zorientował się, na co patrzę, uśmiechając się głupio, gdy wziął łyk swojego napoju. Nagle odetchnął, jakby ogromny ciężar został położony na jego ramionach, nerwowo kręcąc się w swoim fotelu. - Nie wiem co myśleć, czy czuć o fakcie, że moja mama tutaj jest.

- To całkowicie zrozumiałe, Jax. Nawet ja jestem w kompletnych szoku, po tym, co się dzisiaj wydarzyło. Musisz po prostu dać sobie trochę czasu, żebyś to wszystko zrozumiał i wtedy rozpracował, jak się z tym czujesz.

- To po prostu nierealne. Nigdy nie pomyślałem, że ją kiedykolwiek jeszcze zobaczę.

- Wiem. - Westchnęłam ze zrozumieniem.

- Powiedziała mi, że chciałaby zobaczyć się z Justinem. Powiedziała, że koniecznie muszą porozmawiać, najlepiej jeszcze dzisiaj.

Wzięłam kolejny duży łyk lemoniady, zaczynając odczuwać niepokój z powodu tego pomysłu. Wiedziałam, jak okropnie zachowa się w tej sytuacji Justin. - Jesteś pewny, że to jest dobry pomysł?

- Nie, ale i tak trzeba to zrobić, wcześniej czy później. Wolałbym, żeby dowiedział się od nas, że mama wróciła niż od kogoś innego. Nie chcę go okłamywać Sutton i nie byłoby fair, gdybym również wymagał tego od ciebie. Musimy go zmusić, by dzisiaj tu przyjechał i zmusić go, by skonfrontował się z problemem, którego próbuje unikać od bardzo dawna.

Skinęłam, zgadzając się z nim, jednak to nie pomogło uspokoić kulki niepokoju, która zdecydowała się zamieszkać w moim żołądku. Zachowanie i emocje Justina były nie do przewidzenia, w większości przypadków, z powodu jego wybuchowości i niepohamowanego gniewu. Co jeśli, to będzie ostateczny zapłon, który spowoduje, że rozwali się na kawałki, których nie będzie można z powrotem złożyć? Zamierzałam go wspierać i pomagać mu, jak najlepiej będę mogła, ale co jeśli mnie odepchnie? To ja byłam powodem, z którego jego matka ciągle żyła i nieświadomie pomogłam jej znaleźć swoją rodzinę. Nie będzie miał do mnie pretensji, prawda?

- Więc, myślisz, że mogłabyś do niego zadzwonić? Kazać mu tu wpaść po pracy? - Zaczął Jaxon.

- Jasne, już dzwonię. Nie obrazisz się, jeśli pójdę na bok?

- Sutton, powiedziałem, żebyś kazała mu tu przyjechać, a nie zabawiała się z nim w seks telefon!

- Nie, o to chodzi...

Jaxon zaśmiał się z mojej natychmiastowej obrony. - Robię sobie jaja, możesz zadzwonić do niego z balkonu, jeśli chcesz.

- Dzięki. - Wymamrotałam, kierując się do drzwi balkonowych, podczas gdy wystukiwałam czterocyfrowy kod dostępu do mojego telefonu. Zamknęłam za sobą szklane drzwi, gdy telefon zaczął dzwonić, upewniając się, że ani Jaxon ani jego mama nie będą w stanie podsłuchać naszej rozmowy. Już sobie obiecałam, że przez telefon nawet nie wspomnę o jego mamie, w obawie, że mógłby zrobić coś głupiego i będzie unikał przyjechania tutaj. Z drugiej strony, byłam mu winna pewnego rodzaju uprzedzenie o całej sytuacji, by chociaż odrobinę zmniejszyć jego wybuch. Odebrał po czwartym dzwonku.

- Kochanie, tęskniłem. - Wydyszał w głośnik, tym samym wysyłając ciepło wzdłuż całego mojego ciała.

- Ja też za tobą tęskniłam. Skończyłeś już czy może powinnam zadzwonić później?

