Zawsze wierzyłem, że byłem silną osobą. Chodzi mi o psychiczną część, fizyczna przyszła o wiele później. Udało mi się przejść przez to całe gówno, które moje życie rzucało mi prosto w twarz i ciągle byłem w stanie to robić i ciągle funkcjonowałem, więc naprawdę musiałem być cholernie silny.
Zacząłem naprawdę żyć w tak młodym wieku, opiekując się moją samotną matką i moim rodzeństwem, starając się zapewnić nam pieniądze. Nie, to nie była "idealna" praca, bycie zamieszanym w biznes narkotykowy i gang w tak młodym wieku, ale cholera, zarabiałem porządne pieniądze. Sam siebie stawiałem w trudnych sytuacjach, sytuacjach, które łatwo mogły zakończyć moje życie, ale moją motywacją była moja rodzina. Nie mówię, że byłem idealnym dzieckiem - byłem kompletnym jego przeciwieństwem. Jednakże, nie oznacza to, że zasługiwałem na życie, które dostałem, życie, którego nie życzyłbym nawet najgorszemu wrogowi.
Doświadczyłem rzeczy, których nie powinien doświadczyć żaden czternastolatek. Moja "mama" praktycznie nie mogła sobie poradzić z trójką dzieci, gdyż nie potrafiła poradzić sobie nawet z samą sobą. Nie mówię, że nie robiła wszystkiego, co w jej mocy, bo bardzo dużo pracowała, pomimo tego, że to moja praca zapewniała nam dach nad głową. Była sprzątaczką za dnia, a kurwą w nocy. Obrzydzało mnie to, że sprzedawała swoje ciało obleśnym facetom, w taki sposób, że zawsze czekałem całą noc, aż wróci do domu. Jej godziny pracy coraz bardziej się wydłużały, a ona czuła się jeszcze gorzej z powodu picia i depresji. Ale kiedy spotkała... jego... wszystko stało się już nie do zniesienia.
Pewnego dnia, wróciłem z pracy i wszedłem do domu, gdzie ta szumowina biła ją na kwaśne jabłko. Pamiętam jego groźby, jakby zdarzyły się zaledwie wczoraj, a nie prawie osiem lat temu. Najgorszą rzeczą było to, że on miał żonę i swoje dzieci, a jednak był w naszym domu prawie codziennie, mieszając i mieszając w głowie mojej matki. Każdego dnia myślałem, aby go śledzić, wyśledzić jego rodzinę i powiedzieć im, jakim potworem był naprawdę. Okazało się, że nigdy nie miałem serca, aby to zrobić. Nie chciałem rujnować życia tych dzieciaków i kazać im dorastać bez ojca, tak jak musiałem to robić ja. Posiadanie jednego rodzica było beznadziejne. Oczywiście, moja mama groziła mu, że wyjawi jego mały, brudny sekret i powie jego żonie, jakim obleśnym był facetem. Nie spodobało mu się to.
Tak bardzo, w tamtym czasie gardziłem moją mamą za to, że zaniedbywała Jazzy i Jaxona dla tego faceta i zostawiła to wszystko na moich barkach, czternastolatka, który musiał wszystko utrzymać, ciągle ją ochraniałem. Tak, byłem dupkiem i cholernym graczem, jeśli chodziło o kobiety, ale nigdy nie znęcałbym się nad kobietą w taki sposób.
Ciągle miałem bliznę na dowód tego, co mi zrobił. Ciągle na mojej nodze była widoczna blizna, gdzie jego nóż przeciął moją skórę. Ze wszystkich blizn i ran, które pojawiły się na całym moim ciele przez te wszystkie lata, ta ciągle była najgorszą ze wszystkich. Nigdy nie pokazałem jej Sutton. Boże, w tej chwili nawet samo myślenie o niej bolało. Pewnego dnia zauważyła ją, gdy leżeliśmy w łóżku, przyglądając jej się dokładnie w zamyśleniu, jak robiła z każdą blizną, którą znalazła na moim ciele. Po prostu ją zbyłem, wymyślając jakąś gównianą historię o facecie, który nie zapłacił za towar. Jak mogłem kontynuować opowiadanie prawdy o jej ojcu, który tak okropnie ją zranił? Przez większość swojego życia, znała tylko jaśniejszą część jego charakteru, a ja widziałem, jak zorientowanie się, że nie jestem tym, za kogo się podawał, rozdzierało ją na kawałki. Pomimo tego, że to był tylko czubek całej góry lodowej gówna. Jedyne za co byłem wdzięczny to to, że nigdy się nad nią nie znęcał, przynajmniej nic o tym nie wiedziałem, ale byłem pewny, że powiedziałby mi o tym. Uderzyłem go z tysiąc razy, by upewnić się, że ten potwór nigdy nie położy na niej swoich łap.
