Rozdział 35.

Minął tydzień. Długi, wyczerpujący, potworny tydzień. 168 godzin, 10 080 minut i 604 800 sekund bez niego.

Moje godziny spania nie istniały. Samotne noce były wypełnione przemyśleniami i depresją, w szczególności, gdy przewracałam się na drugi bok i widziałam, że druga połowa łóżka jest pusta. Czasami zapominałam, że nie było go przy mnie. Niezliczoną ilość razy sięgałam w jego stronę, by go dotknąć, ale moje palce wodziły tylko po miękkiej, pustej poduszce w miejscu, gdzie powinna być jego głowa. Tęskniłam za uczuciem jego mocnych ramion wokół mnie, jego ust przyciśniętych do mojej szyi. Brakowało mi cichego pochrapywania, które słyszałam w nocy i rytmu bicia jego serca, które czułam na swoich plecach. Jednak to nie noce byłe najgorsze, gdy mierzyłam się z jego odejściem; najgorsze było to, czym zajmowałam się w dziennych godzinach.

Uwierzcie mi, próbowałam się z nim skontaktować. Zostawiłam tak wiele wiadomości na skrzynce głosowej, że teraz była już wypełniona po brzegi i po prostu nie byłam już w stanie zapisać większej ilości moich wiadomości. To nie powstrzymało mnie przed wykonywaniem jeszcze większej ilości telefonów, czy pisania wiadomości, jednakże istnieje prawdopodobieństwo, że zdążył już wyrzucić swój telefon i kupić sobie nowy, by uniknąć moich próśb o powrocie do domu i porozmawiania. Wiedza, że on gdzieś tam jest i cierpi, zadawała mi wiele bólu, a ja nie mogłam mu pomóc, tylko dlatego, że on mi na to nie pozwalał. Wiedziałam, że to nie moja wina, że ocaliłam jego matkę. W całej tej sytuacji byłam niewinna. Co nie zmienia faktu, że wściekł się na mnie, bo nie chciał zmagać się z tymi latami męki i bólu, które budowały się w nim odkąd jego matka odeszła.

Nie mogłam nawet wspominać jego imienia. Kiedy Jaxon i Kayla pytali mnie, czy go widziałam, czy w jakikolwiek sposób się ze mną kontaktował, błagałam ich, żeby nie używali jego imienia. "Justin" odpalało mój podświadomy mechanizm, który walił mnie prosto w brzuch, uwalniając ze mnie całe powietrze i pozostawiając mnie bez tchu. Własnie dlatego, gdy usłyszałam pukanie do drzwi, pośpiesznie schowałam głowę pod kołdrę i zakryłam uszy.

- SUTTON! - Słyszałam Kaylę, jak krzyczała, mocno uderzając w drzwi. - Wiem, że tu jesteś, otwórz mi!

Usłyszałam Jaxona, który zaczął interweniować w momencie, w którym miało paść pierwsze przekleństwo. - Kayla, do jasnej cholery, wyluzuj i daj jej trochę czasu. Wiem, że aktualnie nie jest w najlepszym stanie.

- Ale nie powinna! Nie zrobiła nic złego. Jeśli Justin chce być taki wkurzony i traktować ją w taki sposób, okej, ale to nie daje jej pozwolenia na spędzenie w łóżku całego dnia i głodzenia się.

I znowu pojawiło się to imię. Jęknęłam, pragnąc, by obydwoje zostawili mnie w spokoju. Nie zdawali sobie sprawy, że tylko pogarszali i tak już beznadziejną sytuację.

- Sutton, wpuścisz nas? Kayla zostawiła tu trochę swoich rzeczy, które chce zabrać, a ja chcę się upewnić, że zjadłaś i wypiłaś, to co ci ostatnio przyniosłem.

Stało się coś jeszcze. Po tym strasznym wieczorze, Kayla zdecydowała, że następnego dnia rano wyprowadzi się z mieszkania i zamieszka z Jaxonem, więc w sumie byli jedną, szczęśliwą rodziną, gdy ja pogrążałam się w depresji. To tylko zachęciło mnie do odizolowania się od kontaktów z ludźmi. To właśnie dlatego, nie otwierałam tych drzwi każdego dnia, nawet dwa razy dziennie, podczas gdy przychodzili tutaj w ostatnim tygodniu.