- Skończyłem, więc nawet nie waż się rozłączać. - Nakazał mi, a ja w myślach widziałam jego zawadiacki uśmiech, gdy to powiedział. - Właśnie wracamy. Prawdopodobnie będę w domu za jakieś półtorej godziny. Co daje ci wystarczającą ilość czasu, by przebrać się w coś bardziej wygodnego i zaplanować dla mnie coś seksownego, gdy wejdę przez drzwi, prawda? - Praktycznie mruczał do telefonu, powodując, że musiałam złapać się balkonowej barierki, by nie przewrócić się, z powodu moich miękkich kolanach.

- Bardzo bym chciała by to było dzisiejszym planem na nasz wieczór, ale muszę cię prosić, żebyś przyjechał do mieszkania Jaxona.

- Nie sądzę, żeby Jaxon zbyt dobrze przyjął mnie i ciebie na swoim kuchennym blacie, ale jeśli, tego sobie życzysz...

- Właściwie to nie to miałam na myśli i jeśli byś mógł, to prosiłabym byś przestał mówić takie rzeczy, wtedy kiedy jestem w towarzystwie twojego brata? - Wysyczałam, patrząc za siebie, by sprawdzić, czy Jaxon nie patrzył na mnie z drugiej strony drzwi. Na całe szczęście, nie widział, jak zrobiło mi się gorąco i zaczęłam być zdenerwowana komentarzami, które jego brat mówił po drugiej stronie linii.

- Wiesz, że nie mogę się oprzeć. Poza tym, co będziemy robić dzisiaj w mieszkaniu Jaxona? Chcesz, żebym przywiózł jakieś jedzenie?

- Nie, w porządku. Chcę, żebyś po prostu tutaj przyjechał, żebyśmy mogli porozmawiać.

- Porozmawiać?

- Tak, porozmawiać. Może rozwiążemy pewien głęboko zakorzeniony problem, z którym walczysz już od bardzo długiego czasu.

- Whoa czekaj, głęboko zakorzeniony problem? Co się dzieje Sutton?

- Po prostu mi zaufaj. Muszę iść, widzimy się później.

- Czekaj...

Niechętnie się rozłączyłam, wściekle jęcząc z powodu mojej głupoty. Nie powinnam była nic wspominać i oszukiwać go, że wszystko jest w porządku. Wtedy na pewno uniknęłabym tego niezręcznego zakończenia rozmowy.



20:47 była dokładnym czasem, w którym ktoś trzy razy zapukał do drzwi, sygnalizując nam, że Justin przyjechał. Alice zaczerpnęła oddech, rozprostowując zwykły, szary t-shirt, który jej pożyczałam, gdy wstała zza drewnianego stołu. Zarówno Jaxon, jak i ja, poszliśmy za jej śladem, wymieniając paniczne spojrzenia, zanim Jaxon powoli podszedł do drzwi. Uniosłam kciuk do ust; przygryzając mocno skórę, by złagodzić napięcie, którego właśnie doświadczało całe moje ciało. Nie słyszałam, jak Jaxon przywitał się z Justinem i zaprosił go do środka, ze względu na to, jak mocno i głośno biło moje serce. Zamiast tego słyszałam tylko stałe dudnienie mojej krwi, która rozlewała się po całym moim ciele z każdym uderzeniem serca, był to jedyny dźwięk, który wibrował w moich uszach.