Jakim cudem taki potwór mógł spowodować, że ktoś tak perfekcyjny, jak Sutton się urodził. Kurwa, to bolało.
Planowałem to już od jakiegoś czasu, ale właściwy moment nie nadszedł aż do tej chwili. Musiałem być wiarygodny, w innym wypadku, to nie wypali. Musiałem być przekonywujący, aby nie tylko Sutton i cała reszta w to uwierzyła, ale najważniejsze, aby uwierzył w to SA. Musiałem dowiedzieć się, kim jest SA, żebym w końcu mógł to wszystko zakończyć. Te gierki, tortury, ciągły strach - to wszystko musiało się skończyć. Miałem zamiar zabić tego skurwysyna. Byłem zmęczony ciągłym bólem i zastraszaniem, które on lub ona wywoływał. Już dawno temu przestałem przejmować się samym sobą, ale on/ona nie mierzył we mnie. Nie. On groził i prześladował ją, a ja nie mogłem nic na to poradzić. Jeśli było coś innego na świecie, czego nienawidziłem bardziej, to uczucie słabości i bezsilności, które powodował we mnie SA.
Doszedłem do wniosku, że będąc z nią jestem w o wiele gorszej pozycji, by walczyć przeciwko SA. Brałem to zbyt osobiście i pozwalałem furii i mojej miłości do niej, całkowicie nad sobą zawładnąć. Więc, aby popatrzeć na to z dalszej perspektywy i z czystym umysłem, musiałem od niej odejść. To nie mogło być takie proste, że powiem jej swój plan i obydwoje będziemy udawać, że nie jesteśmy razem, ponieważ po prostu żadne z nas nie było zdolne, aby to robić. Znałem tylko jeden sposób, który uchroni mnie od wciągnięcia ją w ten plan.
Było tylko jedno wyjście.
Jak mogłem przekonać miłość moje życia, że nienawidziłem jej, gdzie było kurewsko oczywiste, że byłem w niej nieodwołalnie i nieodwracalnie zakochany?
Kiedy pomysł zakończenia tego wszystkiego pierwszy raz wpadł mi do głowy, nieświadomie wypaliłem z pistoletu w sam środek asfaltu podczas pracy, mój organizm chyba sam zakazywał mi nawet o tym myśleć. Skrzywiłem się na samą myśl, że skrzywdzenie jej w taki sposób w ogóle przeszło mi przez głowę. Lekko powiedziane, że ten bezmyślny strzał wywołał zszokowane reakcje i niezliczoną ilość dziwnych spojrzeń od reszty gangu. Ale po prostu wymierzyłem broń w każdego z nich i powiedziałem im, że mają się odwrócić, chyba że chcą, aby kolejne kulki powędrowała w ich głowy.