- Sutton, potrzebuję swoich rzeczy. Jeśli chcesz pogrążać się w ciemności i słuchać w kółko swoich smutnych piosenek, to okej. Tylko otwórz te drzwi, żebym mogła zabrać swoje rzeczy.

- Proszę cię, Sutton. Naprawdę się o ciebie martwię. - Dodał Jaxon.

Nie chciałam, żeby się o mnie martwił, bo tak naprawdę nie sądziłam, że byłam warta, tego by ktokolwiek się o mnie martwił. Jedyną osobą, z którą chciałam porozmawiać był on, a on nie odbierał. Jeśli on byłby z nimi, wtedy byłaby to kompletnie inna sytuacja. Poza tym, to że nie miałam energii, by otworzyć im drzwi, było jedną rzeczą, drugą natomiast było to, że nie chciałam, by zobaczyli mnie w takim stanie. Byłam całkowicie rozbita i w stanie, w którym inni ludzie nie powinni mnie widzieć.

- Cóż, skoro tak... Zamierzam wybić te drzwi z zawiasów! - Krzyknęła Kayla. Głośne dźwięki, jej kopiącej drzwi na sekundę zagłuszyły moje myśli. Pozwoliłam pojedynczej łzie spłynąć po policzku, gdy podsunęłam kolana pod brodę. Dźwięk był niemal pocieszający... aż nagle uderzenia ustały, a ja usłyszałam przekręcanie klucza.

Ku mojej złości, Jaxon w jakiś sposób znalazł zapasowy klucz i otworzył sobie drzwi, powodując, że jeszcze bardziej skuliłam się na łóżku. Życzyłam sobie, żebym rozpłynęła się w powietrzu. Wpadł do sypialni, wzdychając z ulgą, jednak jego brwi były zmarszczone w zmartwionym spojrzeniu. Zdecydowanie mu ulżyło, że wszystko było okej, ale przecież nie było. Zasłużyłam na ogromne cierpienia, a agonia,  którą właśnie przechodziłam nie była nawet do tego zbliżona. Jedyna osoba, na której zależało mi najbardziej ze wszystkich innych nienawidziła mnie, a ja nawet nie wiedziałam, jak mam to zaakceptować. Jaki był cel tego wszystkiego?

- Sutton, chodź. Kupiłem dla ciebie trochę chińszczyzny. Nie wyjdę stąd, dopóki czegoś nie zjesz. - Położył kartonik z makaronem i widelec na przeciwko mnie, zmuszając mnie, bym jadła. Zapach był obrzydliwy, jednak mój żołądek zdradził mnie, w odpowiedzi wydając z siebie głośne burczenie.

- Nie zjem tego. - Wymamrotałam, czując jak poduszka pode mną, robi się bardziej mokra od kolejnej łzy, która na nią spadła.

Jaxon pokręcił głową, przysuwając pudełko jeszcze bliżej. - Nie ma szans, Sutton. Zjesz to. Nawet jeśli to jest tylko połowa porcji, musisz zacząć jeść.

- Po co?

- Po to, że potrzebujesz pożywienia i wartości odżywczych, bo nie jadłaś od paru dni, a ja nie mam zamiaru tu siedzieć i pozwalać ci na robienie tego sobie. Justin chciałby, żebyś to zjadła.

Prychnęłam na jego ostatni komentarz. - On o mnie nie dba. Nienawidzi mnie, pamiętasz? Ponadto, czy mógłbyś przestać wymawiać jego imię. Nie zniosę tego.

Jaxon zatopił swoje dolne zęby w wargę w niezadowoleniu. Nie wiedziałam, co spodziewał się osiągnąć, przychodząc tutaj. Wiedział, że praktycznie wyglądałam na trupa, po tym jak Justin ukradł moją duszę i pozostałą energię, gdy wszedł do windy.

- Sutton...