Zauważyłam, że Justin od razu spojrzał na mnie, gdy tylko wszedł przez drzwi, w jego orzechowych oczach widziałam troskę. Otworzyłam usta, by się odezwać, jednak nie potrafiłam z nich nic wydobyć, co spowodowało, że jeszcze bardziej zaczął się denerwować, tym co miało go spotkać. Chwilę potem zauważył, że nie byłam sama przy stole i że stał tam jeszcze ktoś inny, tak samo przestraszony, jak ja, czekając na jego reakcję. Jego lustrujące oczy odsunęły się ode mnie i spoczęły na nieznanej osobie stojącej obok mnie. Na samym początku po prostu tam stał, przyglądając się nieznajomej z zamroczeniem i lekką dezorientacją. Dopiero później jego mózg zarejestrował, kim jest osoba, która stała koło mnie. Jego ciepłe, orzechowe oczy od razu stały się ciemniejsze, a ciemność ta pogłębiała się, im dłużej jego oczy spoczywały na jego matce. Wypełnione były urazą. Zmrużył oczy, jego usta wygięły się ze wstrętem na jej widok. Nigdy wcześniej nie widziałam u niego aż tak nikczemnego i złośliwego wyrazu twarzy. Justin stał przede mną, ale to nie był Justin, którego znałam. Cała jego dobroć i zdolność do kochania została wyssana z jego ciała, zostawiając samo ciało wypełnione tylko i wyłącznie wstrętem.

- Co do kurwy nędzy ona tutaj robi? - Warknął Justin.

Wszyscy nagle zamilkli, nie ważąc się być pierwszymi, którzy się odezwą. Cała nasza trójka bardzo dobrze wiedziała, że ten, kto odezwie się pierwszy będzie narażony na werbalny i fizyczny atak.

Justin wybuchnął śmiechem, gdy cała nasza trójka obserwowała go uważnie, nasze usta były szczelnie zamknięte. Zaczął chodzić po mieszkaniu Jaxona, jego oczy były przyklejone do jego butów, ciągle się śmiał. Im bliżej się pojawiał, tym było mi bardziej zimno i czułam, jak ucieka z niego życie, lód praktycznie emanował z całego jego zesztywniałego ciała.

Justin zatrzymał się po środku mieszkania, odchrząkując. - Czy ktokolwiek wytłumaczy mi, co się tutaj do cholery wyprawia czy ktoś kurwa wam obciął języki? - Chciałam się odezwać, ale byłam tak przestraszona. Nie tego, co się może stać, ale tego, do czego zdolny był Justin. Już tak dobrze radził sobie ze swoją złością, aż do dzisiaj, teraz wszystko, nad czym pracował, poszło na marne. - Nie? Czyli będę musiał jendo z was do tego zmusić? - Zasugerował, podnosząc brew.

- Justin, proszę. - Wyszeptałam, spotykając zakłopotane spojrzenie Jaxona. Ciemne oczy Justina spotkały moje, a ja czułam, jakbym patrzyła w jakieś obce oczy. Nie było w nich nawet odrobiny śladu czułości, czy ciepła, gdy jego wzrok wwiercał się we mnie.

- Nie mieszaj się w to, Sutton. - Warknął, jego ton był groźny. - Jaxon, dlaczego nie powiesz mi, co nasza mamusia robi w twoim mieszkaniu? - Nie spojrzał na Jaxona, cały czas wpatrywał się w Alice.

- Justin, posłuchaj, dlaczego nie usiądziemy i po prostu spokojnie o tym nie porozmawiamy. - Zaproponował Jaxon, starając się położyć rękę na ramieniu Justina. Ale jego dłoń od razu została zepchnięta.

- Nie. Powiesz mi to teraz czy będę musiał to z ciebie sam wyciągnąć? - Mocno złapał Jaxona za koszulkę, grożąc mu. Jaxon błagał go, by przestał, jego głos brzmiał o oktawę wyżej niż normalnie. Justin popchnął go na ścianę, podnosząc pięść na swojego brata. Czułam, jak opadła mi szczęka, ale nie potrafiłam z siebie wydusić niż innego niż skomlenie w odpowiedzi na to, co się wydarzyło.

- Przestań! Nie waż się traktować tak swojego brata! - Krzyknęła Alice, jej ton był pełny autorytetu. - To nie jego wina!

Justin poczekał kilka sekund, by przetrawić to, co powiedziała wcześniej, a potem opuścił pięść i odwrócił się w jej stronę. Przechylił głowę, ciekawość błądziła w jego oczach.

- Masz rację. Może ty mi to wyjaśnisz, mamusiu? - Prawie splunął wypowiadając te słowa pod jej adresem, jego zachowanie było odrażające.

- Wiem, że nigdy nie byłam dobra w wyjaśnieniach, ale teraz się postaram. Musisz się tylko uspokoić.

- Nie sądzę, że jesteś w stanie mi to wyjaśnić czy przeprosić.

- Justin, bardzo cię przepraszam za pojawienie się, tak znikąd. Wiem, że nie byłam dla ciebie najlepszą matką i że...

- Najlepszą matką? - Ryknął z odrazą, przerywając jej. - Nigdy nie byłaś dla mnie matką i nigdy nią nie będziesz. Nie sądzę nawet, że jesteś w stanie naprawdę wiedzieć, jak to jest być matką.

To uciszyło Alice, a Justin kontynuował swój wywód.

- Wszystkie te noce, kiedy musiałem czytać dobranocki Jazzy i Jaxonowi. Upewniać się, że są umyci, ubrani, nakarmieni, gdzie ty wtedy byłaś? - Alice otworzyła usta, by się odezwać, jednak Justin tylko podniósł swój głos i nie pozwolił jej na mówienie. - Byłaś w klubie, rozkładając swoje nogi dla leniwych, obleśnych i bogatych facetów, taką byłaś dziwką.

- Nie używaj takich słów!

- Cóż, taka była prawda, czy nie? Sprzątaczka za dnia, prostytutka w nocy. Z tego co słyszałem, nawet nie byłaś w tym dobra. - Zachichotał, oblizując swoje usta, bo widział, że osiągnął to, czego chciał - jego mama zaczęła mrugać, by powstrzymać napływające łzy. Chciałam, żeby przestał pogrążać swoją matkę i używać takich okropnych słów, ale wiedziałam, że to i tak nic nie da, skoro już odpłynął tak daleko. - Więc, oświeć mnie. Jak twoja żałosna postać znowu przyczołgała się tutaj? Nie masz pieniędzy? Znowu poślubiłaś mężczyznę, który się nad tobą znęca? Oh i tak przy okazji, ten kawałek gówna, z którym się na okrągło pieprzyłaś, był ojcem mojej dziewczyny.

Alice popatrzyła na mnie krótko, na jej twarzy widziałam niewypowiedziane przeprosiny. Skinęłam głową w zrozumieniu.

- Byłam naprawdę przygnębiona.

- Byłaś przygnębiona? Biedna. - Naśmiewał się z niej, okrutnie zwężając oczy.

- Dzisiaj chciałam skoczyć z mostu, dopóki ktoś mi tego nie wyperswadował. Nienawidzę siebie za to, jak cię traktowałam i jak się zachowywałam.

- Gwarantuję ci, że nie nienawidzisz siebie bardziej niż ja nienawidzę ciebie. Ktoś, kto "wyperswadował ci zabicie swojej bezwartościowej osoby", powinien był cię jeszcze kurwa popchnąć. Wiem, że ja bym się nie zawahał.

- To byłam ja. - Ogłosiłam, niezdolna do znoszenia jeszcze większej męki i nadużycia. - To ja nie pozwoliłam jej skoczyć. Nie wiedziałam, że jest twoją mamą, dopóki nie poprosiłam Jaxona o pomoc, a wtedy on ją poznał. Posłuchaj, nie wiem za dużo o twoim rodzinnym życiu albo przeszłości, ale znam ciebie. Wiem, że w tym momencie bardzo cierpisz i to dlatego jesteś taki bez serca.

- Ty? - Justin patrzył na mnie z wyrazem okropnego osądu, tak jakby czuł, że w pewien sposób go zdradziłam. Naruszenie jego zaufania wysłało bolesne ukłucie do mojego ciała, pozostawiając ranę, którą tylko on potrafił wyleczyć. Nie wiem, dlaczego poczucie winy nagle mnie przytłoczyło. Przecież nie zrobiłam nic złego. Mimo to, czułam się niemoralnie i było mi wstyd za ten akt dobroci. Byłam pewna, żeby mi pogratulował, gdym ją popchnęła.

Justin pokręcił swoją głową z niesmakiem, od razu wybiegając z mieszkania. Zdałam sobie sprawę z silnego przyciągania, które pchało mnie bym poszła za nim, więc pozwoliłam zawładnąć temu uczuciu.

- Sutton, zostaw go. - Zarządził Jaxon; jednakże przepchnęłam się obok niego, w desperacji wołając imię Justina.

- Justin, proszę porozmawiajmy. - Błagałam, chwytając go i odwracając twarzą do mnie. Przycisnęłam swoje czoło do jego, szukając chociażby odrobiny człowieczeństwa, która w nim została.

- Myślę, że już wystarczająco porozmawialiśmy. - Warknął, zaciskając swoją szczękę w złości.

- Justin, naprawdę nie wiedziałam. Chciałam ci powiedzieć przez telefon...

- Ale nie potrafiłaś, prawda? Ponieważ jesteś samolubna i wiedziałaś, że wtedy nie przyjadę, by słuchać tego gówna. Nie mogę uwierzyć, że ją uratowałaś! - Krzyczał.

- Proszę. Nie lubię, kiedy taki jesteś. Przerażasz mnie. - Zapłakałam, trzymając jego kurtkę z udręczeniem.

- Nic mnie to kurwa nie obchodzi. - Zepchnął mnie z drogi i kontynuował swój szybki bieg do windy.

- Justin, proszę. Tak bardzo cię kocham. Nie rób tego!

Justin wszedł do windy i wcisnął guzik parteru, zanim odwrócił się do mnie.

- Z nami koniec.

- Justin...

- Nienawidzę cię.

I z tymi prostymi, dwoma słowami, które ukłuły mnie w samo serce, stoczyłam się wzdłuż ściany w przerażeniu. Drzwi windy się zamknęły.
_________________________________________
Na samym początku przepraszam, że tak późno....
Autorka napisała, że to jeden z najdłuższych rozdziałów, jakie napisała, a ja chyba chciałabym dodać, że to jeden ze smutniejszych rozdziałów ;(
Niestety, został nam tylko 1 rozdział do dogonienia autorki...;

#muchlove N.

12 komentarzy:

  1. Omg to bylo cuuudwne *-* od gory do dolu i wgl uwielbiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. O Boże :'((( błagam nie, a czy autorka dalej coś dodaje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dodała 35 rozdział i od tamtej pory cisza... a minęło już trochę czasu ;(

      Usuń
  3. To sie porobilo :o

    OdpowiedzUsuń
  4. Boskkie😍 mam nadzieję że następny będzie nie długo 😊

    OdpowiedzUsuń
  5. Ile rozdziałów do końca?

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiem jak bardzo trudne jest tłumaczenie, lecz zwracaj uwagę na końcówkę bo czasem słowo się nie klei do zdania :) pewnie dodajesz to do translatora gdyż Alice było po prostu raz napisane Alicja :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci za ten komentarz! Dopiero teraz zorientowałam się, ile błędów było w tekście - nawet głupich literówek, wszystko spowodowane moim pośpiechem :(
      A co do Alicji, czasem po prostu nie trzymam konwencji angielskich imion haha to tylko i wyłącznie moje roztrzepanie XD

      Usuń
  7. A da się jakoś skontaktowac z autorka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne. Na jbff - w menu jest link do oryginału albo na tt: @justbieberbeats x

      Usuń
  8. justin głupi dupku, masz wrócić i przeprosić

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytam bloga od początku, ale nigdy się nie wypowiadałam . Nie mogę przeczytać 35 rozdziału 😞. Chyba że jeszcze nie jest przetłumaczony😊

    OdpowiedzUsuń