To właśnie chwilę potem wszedłem do domu i zobaczyłem moją mamę siedzącą przy stole w mieszkaniu Jaxona, wiedziałem, że musiałem myśleć i działać szybko. Niczego bardziej nie pragnąłem niż usiąść i wysłuchać ich historii, postarać się zrozumieć i zaakceptować to, że wróciła do miasta. Tak, nienawidziłem jej za to, co zrobiła, ale nigdy tak naprawdę nie brzydziłem się własną mamą. Cholera, musieliśmy jeszcze popracować nad wieloma rzeczami i zajęłoby to mnóstwo czasu, abym znowu zaczął ją szanować, nie zrozumcie mnie źle, ale nie pragnąłem niczego bardziej niż ponowne posiadanie jej w moim życiu. Pomimo tego, jak bardzo nienawidziłem tego przyznać, ale zawsze zastanawiałem się, gdzie się teraz podziewa. Czy udało jej się znaleźć kogoś, kto się nią opiekuje i traktuje tak, jak na to zasługiwała? Czy szukała pomocy? Zawsze wiedziałem, że była alkoholiczką i cierpiała na okropną depresję i martwiło to mnie, gdy odsunąłem ją od swojego życia. Nie mogłem otrząsnąć się od obrazów, które pokazywały jej ciało w jakimś dole, śmiertelnie białą, dławiącą się swoimi wymiocinami, z rozszerzonymi oczami i butelką whiskey ściśniętą w jej dłoni. To było z jednym z powodów, przez które nie mogłem dobrze spać, gdy byłem młodszy i nawet teraz miewałem takie koszmary. Znowu, to była kolejna rzecz, której nie mogłem powiedzieć Sutton. Sama miała wystarczająco dużo problemów, z którymi musiała sobie radzić, a ja chciałem dać jej poczucie, że jestem tak silny, jak sobie to wyobrażała. Byłem jej ochroną i ktoś, kto miał taki obowiązek musiał być nie do ruszenia.
Więc dałem wtedy występ moje pierdolonego życia. To było tak spontaniczne i tak nieprzećwiczone, że wszystko wyszło bardzo wiarygodnie, nawet ja w niektórych momentach w to uwierzyłem. To było pierdolonym przekleństwem obserwując Sutton, która po prostu stała, zdumiona moim zachowaniem, zobaczyć błysk przerażenia i rozczarowania w jej oczach. Widziałem to spojrzenie za każdym razem, kiedy zamykałem oczy i raniło one mnie jeszcze bardziej, gdy odtwarzałem je ciągle w mojej głowie.
Uwolniłem każdy gram złości, nad który tak ciężko pracowałem, aby chować w środku i wyrzuciłem go w kierunku osoby, której nigdy bym tego nie zrobił. Najbardziej zdumiewającą rzeczą było to, że nawet po tych wszystkich okropnych rzeczach, które powiedziałem, wyszła za mną z tego mieszkania. Błagała bym z nią porozmawiał, bym poszedł z nią, żeby mogła wszystko naprawić. Wiedziałem, że robiłem to wszystko dla niej. Jednak, nie chciałem niczego innego, niż podzielić się z nią moim okropnym planem, otoczyć ją ramieniem i zapewnić, że wszystko będzie w porządku. Jednak, wiedziałem, że to jedna z niewielu okoliczności, w których to wszystko mogło się udać i wiedziałem, że będę musiał spowodować jej cierpienie.
Mój umysł aż krzyczał, bym otworzył drzwi widny, kiedy usłyszałem jej ostatnie słowa i widziałem, jak opada na podłogę. Właściwie to musiałem sam siebie uderzyć i powstrzymywać swoją rękę przed przyciśnięciem guzika, by wrócić i ją zobaczyć. Szkody zostały wyrządzone. Teraz SA musiało w to uwierzyć.
I to działało... przynajmniej przez ostatni tydzień.
Oczywiście, życie nie jest takie proste i nie wszystko zawsze idzie po naszej myśli. Więc, kiedy usłyszałem jej głos i zobaczyłem ją stojącą w miejscu, w którym się ukrywałem, można powiedzieć, że byłem kompletnie zaskoczony. Nie sądziłem, że będzie aż tak uparta.
Na początku myślałem, że mam halucynacje. Miałem je przez cały tydzień, widziałem jej twarz gdziekolwiek popatrzyłem, słyszałem jej delikatny głos, który zapewniał mnie, że niedługo to wszystko się skończy, czułem nawet jej perfumy, jakby dopiero co przeszła przez ten pokój. To właśnie dlatego podniosłem pistolet, by agresywnie wybić sobie tę halucynację z głowy. Byłem już wystarczająco zmęczony bez takich zabaw moimi emocjami.
Więc, kiedy zdałem sobie sprawę, że to prawdziwa Sutton stoi przede mną, nie mogłem trzymać w dłoni pistoletu wycelowanego w jej twarz. To był kolejny test i prawdopodobnie najtrudniejszy z nich wszystkich. Dzięki temu dupkowi Kianowi, dokładnie wiedziała, gdzie mnie znaleźć. To był ostatni raz, kiedy mu o czymś powiedziałem. Nawet dał jej swoją własną kartę dostępu. Jakiej części "trzymaj Sutton bezpieczną, ale jak najdalej ode mnie" nie zrozumiał? Będę musiał sobie później z nim porozmawiać.