- Zostaw mnie w spokoju. - Wymamrotałam, odwracając się na drugi bok, tak że odwróciłam się do niego plecami. Nie chciałam go odsuwać i naprawdę doceniałam jego troskę, ale nie było powodu, by zaciągać go w tę ciemność. Ciemność, która coraz bardziej mnie pochłaniała. Teraz miał Kaylę, którą ciągle uważałam, za porządny cios w brzuch, ale przynajmniej był ktoś, kto będzie się nim zajmował. Ja już nikomu nie byłam potrzebna.

Bzzzt.

Biedna Sutton. Serce złamane, ale dalej kocha tego dilera Justina, wszystkimi fragmencikami, które on połamał. A teraz on udaje się, by dodać więcej złamanych serce do swojej rosnącej listy. Przepraszam S. - SA

Kliknęłam w zdjęcie, które było dołączone do wiadomości, przybliżając, by lepiej przyjrzeć się rozmazanej wersji zdjęcia. Zdjęcie przedstawiało Justina, przytulającego i całującego wysoką, śliczną blondynkę, gdzieś przed klubem. Nie potrafiłam zrobić nic innego, jak tylko wpatrywać się w ekran. Załamałam się, słysząc te trzy słowa, a to zabiło mnie już do końca, na całe życie. Nie sądziłam, że może być gorzej. Ale to zdjęcie udowodniło mi się, że się myliłam.

- Sutton, Justin wróci. - Westchnęła Kayla, opierając się o framugę.

- Oh, naprawdę tak myślisz? - Usiadłam, rozszerzając moje oszalałe i przekrwione oczy. Co ona mogła wiedzieć? Znając ją, prawdopodobnie modliła się, żeby on nigdy nie wrócił, więc mogłaby czerpać swoją sadystyczną satysfakcję widząc mnie, jak cierpiałam bez niego.

- Jaxon powiedział mi, co Justin powiedział i uwierz mi Sutton, on cię nie nienawidzi. Gdy jest w takim stanie, mówi rzeczy, których nie ma na myśli.

- Cóż, jestem całkiem pewna, że tym razem miał to na myśli. Oh i on nie wróci, bo znowu znalazł sobie inną dziewczynę, którą spieprzy. - Warknęłam.

- O czym ty mówisz? - Zmarszczyła się Kayla.

- Proszę, sama zobacz. - Rzuciłam jej telefon, nie dbając o to, czy go złapie czy nie. Nic już dla mnie nie miało znaczenia.

Kayla przyglądała się uważnie zdjęciu, przybliżając je i oddalając parę razy. Nie rozumiałam, dlaczego tam mocno przyglądała się ekranowi. To było oczywiste, że chłopak na zdjęciu to Justin i nie było nic, co mogłaby powiedzieć, co przekonałoby mnie, że było inaczej. Nie odpowiadał na moje smsy czy telefony, najwidoczniej używał swoich palców do czegoś innego.

- Sutton...

- Nie martw się Kayla. Myślałam, że będziesz szczęśliwa widząc mnie w takim stanie; ty też mnie zawsze nienawidziłaś. Nie powstrzymuj się. Możesz się śmiać lub robić sobie ze mnie jaja. Gówno mnie to obchodzi. - Wyszczerzyłam się do niej, przebiegając dłonią przez moje poplątane włosy. Taka była prawda. W rzeczywistości, praktycznie namawiałam Kaylę, by zaczęła mnie obrażać, by dać sobie wystarczająco dobry powód, by zupełnie się poddać.

- Nie, Sutton. Ty nie rozumiesz. Skąd masz to zdjęcie? - Spytała Kayla.

Zadrwiłam z niej, jednakże byłam ciekawa, dlaczego pytała mnie, skąd miałam to zdjęcie. - Czy to ma jakieś znaczenie?

- Tak, właściwie to ma. To zdjęcie zostało zrobione lata temu.

- A ty skąd niby to wiesz?

Nastąpiła chwila ciszy.

- Ponieważ, to ja zrobiłam to zdjęcie. To było wtedy, gdy byłam z Justinem, a on zaczął się bardzo dziwnie zachowywać. Zwyciężyła ciekawość, więc zaczęłam go śledzić, okazało się, że byl umówiony na spotkanie z tą blondynką, Shailene. Właśnie wtedy dowiedziałam się, że mnie zdradza. - Zaśmiała się, chociaż ból w jej oczach był ewidentny. Z powrotem podała mi swój telefon, przysiadając na brzegu łóżku.

- Kayla, tak bardzo przepraszam...

- Oh i nie zdradzał mnie tylko z nią. Sądzę, że tej nocy widziałam, jak wciskał swój język do buzi jakimś innym dwudziestu dziewczynom. - Odwróciła się do mnie. - Nie nienawidzę cię, Sutton. Zazdroszczę ci.

Wciągnęłam powietrze, kompletnie zaskoczona, tym co właśnie powiedziała. - Dlaczego?

- To, jak Justin na ciebie patrzy... nigdy wcześniej na nikogo tak nie patrzył.  W pracy zawsze mówi tylko o tobie, a gdy to robi, jego twarz cała promienieje. Całkowicie się zmienił, gdy cię poznał i wszystko to traktuje poważnie. Jestem zazdrosna, bo nie wiem, jak ci się udało do niego dostać. Ja próbowałam i próbowałam zrobić to samo, zmusić go, by kochał mnie tak mocno, jak ja kochałam jego. W zamian, on tylko niewyobrażalnie się wkurzał, a jedyne, co dostawałam to przemoc... werbalną i tą fizyczną.

- Kayla...

- Nie proszę, tylko nie lituj się nade mną. Myślałam, że będzie cię traktował w ten sam sposób, i że będę w stanie go odzyskać, by skrzywdzić cię tak samo, jak ja zostałam skrzywdzona. Musiałam znaleźć kogoś, kto będzie się czuł tak samo, jak ja, kto doświadczy tego samego bólu, przez który ja przechodziłam. Ale to nie było możliwe.

- Ale, Kayla on mnie nienawidzi. Nigdy wcześniej nie mówił tak szczerze. - Spuściłam głowę, bawiąc się bransoletką na moim nadgarstku.

- Sutton. Postawiliście go twarzą w twarz z jego matką, której nie widział i na którą obraził się lata temu. Oczywiście, że wybuchł i cię odepchnął. Nic, co powiedział, uwierz mi, niczego nie miał na myśli. Ten facet cię kocha. Może temu zaprzeczać, jeśli tylko chce, ale wszyscy inni to widzą. Jestem tylko zdziwiona, że ty tego nie widzisz.

- Próbowałam się z nim skontaktować każdego dnia, wielokrotnie od czasu naszej kłótni. Po prostu wygląda to wszystko tak, jakby już nie chciał mieć ze mną nic wspólnego.

Teraz przyszedł czas, by to Kayla prychnęła. - Jeśli nie chce mieć z tobą nic wspólnego, to dlaczego członkowie naszego gangu patrolują ten obszar 24/7, żeby cię chronić?

- On... co?

Kayla skinęła głową, wskazując za okno. - Może gdybyś chociaż odsłoniła zasłony w tym tygodniu, to byś zauważyła, jak kręcą się dookoła.

Szybko podeszłam do okna, odsuwając satynowe zasłony. Kayla miała rację. Na parkingu stało parę aut z przyciemnionymi szybami, a dwóch napakowanych kolesi, ubranych całych na czarno, kręciło się przy wejściu do naszego bloku.

To było to.

- Muszę się z nim zobaczyć. Myślisz, że oni wiedzą, gdzie jest?

- Możliwe. Ale to i tak nie ma znaczenia. Znając Justina, zapłacił im, by trzymali gęby na kłódkę.

- Poza tym, musisz coś zjeść, zanim nawet pozwolę ci wyjść przez te drzwi, by zacząć go szukać. - Pojawił się Jaxon, wsadzając swoją głowę przez drzwi. - Zjesz makaron i czegoś się napijesz, wtedy będziesz mogła udać się na poszukiwania. Teraz, potrzebujesz energii, inaczej nie będzie z ciebie żadnego użytku, włączając w to Justina.

- Nie wymawiaj jego imienia. - Wydyszałam.

Jednakże, w końcu pozwoliłam swojemu organizmowi poddać się Jaxonowi. Jeśli, to co mówiła Kayla było prawdą, a przecież nie miała żadnego powodu, by kłamać, to Justin ciągle mnie kochał i ciągle się o mnie troszczył. Potrzebował kogoś, tak mocno, jak ja potrzebowałam jego. Musiałam się z nim zobaczyć.

***

- Więc, ile wam zapłacił? - Westchnęłam. Byłam już przy piątym członku gangu, którego pytałam o miejsce pobytu Justina, jednakże wszyscy mnie ignorowali, z "powodów umowy". Czy naprawdę trzeba podpisać umowę, by być obserwatorem i ochroniarzem dziewczyny twojego szefa? Kto by pomyślał, że coś takiego, będzie tak "oficjalnie" załatwiane.

- Jeśli bym ci powiedział, to prawdopodobnie pożegnałbym się ze swoimi jajami. Przykro mi, panienko Rosegarden. - Przeprosił mnie mężczyzna, zamykając przyciemnione okno, by uniknąć moich dalszych pytań.

- Wszyscy powtarzacie to jak mantrę! - Krzyknęłam w okno i odwróciłam się na pięcie, odsuwając kosmyki włosów, które wpadły mi do oczu.

Nie mogłam tak po prostu siedzieć i czekać, aż Justin wróci. Już i tak minął prawie ponad tydzień, a ja już nie miałam siły. Nie zniosę kolejnego dnia bez rozmowy z nim. Chyba że...

- Musisz powiedzieć Justinowi, że mam zamiar pójść na dzwonnicę i mam zamiar skoczyć.

Szczęka Jaxona opadła. - Oszalałaś? Chcesz, żebym powiedział Justinowi, że jesteś gotowa popełnić samobójstwo?

- Co, masz jakiś lepszy pomysł? Po drugie, jestem pewna, że już mu powiedziałeś, że praktycznie nie ruszam się z mieszkania i to prawdopodobnie dlatego, są tutaj ci wszyscy faceci, którzy upewniają się, że nic mi się nie dzieje. Jeśli wie, że nie będą mogli zapobiec czemuś takiemu, nie będzie miał wyboru.

- Nie powiem mojemu bratu, że jego dziewczyna ma zamiar skoczyć z dzwonnicy.

Skrzyżowałam ramiona na piersi. - Muszę z nim porozmawiać, a to jest jedyna droga. Jeśli dowie się, że jestem w niebezpieczeństwie i że jest jedynym, którym ściągnie mnie z tej krawędzi, to przyjdzie. Jeśli się nie pojawi, to znaczy że Kayla się myli i on naprawdę mnie nie kocha. - Nie chciałam nawet myśleć o tym, że ta ostatnia część może okazać się prawdą. Wierzyłam, że to przetrwamy.

- Sutton...

- Jaxon, proszę. - Chwyciłam jego kurtkę, przygotowana by uklęknąć na ziemi, by się zgodził.

- Dobrze. Ale jeśli coś ci się stanie, nigdy sobie tego nie wybaczę.
____________________________________________________________
Dzień dobry, misiaczki <3
Doszłam do wniosku, że czas na prezent z okazji wytrwania kolejnego roku szkolnego!
Udanych wakacji! <3

#muchlove N.

6 komentarzy:

  1. O boze ! :** Chce juz kolejny :( :* Autorka dodala 36 ? A jak nie to kiedy dodala oststni ? :( :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, jeszcze nie ma 36, a 35 został dodany we wrześniu, więc niestety znowu będzie przerwa ;(

      Usuń
  2. Nareszcie! 😜 Mam nadzieje ze Justin szybko zmadrzeje ale jeszcze wieksza nadzieje mam ze to nie był ostatni rozdział, autorka dodała cos jeszcze?

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak zwykł genialny:') <3 czekam na next!*.*

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy nowy rozdział? Są 3, które nie są przetłumaczone

    OdpowiedzUsuń
  5. W kilka dni przeczytalam część 1 i skonczylam teraz 2. Kurcze czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :(

    OdpowiedzUsuń