Sutton była po prostu upartą osobą, którą kochałem, więc nie uwierzyła mi. Mogłem powiedzieć co tylko chciałem, a ona i tak by w to nie uwierzyła. A potem ciągle błagała mnie, tak blisko mojej twarzy, byłem dosłownie milimetry od jej pięknych, różowych ust. Potrzebowałem jej. Tęskniłem za nią bardziej niż kiedykolwiek za kim innym. Niemniej jednak, wiedziałem, że jest tylko jedna droga, by dostać się do niej i przekonać ją, że to wszystko jest prawdą. Zrobiłem jedną rzecz, która obrzydziła mnie najbardziej, uderzyłem ją.
Jej delikatne, przestraszone ciało upadło na podłogę. Szybko wyciągnąłem jej kartę i odwróciłem się prawie w tym samym momencie. Patrzenie na jej zastraszenie i ból już na zawsze zostanie odbite w mojej pamięci. Nie mogłem już spojrzeć jej w twarz, nie po tym co właśnie jej zrobiłem. Marzyłem, żeby wszystko potoczyło się inaczej. Ale albo to zaakceptuję, albo dalej będę patrzył, jak jest torturowana i boi się, że w końcu SA ją zamorduje. Mogła mnie za to znienawidzić do końca swojego życia, ale jeśli to by oznaczało, że przeżyje i zostanie uwolniona z uścisku SA, byłem w stanie zrobić wszystko, co w mojej mocy. Potrzebowałem tylko, żeby była bezpieczna. Nie dbałem o to, że on mnie zabije, tak długo, jak ona zostanie nietknięta i zdrowa.
- Chciałabym, żebyś jeszcze wiedział jedną rzecz. Ja też siebie nienawidzę. Nienawidzę siebie za to, że byłam w tobie tak szaleńczo zakochana, że nawet nie potrafiłam ochronić samej siebie. Brzydzę się faktem, że gdy dzisiaj stąd wyjdę, to będzie twój koniec, a nie mój. Nie sądzę, bym kiedykolwiek przestała cię kochać, bo jest to po prostu niemożliwe. Nigdy nie mogłabym cię znienawidzić.
Nie mogłem na nią patrzeć. Moja pierś zaciskała się, a ja czułem łzy cisnące się do moich oczu. Moje serce aż bolało, błagając, bym podszedł do niej i ją objął. Bym powiedział jej, dlaczego to wszystko robię, by pocieszyć ją i zapewnić, że wszystko, co dzisiaj powiedziałem i w tamtym tygodniu, nie było prawdą.
- Żegnaj, Justin.
Plan zadziałał, ale rozerwał mnie na miliony kawałeczków.
Tak szybko, jak zatrzasnęły się drzwi, wykrzyczałem całą swoją frustrację i agresywnie uderzyłem się pięściami w głowę. Jeśli ktokolwiek wszedłby teraz do środku, chciałby wsadzić mnie w kaftan bezpieczeństwa i odwieźć do najbliższego psychiatryka. Cholera, to właśnie tam potrzebowałem się udać po dzisiejszym wieczorem. Ale nie mogłem się poddać, nie teraz, kiedy zaszedłem już tak daleko.
Ona odeszła, a ja cierpiałem. Ale musiałem przezwyciężyć ból i znowu zrozumieć, dlaczego muszę przez to wszystko przechodzić. To wszystko robiłem dla niej.
Otarłem swoje łzy rękawem i wyciągnąłem butelkę whiskey z jednej z szafek, zanim opadłem na krzesło przed biurkiem. Ekran powrócił do życia, gdy tylko drżącą ręką wpisałem hasło.
Nadszedł czas, by dowiedzieć się, kim kurwa był SA.
_________________________________________________
Cześć, cześć :)
Powoli wracamy do normy ;)
#muchlove N.
wow, jestem w szoku. mam nadzieje ze szybko do siebie wroca
OdpowiedzUsuńO boże tyle emocji ♥
OdpowiedzUsuńo wow! nie mogę się doczekać co dalej <3 niesamowity rozdział ^^
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuń